W artykule opublikowanym we wtorkowym wydaniu amerykańskiego dziennika "The New York Times" Angelina Jolie napisała, że jest nosicielką genu BRCA1, który zwiększa ryzyko raka piersi i jajnika. Podkreśliła, że jej matka zachorowała na raka jajnika i zmarła w 2007 roku, gdy miała zaledwie 56 lat. Dlatego aktorka, chcąc uniknąć losu swej matki, poddała się mastektomii. Jolie podkreśliła, że podejmując tę decyzję chce też zachęcić inne kobiety z predyspozycjami genetycznymi do poddanie się operacji.
Jak podkreśla prof. Tadeusz Pieńkowski, szef kliniki onkologicznej Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku, kobiety z genami BRCA1 i BRCA2 wykazują o 60-80 proc. większe ryzyko zachorowania na raka piersi. Lekarz uważa, że trudna decyzja aktorki jest więc jak najbardziej uzasadniona.
Angelina Jolie - aktorka i aktywistka [sylwetka]>>>
- Nie wszystkie jednak kobiety zagrożone rakiem decydują się na tego rodzaju operacje. To trudna decyzja, bo trzeba usunąć zdrowy narząd. Mówimy jedynie o ryzyku, nie ma przecież pewności, czy faktycznie dojdzie do rozwoju choroby - przyznaje prof. Pieńkowski.
W Polsce na profilaktyczne zabiegi usunięcia obu piersi (nazywane podwójną mastektomią) decyduje się zdecydowana mniejszość osób zagrożonych rakiem z powody rodzinnych skłonności do nowotworu lub z wykrytym genem zwiększających ryzyko choroby. Trzeba też się liczyć z ewentualnymi powikłaniami po operacji, choć zdarzają się one rzadko.
W przypadku Angeliny Jolie lekarze ocenili, że ryzyko zachorowania na raka piersi wynosi 87 proc., a na raka jajnika - 50 proc. Po zabiegach ryzyko wystąpienia raka piersi spadło do mniej niż 5 proc. - Powiedziałam dzieciom, że nie muszą się obawiać, że mnie stracą z powodu raka - oznajmiła Jolie. Aktorka ma sześcioro dzieci, w tym troje adoptowanych.
Trwające trzy miesiące zabiegi usunięcia obu piersi, połączone z ich rekonstrukcją, zakończyły się w Pink Lotus Breast Center 27 kwietnia - podała telewizja CNN.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk