Film rozpoczyna się od mocnej i zabawnej sceny: jest konklawe, starsi kardynałowie oddają głosy i w duchu modlą się, by to nie oni zostali wybrani na tron Piotrowy. "Habemus Papam - mamy papieża" zaskakuje prostym i bardzo interesującym pomysłem: nowym papieżem wybrany zostaje w końcu kardynał z depresją, który boi się wyjść i pozdrowić tłum wiernych.
Rzecznik Watykanu (świetny Jerzy Stuhr) decyduje się sprowadzić do niego psychoanalityka (w tej roli reżyser filmu Nanni Moretti). Ich krótka konfrontacja jest bardzo obiecująca, ale w tym miejscu fabuła bierze szkodliwy dla samego filmu zakręt: papież ucieka i wędruje po ulicach Rzymu. W tym czasie psychiatra tkwi w Watykanie, grając z resztą kardynałów w siatkówkę...
"Habemus Papam" od dłuższego czasu towarzyszyła w Polsce nieadekwatna aura skandalu. Mówiło się, że to film drwiący z majestatu wiary. Nic bardziej mylnego. Moretti nie atakuje, ale stawia pytanie o kondycję instytucji kościelnej. Przypomina w ten sposób o ludzkim wymiarze Kościoła i o tym, że za każdym świętym obrazkiem stoi człowiek z krwi i kości.
Urszula Schwarzenberg-Czerny