Z dramatyczną prośbą o pomoc do Czerwonego Krzyża zwrócił się lider miejscowych Romów - Janos Farkasz.
172 osób ewakuowano pięcioma autobusami do ośrodka wypoczynkowego Csileberc koło Budapesztu. Pozostałych przewieziono na kemping w miejscowości Szolnok. Romscy mężczyzni postanowili bronić swoich domów i zabarykadowali się w ich wnętrzach.
Powodem przerażenia Romów był przyjazd kilkuset przedstawicieli paramilitarnej skrajnie prawicowej ogranizacji Vederoe (Siła Obronna) bliskiej ugrupowaniu Jobbik, które stanowi trzecią siłę polityczną w węgierskim parlamencie.
Uczestnicy trzydniowego obozu szkoleniowego przybyli do miasteczka w mundurach, z bronią palną i gumową amunicją. Droga na zakupiony przez nich prywatny teren, gdzie miało przebiegać szkolenie, prowadziła przez dzielnicę, w której żyje 450 Romów. Już przed przyjazdem uczestnicy obozu zapowiadali że "zrobią z nimi porządek".
Początkowo rzecznik premiera Peter Szijarto zbagatelizował incydent, tłumacząc dziennikarzom, że Romowie wyjechali na wypoczynek. O ewakuacji nie wiedziała miejscowa policja. Dopiero po kilku godzinach do miasteczka przybyło stu policjantów z Budapesztu.
Szef MSW Szandor Pinter powiedział, że pięciu przywódców skrajnej prawicy zostało zatrzymanych, a obóz został rozwiązany.
sg