Okazuje się, że przez 60 godzin Philae zdołał przesłać sporo informacji o swojej komecie. ESA właśnie ujawniła cztery fakty, które poznaliśmy dzięki danym wysłanym przez lądownik.
Po pierwsze - oryginalne miejsce lądowania było miękkie jak piasek. Najprawdopodobniej pokrywał je pył. Dlatego urządzenie nie wbiło się w powierzchnię, odbiło się i zostało odrzucone w kierunku dotąd dokładnie nieustalonym.
Wiemy też, że nie wszystkie rejony komety są równie miękkie. W niektórych warstwa pyłu może mieć kilkadziesiąt centymetrów, ale w innych na powierzchni znajduje się materiał o twardości skały. Nie jest to zaskoczeniem: od dawna przypuszczano, że komety są zbitkiem skał, lodu i pyłu.
Okazało się także, że struktura komety przypomina gąbkę: ma ona w środku puste miejsca. Wiadomo to dzięki falom radiowym, które Philae „przepuścił” przez kometę 67P. Z danych wynika, że nawet 85 proc. wnętrza komety może być puste.
Kometa jest bogata w materiały organiczne. Philae znalazł 16 różnych związków organicznych, w tym cztery, których nigdy wcześniej nie odkryto na kometach. Wspiera to hipotezę, że związki organiczne mogły się pojawić na Ziemi właśnie dzięki kometom.
Być może Philae nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W czerwcu tego roku lądownik wybudził się z hibernacji, ale na razie sonda Rosetta nie jest w stanie nawiązać stabilnego połączenia ze swoim lądownikiem. Naukowcy nie poddają się. Liczą, że uda się połączyć w sierpniu, kiedy kometa 67P znajdzie się najbliżej Słońca.
(ew/PopSci)