Uczniowie, studenci, biznesmeni - potrafią rzucić wszystko, przemierzają setki kilometrów, żeby dotrzeć do miejsca, w którym mogą spotkać nie widzianego dotąd ptaka. Ewa Szkurłat o coraz większej popularności podglądania wszelakiego ptactwa:
Dr Wojciech Bielański z Instytutu Ochrony Przyrody w Krakowie: - To jest wspaniałe hobby, sposób na życie. Początkowo jest to podglądanie amatorskie, ale czasem może się zmienić w cele naukowe, powiązane np. z jakimiś badaniami. W wielu krajach jest to bardzo rozwinięta metoda spędzania wolnego czasu, przyjemna i pożyteczna, ponieważ niejednokrotnie informacje uzyskiwane przez birdwatcherów – amatorów podglądania ptaków, są bardzo cenne dla wiedzy o występowaniu gatunków, liczebności i różnorodności gatunkowej na danym terenie.
Ile średnio kosztuje wyposażenie takiego birdwatchera?
Paweł Warzecha – ornitolog: - Może oscylować od 200 do kilkunastu tysięcy złotych. W zależności od tego co kto potrzebuje wiadomo, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Podstawowym sprzętem jest lornetka, którą można kupić za kilkaset złotych. Jeśli chodzi o akweny wodne to przydaje się luneta, do tego statyw, aparat, w sumie kilkanaście tysięcy złotych, ale można tez skompletować za kilkaset złotych.
Dr Wojciech Solarz – ornitolog: - Na murach jednego ze średniowiecznych kościołów odkryliśmy pomórnika, żerującego na wieży kościelnej. Pomórnik jest ptakiem bardzo rzadkim, nie słyszeliśmy o ty, żeby pomórnika ktokolwiek obserwował w mieście, szukał sobie owadów, jaj, ukrytych w szczelinach muru. Jest to ptak górski, gnieździ się w Tatrach, Pieninach, w wysokich górach, nigdy nie był obserwowany w centrum dużego miasta, tak daleko od miejsc swojego występowania.
Paweł Warzecha: - Wokół "bird watchingu" tworzy się swoisty przemysł, jeśli chodzi nawet o biura turystyczne. Zachodni birdwatcherzy chętnie odwiedzają Polskę ze względu na np. Bagna Biebrzańskie, Puszczę Białowieską, góry. W Anglii, Holandii tylu gatunków dzięciołów, sów, czy ptaków drapieżnych nie są w stanie zobaczyć co u nas.