W kalifornijskim mieście Anaheim potencjalni wagarowicze są pod kontrolą dzięki technologii GPS. Wystarczą zaledwie cztery nieobecności i wtedy uczeń otrzymuje zaproszenie do udziału w programie.
Dzień śledzonego wagarowicza zamienia się w nadzór. Codziennie rano głos w telefonie informuje go o tym, że do szkoły należy dotrzeć na czas. Pięciokrotnie w ciągu dnia musi także spełnić obowiązek zameldowania się w systemie - tylko po to, by można sprawdzić, gdzie się aktualnie znajduje.
To jeszcze nie koniec tej inwigilacji. Potencjalny wagarowicz ma swojego "anioła stróża" w postaci osobistego trenera, który trzykrotnie w ciągu tygodnia dzwoni do ucznia, podpytuje, jak sobie radzi i podpowiada, jak dokonywać codziennie wyczynu, jakim jest dotarcie do szkoły na czas.
Jak zapewniają organizatorzy pieniądze wydane na monitoring przez GPS zwrócą się. Program ma trwać sześć tygodni. W tym czasie frekwencja zdecydowanie powinna się poprawić - takie zjawisko zaobserwowano np. w Baltimore, gdzie po trwaniu takiego samego programu obecność wagarowiczów poprawiła się z 77% na 95%.
Nie wszyscy jednak są zadowoleni z rozwiązania monitorowania przez GPS – głosów krytyki nie szczędzą rodzice, uważając, że ich dzieci traktuje się jak więźniów.
aj/gadzetomania.pl/ocregister.com/polskieradio.pl