źr. Stockexpert
Konferencje Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu to największa na świecie impreza promujące idee ochrony środowiska. Wiele autorytetów ze świata nauki wyraża się krytycznie wobec działań podejmowanych przez ONZ czy IPCC, organizacji stworzonej wyłącznie dla rozpowszechniania oenzetowskiej tezy o ocieplaniu klimatu spowodowanego działalnością człowieka.
Media niczym mantrę powtarzają twierdzenia przedstawicieli IPCC. Politycy i coraz większa rzesza naukowców prowadzących badania na zlecenie i za pieniądze ONZ również promują hasła „niebezpiecznego” rozwoju ludzkości, który prowadzi do istnej zagłady planety.
Naukowcy, którzy wyciągają inne wioski z obserwacji przyrody są marginalizowani. Zresztą takich badań jest coraz mniej, ponieważ pieniądze z budżetów rządów dostają tylko ci, którzy chcą potwierdzić globalną tezę, a nie jej zaprzeczyć.
Równolegle z działalnością polityczną IPCC prowadzona jest kampania w mediach. Zagrożenia jakie człowiek stwarza dla natury swoją działalnością od lat są pokazywane w ten sam sposób. W telewizyjnych archiwach przygotowane są „obrazki” pod komentarze do informacji o globalnym ociepleniu. Wciąż te same łamiące się lodowce i zalane wioski. Gdyby na serio traktować wszystkie przekazy medialne okazałoby się, że żyjemy w świecie na skraju katastrofy. Na początku lat 90. media straszyły powiększającą się dziurą ozonową. Potem przyszła kolej na spaliny, które sprawiają, że każdy deszcz który spada na ziemię jest „kwaśny”. Obecnie jesteśmy zapewniani, że za kilka lat zaleją nas oceany, których poziom wód podniesie się na skutek topniejących lodowców. Nigdy też nie ma pewności czy zjedzenie bułki nie spowoduje, że zaczniemy świecić na zielono, ponieważ dziś żywność to przede wszystkim chemia.
Socjolodzy podkreślą, że epatowanie w mediach lękiem przed rozwojem nauki i industrializacją, przypomina straszenie złymi duchami i czarownicami. Ludzie odruchowo boją się tego co nieznane. Łatwo więc dzięki takim zabiegom wpajać wszystkie irracjonalne zasady, które pozwolą ustrzec się niewidzialnego wroga.
Współczesna broń na czarownice
W średniowiecznej Europie obawiano się czarownic i potworów, które zamieszkiwały kontynent. Wymyślano więc sposoby jak ustrzec się przed złem. Kiedy w pobliskiej wiosce rzekomo pojawiał się wilkołak, ze straganów natychmiast znikał czasek. Dziś Greenpeace i inne „zielone” organizacje straszą globalnym ociepleniem, a społeczeństwa coraz więcej wydają na ekologiczne sprzęty domowego użytku, ekologiczne domy czy samochody.
Ideologia „zielonych” nie kończy się na zakupach. Jak każda, interesuje się przede wszystkim codziennym życiem obywateli. Zieloni stworzyli cały zbiór zasad (niezwykle irracjonalnych) tego jak żyć, aby nie zaszkodzić planecie. Apelują aby „Europejczycy gotowali tyle wody, ile naprawdę potrzebują, czyli średnio o 1 litr wody dziennie mniej”. Co to da? „Zaoszczędzona energia mogłaby zasilić jedną trzecią oświetlenia ulicznego w Europie!” – piszą w na stronach Konferencji COP14. Jak czytamy w wyjaśnieniu „gotując tylko tyle wody, ile potrzebujesz na przyrządzenie kawy czy herbaty, nie będziesz marnować niepotrzebnie energii i ograniczysz emisję dwutlenku węgla – naukowcy twierdzą, że nawet o ok. 25 kg rocznie!” Czy to dużo? Naukowa odpowiedź „zielonych” brzmi: „sporo”.
Innym pomysłem na ekologiczne życie jest obniżenie temperatury w domu o jeden stopień. Zieloni ekolodzy zalecają również nie używanie samochodu. Jeżeli jednak, ktoś uparcie musi z korzystać z tego dobra XX wieku, niech przesiądzie się na ekologiczną jazdę: usunie niepotrzebne przedmioty z bagażnika i tylnych siedzeń, zamyka okna, szczególnie przy dużych prędkościach, a także rozpoczyna jazdę zaraz po zapaleniu silnika i wyłącza silnik, jeśli zatrzymuje się na dłużej niż na minutę. Zabronione jest używanie klimatyzacji. Chyba, że to konieczne.
Organizacje takie jak Greenpeace utrzymywane są przez zamożne korporacje i światowe przedsiębiorstwa. Co innego tysiące agent ONZ zajmujących się problemem ochrony środowiska przed zgubną działalnością człowieka. Miliardy dolarów z budżetów państw pakowane są do kieszeni tych, którzy zajmują się na co dzień straszeniem ludzi. Sama organizacja konferencji COP to bajońskie sumy. W Poznaniu w dwutygodniowych obradach przewiduje się udział ok. 8 tysięcy uczestników: ponad 190 delegacji rządowych z ministrami środowiska, instytucji międzynarodowych, ekologicznych, biznesowych i badawczych organizacji pozarządowych oraz mediów. Może warto podczas przemówień odbywających się w klimatyzowanych salach wielkiego centrum konferencyjnego zmniejszyć temperaturę o jeden stopień?
Rafał Kowalczyk