Film, określany przez niektórych mianem „cygańskiego Buena Vista Social Club”, opowiada historię niezwykłego 6-tygodniowego tournée najlepszych romskich zespołów z całego świata po Ameryce Północnej. Reżyserka towarzyszyła również muzykom za kulisami i w ich rodzinnych stronach: Hiszpanii, Rumunii, Macedonii, Indiach. Polska premiera filmu odbyła się 3.10.2007 w Warszawie; można go oglądać w kinach studyjnych w całej Polsce.
Jasmine Dellal dorastała w Anglii, większą część dzieciństwa spędziła z dziadkami w Indiach, teraz mieszka w Stanach. Jej babcia od strony mamy pochodziła z Polski. Jasmine jest absolwentką filologii romańskiej na Oxfordzie i dziennikarstwa na Uniwersytecie w Berkeley. Zrealizowała dwa pełnometrażowe dokumenty, przełamujące stereotypy o Cyganach, obsypane nagrodami na całym świecie: „American Gypsy: a stranger in everybody’s land” (2000) i „When the road bands...tales of a Gypsy Caravan” czyli „Opowieści cygańskiego taboru” (2006). Reżyserka założyła niedawno firmę producencką Little Dust Productions.
Z Jasmine Dellal, reżyserką pełnometrażowego dokumentu „Opowieści taboru cygańskiego”, rozmawiała Agnieszka Labisko.
Czy dostrzega Pani w swojej naturze cygańską nutę, coś, co sprawia, że ta kultura jest pani bliższa i powstał taki, a nie inny film?
Myślę, że jest coś we mnie, co sprawia, że jestem bardzo ciekawa ludzi, o których większość z nas mało wie. Każdego dnia przecież mijamy setki, a może tysiące ludzi na ulicach i z większością z nich nie zamieniamy ani słowa, nie możemy albo nie chcemy. Wracając do pytania, nie sądzę, żeby można było powiedzieć, że ktoś ma cygańską nutę w duszy, bo coś takiego moim zdaniem nie istnieje. To coś w rodzaju pięknej baśni, to dobrze brzmi, kiedy chcemy przybliżyć świat Romów dzieciom, ale przecież tak naprawdę każdy z nich ma inną duszę, inny sposób bycia i interakcji z innymi. Nie lubię uogólnień takich jak: cygańska natura, które stosujemy w odniesieniu do całej grupy ludzi, bo odchodzimy wtedy od refleksji nad człowiekiem, pojedynczą osobą.
Jakie były zatem źródła inspiracji „Opowieści cygańskiego taboru”? Słyszałam, że wszystko zaczęło się od pewnej książki - „Cyganów” Jana Yoorsa, opowieści młodego Belga, który z cygańskim taborem wędrował przez 10 lat.
Tak, ta książka obudziła moją ciekawość. Zaczęłam się zastanawiać, kim właściwie są Romowie? Dlaczego wielu ludzi mówi bez zastanowienia: „nie lubię Cyganów, oni kradną” albo „w tej kolorowej spódnicy prawdziwa z ciebie Cyganka”? Dlaczego wszyscy mają w głowach takie stereotypy, to jest interesujące. Mieszkałam wtedy w Berkeley, w północnej Kalifornii, tam obowiązuje przecież polityczna poprawność. Ale jak się zastanowić, to owszem, obowiązuje ona w stosunku do czarnoskórych i Żydów, ale Cyganów zdaje się już nie dotyczyć. O nich można różne rzeczy mówić i nie wzbudza to niczyjej krytyki.
Ten film jest chyba właśnie dlatego bardzo potrzebny, także w Polsce. Cyganie mieszkają obok nas, ale mało o nich wiemy. Patrzymy na nich przez pryzmat stereotypów. Znamy ich muzykę, mamy m.in. znakomity Międzynarodowy Festiwal Piosenki i Kultury Romskiej w Ciechocinku czy warszawski Festiwal na Skrzyżowaniu Kultur, ale jako ludzi tak naprawdę ich nie znamy. „Opowieści cygańskiego taboru” były pokazywane na całym świecie, również tam, gdzie Romowie nie mieszkają. Jak film o życiu cygańskich muzyków był tam przyjmowany?
Okazało się, że zespoły, które wystąpiły w filmie: Fanfare Ciocarlia czy Taraf de Haïdouks mają pokaźną rzeszę fanów w różnych, odległych zakątkach świata, m.in. w Japonii. Kiedy byłam na festiwalu w Korei z „Opowieściami cygańskiego taboru”, zaskoczyło mnie, że ten film tak bardzo się tam podobał, zdobył wtedy nagrodę publiczności. Ludzie identyfikowali się z jego bohaterami, mówili, że film przypomina im ich własne przeżycia. To, jak cierpią z powodu podziału kraju i że doskonale wiedzą, co to znaczy izolacja.
A w Polsce jest bardzo wielu Romów, ale większość ludzi nie zna ani jednego, bo żyją oni w izolacji, poza nawiasem społeczeństwa.
Mówi pani często, że ma w sobie angielską, żydowską, iracką i ...polską krew. Proszę opowiedzieć o tych polskich korzeniach.
Moja babcia była Polką. Opuściła Polskę, kiedy moja mama miała zaledwie dwa latka. Mama urodziła się w Gdyni, ale od czasu tego wyjazdu w bardzo wczesnym dzieciństwie nie była w Polsce. Dziadkowie pojechali do Anglii, a potem do Indii, gdzie ich córka dorastała. Babcia niezbyt często mówiła o Polsce, bo tam straciła całą rodzinę, a jeszcze przed wyjazdem borykała się z rozmaitymi problemami. Ale, na przykład nauczyła mnie m.in. takiego polskiego wierszyka: „A-a-a, kotki dwa, szarobure obydwa”. Po części jestem Polką, ale Polski dotąd nie znałam. Do czasu, aż przyjechałam na Krakowski Festiwal Filmowy w czerwcu tego roku. Teraz jestem już drugi raz. Tym razem przyjechałam z mamą i siostrą i jest to pierwsza wizyta mojej mamy od czasu wyjazdu w wieku dwóch lat. Mam tutaj ze sobą kamerę, sporo już nakręciłam.
To może jest właśnie materiał na kolejny film...
Być może zrobię w przyszłości film właśnie o moich dziadkach. Ich historia jest bardzo ciekawa. Babcia urodziła się i dorastała w Polsce. Pochodziła z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny (jej dziadek był rabinem), a wyszła za nie-Żyda. To zresztą bardzo romantyczna opowieść. Chodziła do wieczorowej szkoły angielskiego i jej nauczyciel, Anglik, zakochał się w niej, potem się pobrali. Rodzice byli oburzeni, że go poślubiła, nie chcieli jej znać. Potem młodzi wyjechali do Bangkoku. Babcia do końca życia mówiła po angielsku z bardzo silnym polskim akcentem. To była wspaniała, silna kobieta... A ilekroć odwiedzałam ją w Indiach, przyrządzała mi polskie smakołyki.
A wracając do filmu, jak udało się pani zdobyć zaufanie romskich muzyków, tak, aby pozwolili się filmować?
Bardzo pomogło mi to, że już wcześniej zrobiłam film o Romach. Muzycy wiedzieli o tym. A nie był to film powielający romantyczne czy też negatywne stereotypy na ich temat. Poza tym nauczyłam się trochę romskiego języka, a nawet, gdy nic nie mówię, to wyglądam też trochę jak Cyganka. Gdy zapytali mnie, skąd jestem i zaczęłam mówić tak: „No cóż, jestem po trosze Polką, Irakijką, Żydówką, Hinduską, Angielką...” , usłyszałam odpowiedź: „No tak, jesteś taką nie-zwyczajną Amerykanką”.
A czy muzycy, którzy są bohaterami widzieli efekt końcowy - gotowy film?
Niestety nie wszyscy. Głównie dlatego, że musiałby być przetłumaczony na wiele języków, żeby wszyscy mogli się z nim zapoznać. Nie ma jeszcze hiszpańskiej wersji i muzycy z grupy Antonio el Pipa go nie widzieli. Film obejrzeli niektórzy członkowie zespołu Taraf de Haïdouks, Maharaja i Fanfare Ciocarlia. Esmę Redzepovą natomiast poproszono o specjalny występ w czasie bułgarskiej premiery. Trochę się bałam jej reakcji, bo jest niezwykle szczera i gdyby coś było jej zdaniem nie tak, to powiedziałaby mi o tym bez ogródek, nawet przed zgromadzonymi wtedy dwoma tysiącami ludzi. Na szczęście „Opowieści cygańskiego taboru” bardzo się jej podobały. Ze łzami w oczach mówiła, że to najpiękniejszy film o Romach, jaki widziała.
A mogłaby pani jeszcze opowiedzieć nam o swoim nowym filmowym projekcie we współpracy z romskim artystą George'em Eli?
George jest wyjątkowy. Dorastał, oglądając pasjami, wręcz chłonąc filmy. Oglądał je z tatą i dziadkiem. Potrafi cytować z pamięci rozmaite ich urywki. Poznaliśmy się po jednym z pokazów „Opowieści cygańskiego taboru”, podczas festiwalu filmowego w Nowym Jorku. Podszedł do mnie, powiedział, że jest Romem i że ma pomysł na film. I że koniecznie to ja powinnam go zrealizować, bo tyle wiem o Romach. Wtedy odpowiedziałam: „Nie, nie, to ty powinieneś zrobić taki film, ty z pewnością wiesz więcej. Ja ci pomogę.” Pomagam zatem w produkcji i promocji tego obrazu. Ten film jest ważny, bo nie ma zbyt wielu filmów, których reżyserem byłby romski twórca. A on sam ma również wiele osobistych powodów. Przez całe życie słyszał: musisz tak postępować, bo tak już jest, taka jest tradycja. Zawsze jednak dręczyło go pytanie: dlaczego? Zadawał wiele pytań o swoją kulturę również mnie, a na pewno czuł się wtedy nieswojo, bo to przecież jego, a nie moja kultura i tradycja. Rzecz oczywista, mogłam się z nim podzielić tylko tym, co usłyszałam od innych Romów. Również jego dzieci zadawały mu podobne pytania: dlaczego? I dojrzał do tego, żeby spróbować oddzielić prawdziwą tradycję od tego, co wynika ze strachu przed innymi ludźmi i ich reakcją. W Ameryce wiele romskich dzieci nie chodzi do szkoły, a jeśli chodzą, to rodzice radzą im, żeby się nie przyznawały, że są Cyganami, bo mogą za to zostać z niej wyrzucone. Słyszą, że niechodzenie do szkoły jest tradycją. George odkrył przy okazji kręcenia tego filmu, że to żadna tradycja, ale właśnie lęk. Z takich odkryć powstał bardzo ciekawy film.
Johnny Depp, który również pojawia się w „Opowieściach cygańskiego taboru”, napisał na ten temat piękny list do dzieci George'a Eli.
To jest chyba moja ulubiona anegdota związana z kręceniem tego filmu. Kiedy przygotowaliśmy się do kręcenia scen z aktorem, George Eli poprosił mnie o zdobycie autografu dla jego dzieci. Dał mi fotografie do podpisania. Johny Depp obiecał, że w domu napisze im coś więcej. List od niego jest wzruszający. Pisze, żeby były dumne z tego, kim są i nigdy nie czuły się zawstydzone romskim pochodzeniem i że on przyjaźni z Romami z Taraf de Haïdouks zawdzięcza bardzo wiele. Wiem, że dzieci George'a Eli mają ten list na ścianie w mieszkaniu. A George opowiadał mi, że kiedyś, gdy jego dzieci skarżyły się, że ktoś im dokuczał, mógł im tak powiedzieć: „Nie warto się tym przejmować. Wiecie przecież, co Johny Depp napisał. Spójrzcie tylko.”
Miejmy nadzieję, że film „Opowieści cygańskiego taboru” też przyczyni się do zmiany stereotypowego postrzegania Romów. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Labisko