Jeżeli twórczość Cormaca McCarthy'ego potraktujemy jako klucz do amerykańskiej współczesności, wyłoni się wizja mroczna i niełatwa. Przyroda jest zniszczona, ludzie zezwierzęceni, a nadziei na lepszą przyszłość nie ma.
Książki jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich nie są łatwą lekturą. Bohaterka powieści "W ciemność" rodzi dziecko, ale zostaje jej ono odebrane przez brata. Kobieta stara się ich odnaleźć; pojawiają się sugestie, że być może to brat jest ojcem dziecka. - Jednocześnie po okolicy krąży trzech mężczyzn, zabijających bez racji ludzi i niepokojąco przypominających jeźdźców apokalipsy. "W ciemność" to opowieść straszna, czarna - ocenia historyk literatury Marek Gumkowski.
Jak budować i burzyć społeczeństwo?
Być może potrzeba pisania i czytania tak mrocznych książek bierze się z przeświadczenia o upadku amerykańskiego społeczeństwa. W USA bardzo silne jest poczucie, że społeczeństwo to konstrukcja, a nie stan naturalny.
- U korzeni Stanów Zjednoczonych legła purytańska wizja moralnego świata, zbudowanego na bardzo rygorystycznych zasadach wywodzących się z tradycji biblijnej - wyjaśnia Marek Szopski. - Z czasem nastąpiło jednak przesunięcie do świata, który widzi wszystko w kategoriach szansy, możliwości. Według McCarthy'ego taka przemiana może oznaczać upadek "konstrukcji".
Upadek niszczy przyrodę
- Na początku oswajanie dzikiego kraju wymagało pionierów, ludzi typu Daniela Boone'a, którzy byli za pan brat z absolutnie nietkniętą naturą - opowiada Szopski. To był kraj, który uszlachetniał, dawał szansę bycia lepszym człowiekiem.
- Jeszcze raz wpuszczono ich do raju - zgadza się Gumkowski. - Przyroda była ostoją nadziei. Ale w "Drodze" zmienia się ona w naturę piekielną. Jakby nie było żadnej szansy dla człowieka na tej ziemi.
W tej powieści McCarthy'ego ojciec i syn wędrują przez zniszczoną, wypaloną Amerykę. Nie wiadomo, co się właściwie wydarzyło, ale sama Ziemia buntuje się ciągłymi trzęsieniami.
W dekonstrukcji amerykańskiego mitu, którą uprawia McCarthy, chodzi nie tylko o zniszczenie, ale też sprawdzenie, czy to, co było, na pewno działało dobrze. Na tej samej zasadzie funkcjonują antywesterny uderzające w amerykańskie legendy.
Antymit Dzikiego Zachodu
- "Niebieski żołnierz" z 1970 roku wywracał mit kawalerii, która przyjeżdża i broni osadników przed Indianami, a jej trąbka niesie sygnał nadziei. W tym filmie zostali przedstawieni jako banda zwyrodnialców mordujących niewinnych - ocenia Gumkowski.
Antywestern nigdy nie wyparł westernu, ale to właśnie z tego nurtu współczesne kino amerykańskie czerpie coraz śmielej. Na przykład ostatni film braci Coen - western "Prawdziwe męstwo" - bardzo odbiega od oryginału z Johnem Waynem. Na mrocznym Dzikim Zachodzie historie ze swoich nowych filmów umieszczą niedługo mistrz krwawego kina Quentin Tarantino i pionier filmu grozy John Carpenter. Ciekawe, co z takiej rewizji Ameryki wyniknie.
- Subtelne zmiany i sugestie wywracają wszystko na drugą stronę, tworzą nową wizję - mówi Gumkowski. - To nie tylko zabawa konwencjami...
Zachęcamy do odsłuchania zapisu rozmowy z "Sezonu na Dwójkę".
usc