Największe na świecie muzeum - waszyngtońskie Smithonian - zdecydowało się umieścić na swojej stronie 200 tysięcy fotografii, których autorami nie są ludzie, a dzikie zwierzęta. W dżunglach i pustyniach całego świata zostały poukrywane fotokomórki, które robiły zdjęcia, gdy tylko zarejestrowały w pobliżu ruch. Powstały w ten sposób bardzo interesujące, choć zupełnie przypadkowe kadry (zobacz zdjęcia w galerii po prawej stronie artykułu).
To może skrajny przykład, ale przypadek to ceniony towarzysz współczesnych artystów. Bardzo interesujące są działania twórców, którzy powstające z naukową precyzją prace konfrontują z nieprzewidywalnymi siłami natury. Jak mówi kurator CSW w Warszawie i dziennikarz Stach Szabłowski, najciekawsze jest właśnie to, co artysta zdecyduje się z samym przypadkiem zrobić.
(W dźwięku Stach Szabłowski opowiada o bardzo ciekawej, przygotowywanej przez Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, wystawie wielkiego izraelskiego mistyfikatora - artysty Roee Rosen. Kliknij "Rosen i mistyfikacje w sztuce")
Urszula Schwarzenberg-Czerny: Artyści zapisują metodycznie pomysły w szkicownikach. Samo rysowanie ma w sobie już sporo z kombinowania. Jak to jest z tym przypadkiem w sztuce?
Stach Szabłowski: Szkicownik działa przeciwko uruchamianiu takiej kategorii jak przypadek. Szkicowanie jest formą świadomego widzenia i budowania takiej najbardziej podstawowej, pierwszej relacji między tym, co jest widziane, i tym, co jest zobaczone. Sam przypadek w sztuce jest oczywiście bardzo ważną kategorią, szczególnie w sztuce modernistycznej, nowoczesnej, no i w sztuce współczesnej. Przypadek zawsze był obecny w tworzeniu, ale dawniej stosowany, nomen omen, przypadkowo, zaś w tej epoce stał się elementem świadomie uruchamianym przez artystów, prowokowanym z różnych powodów. Mamy całą tradycję wypływającą z dadaizmu i surrealizmu. Artyści w latach międzywojennych postanowili bardzo mocno otworzyć się na obszary irracjonalne i poszukać tam potencjałów nie tylko artystycznych, ale i społecznych, politycznych, a nawet rewolucyjnych. Tu już jednak wybiegamy za daleko. Z jednej strony te potencjały odkrywano wtedy w podświadomości, co wiązało się z rozpowszechnianiem teorii Freuda, a z drugiej - odkrywano je właśnie w przypadkowych skojarzeniach, w niespodziewanych zderzeniach obrazów, przedmiotów, gestów. Na przykład w stosowanej przez surrealistów technice pisma automatycznego artysta się zupełnie wyłącza, pozwala pracować swojej ręce.
USC: Przypadek we współczesnej sztuce mocno kojarzy mi się z czerpaniem inspiracji z życia codziennego, słusznie?
SS: Codzienność nie jest przypadkowa. Jest w niej tyle samo przypadku, co w zdarzeniach niezwykle rzadkich. Chodzi raczej o to, na ile artysta rezygnuje z kontroli nad powstawaniem dzieła i próbuje wyłączyć świadomość przyjętych reguł dotyczących sztuki: jak należy robić, jak należy prezentować to czy tamto. Zależy też, czy mówimy o tym, co się zdarza w obszarze dzieła artysty, czy o tym, co się dzieje na zewnątrz. Jeżeli mówimy na przykład o fotografii migawkowej i jej wejściu do sztuki, to można od razu przywołać Nan Goldin. Ona zbudowała gmach swojej sztuki na zdjęciach już nie tyle intuicyjnych, co nieprzewidywalnych. Chwytała sytuacje na gorąco, w zasadzie nie kadrując, nie zostawiając sobie czasu na przemyślenie. Wiedziała oczywiście, co fotografuje, ale jaka będzie ekspresja tych zdjęć, to już trochę podpowiadało życie. Stąd płynie ich siła, że nie są zmanipulowane, tylko powalają nas argumentem prawdy.
USC: A jest w sztuce możliwa absolutna kontrola?
źr.olafureliasson.net
SS: Oczywiście jest, weźmy na przykład minimalistów. W wypadku takich artystów jak Donald Judd mówimy o absolutnej kontroli, czyli o matematycznej precyzji wykonywania obiektu, często przy użyciu bardzo dokładnych rysunków technicznych i skomplikowanych maszyn. Te maszyny modelowały metalowe bryły z dokładnością do ułamka milimetra. Jest cały szereg prac, gdzie artyści nie zostawiają nic przypadkowi, ale są też ciekawe hybrydy, na przykład twórczość Olafura Eliassona. Eliasson jest artystą bardzo skrupulatnie kontrolującym rzeczywistość swoich dzieł. Pracuje ze sztabem fizyków, optyków, którzy pomagają mu opracować niezwykłe zdarzenia z pogranicza rzeźby, meteorologii i fenomenów świetlnych. Do swoich prac zaprzęga jednak również siły natury, jak światło, pogoda, które wchodzą w dialog z tym, co on zrobi. Jego naukowa precyzja zderza się z tym, co jest już nie tyle przypadkowe, co po prostu nieprzewidywalne.
źr.olafureliasson.net
USC: Sama technologia, komputer może też pomóc artyście w osiągnięciu pełnej przypadkowości.
SS: Najciekawsze w sztuce jest tak naprawdę, gdy próbujemy ten przypadek umieścić w ramach. Można się posłużyć przykładem pracy nieżyjącego już artysty Wojciecha Bruszewskiego, który w epoce 8-bitowych komputerów stworzył maszynę poetycką - program komputerowy, który układał sonety z sylab. To było ważne, że nie układał ich z liter, bo wtedy te sonety nie miałyby brzmienia, a chodziło o zachowanie pewnego rytmu i rymu. Powstawały słowa spoza jakiegokolwiek skodyfikowanego języka. Komputer może być wykorzystywany przede wszystkim jako maszyna losująca, wybierająca bardzo różne rzeczy od obrazów po dźwięki. Komputer pomaga, ale to jest znów tylko narzędzie.
USC: Do tej rozmowy bezpośrednio zainspirowała mnie informacja, że Muzeum Smithsonian zorganizowało wystawę zdjęć zwierząt robionych przy pomocy poukrywanych fotokomórek. Ludzi nie było w okolicy, cel był naukowy i praktyczny, a jednak niektóre ujęcia są zachwycające!
SS: Przypadek, o którym mówisz, też jest inscenizowany. W fotografii stosunkowo łatwo uruchomić przypadek w tak spektakularny sposób. Jeżeli wyjdziemy na ulicę i zrobimy szereg zdjęć z biodra, to jest gwarancja, że niektóre z nich będą dla nas interesujące. Nie kadrując, otwieramy się na wybory, których sami byśmy nie dokonali. Jesteśmy w stanie samych siebie zaskoczyć, co jest dosyć trudne przy świadomej pracy. Jest oczywiście pytanie, na ile na przykład malarz może coś zrobić naprawdę przypadkowo. Jackson Pollock starał się pracować w dużej mierze nieświadomie, ale czy to jest równoznaczne z przypadkiem? Na pewno Jackson Pollock nie szkicował, nie planował swoich obrazów wcześniej. Przed rozpoczęciem pracy nie wiedział, jak one będą wyglądały, ale kto je w takim razie malował, jeżeli nie rozum artysty? Przypadek rządził w momencie, w którym Pollock uruchamiał trudne do kontrolowania techniki, na przykład dripping, czyli rozchlapywanie farby. Artystów, takich jak Pollock, w równym stopniu co przypadek interesowały nieokiełznane siły drzemiące w nich samych, których nie byli w stanie rozumowo zaprząc do pracy.
Rozmawiała Urszula Schwarzenberg-Czerny.