Ostatnie 15 lat przyniosło niespotykany dotąd wzrost zainteresowania twórczością Jane Austen. Na małym i dużym ekranie pojawiają się coraz to nowe adaptacje jej powieści. Brytyjczycy zakończyli właśnie cykl ekranizacji wszystkich sześciu książek autorki z Chawton, który od stycznia prezentowany jest na Wyspach w ramach cyklu Masterpiece Classics. Hollywood znajduje się na półmetku.
Keira Knightley i Matthew MacFadyen w najnowszej adaptacji "Pride and Prejudice". Źr: strona filmu.
Trudno powiedzieć, kto pierwszy rzucił rękawicę i trudno zdecydować, kto, mierząc się z nieśmiertelną prozą Austen, radzi sobie lepiej: filmowcy z Fabryki Snów, czy realizujący misję mediów publicznych Brytyjczycy. Pozostaje jednak niezmienną zasadą, że gdzie specjaliści z Hollywood wybierają epicki rozmach kosztem całościowego przesłania powieści, Anglicy pozostają przy wierniejszym zachowaniu tego, co Austen miała do przekazania. Ale i jedne, i drugie ekranizacje ogląda się z zapartym tchem.
Światowa kariera Jane Austen, wcześniej ekranizowanej sporadycznie głównie przez brytyjskich nadawców, zaczęła się od reżysersko-scenarzystowskiego duetu Anga Lee i Emmy Thompson. To oni w 1995 roku rozpoczęli boom na przenoszenie powieści Jane Austen na taśmę filmową. Także po drugiej stronie Atlantyku 1995 rok przyniósł pierwszą austenowską „kumulację”.
Zakochane Hollywood
„Rozważna i romantyczna” ("Sense and Sensibility") z 1995 roku z Kate Winslet, Emmą Thompson, Hugh Grantem i Alanem Rickmanem w rolach głównych okazało się niebywałym sukcesem. Chociaż adaptacja, której dokonała Thompson, z oczywistych względów rezygnowała z wielu szczegółów i wątków pobocznych, film zręcznie prezentował to, o co w zarysie chodziło pisarce z Chawton. Droga została przetarta. Film w reżyserii Anga Lee został obsypany nagrodami, zdobył między innymi 7 nominacji do Oscarów i 1 statuetkę (dla Emmy Thompson za scenariusz). Hollywood zakochało się w panieńskich perypetiach, sukniach z podwyższonym stanem i gentlemanach z bokobrodami.
Andrew Davies mówi o swoich adaptacjach.
Zaledwie rok później, bo w 1996 roku, premiery doczekała się kolejna ekranizacja powieści Austen, tym razem „Emmy”. W rolę najbardziej samodzielnej i zarozumiałej ze wszystkich heroin Austen wcieliła się Gwyneth Paltrow, a pana Knighltleya zagrał Jeremy Northam. Obok nich na ekranie pojawili się też m.in. Ewan MacGregor jako Frank Churchill i Greta Scacchi jako pani Weston. Muzyka do obrazu, skomponowana przez Rachel Portman zdobyła Oscara – dodajmy, pierwszego w historii dla kobiety-kompozytora.
BBC z przekonania
BBC również nie próżnowało. W 1995 roku premiery doczekały się dwie wyprodukowane przez brytyjską telewizję ekranizacje: „Perwazje” ("Persuasion") w reżyserii Rogera Michella, okrzyknięta piękną, ale bardzo źle obsadzoną ekranizacją, oraz mini-serial „Duma i Uprzedzenie” ("Pride and Prejudice"), w którym Colin Firth jako pan Darcy rozpalił wyobraźnię tysięcy Brytyjek, otwierając sobie drogę do Hollywood. Znakomita adaptacja została dokonana przez Andrew Daviesa.
Emma 1996 - trailer
Po oszałamiającym sukcesie "Dumy..." Davies zaadaptował na potrzeby brytyjskiej stacji ITV „Emmę” - znowu ze znakomitym skutkiem. "Emmy" z 1997 roku z Kate Beckinsale i Markiem Strongiem w rolach głównych nie nakręcono, oczywiście, z takim epickim rozmachem i nie nagrano do niej wspaniałej ścieżki dźwiękowej, jak zrobiono to rok wcześniej w Hollywood, ale brytyjska wersja i tak broni się pod każdym względem. Na przykładzie tych dwóch „Emm” widać też najpełniej, czym różnią się ekranizacje ze starej i nowej Anglii. Obydwa filmy są, zapewniam, bardzo dobre; są po prostu dwoma różnymi pomysłami na adaptację powieści. O ile Amerykanie postanowili wykorzystać poczucie humoru, z jakim Austen szkicuje swoich bohaterów i zrobili z „Emmy” przezabawną komedię romantyczną, o tyle brytyjscy specjaliści kazali aktorom obficie cytować książkę, zachowując całe jej przesłanie etyczne. Grający w filmie mówią słowami samej Austen, a z ekranu przekazywana jest widzom subtelna filozofia angielskiej pisarki, teoria gentility jako etyczno-estetycznego ideału, okraszonego nieco, wbrew Austen, wtrętami a la Rousseau. Całość pozostaje lekka i zabawna – dokładnie jak powieść, na której jest oparta.
Nagroda za wytrwałość
Kolejnym akcentem w biznesie austenowskim był pełnometrażowy „Mansfield Park”, koprodukcja Miramaxu i BBC, który na ekrany wszedł w 1999 roku. Zaadaptowała go i wyreżyserowała Patricia Rozema, dokonując niemożliwego: uczyniła z najpoważniejszej książki Austen niezbyt mądrą komedię, zupełnie odzierając losy Fanny Price z ich prawdziwego znaczenia. Sir Thomas (w tej roli sam Harold Pinter), zamiast poważnego ojca rodziny, który stara się surowością naprawić zepsute córki, stał się w tej wersji podstarzałym lubieżnikiem, czerpiącym zyski z niewolnictwa w dobie abolicji, Fanny zaś, zamiast być księciem Myszkinem Zachodu, okazała się być rezolutną pisarką in spe. Misterne dzieło autorki z Chawton, książka trudna, ale wspaniała, stało się pustym pudełkiem, które Rozema wypełniła swoim niezbyt wyrafinowanym poczuciem humoru. Może to i momentami zabawny film, ale na pewno nie jest udaną adaptacją powieści, pod której tytułem występuje. Na pocieszenie dla miłośników Jane Austen dodajmy jednak, że zarówno Fabryka Snów, jak i BBC miały wówczas najlepsze ekranizacje przed sobą.
W 2005 roku, po kilkuletniej przerwie, specjaliści z Hollywood ponownie zabrali się za perypetie austenowskich heroin i zabrali się naprawdę skutecznie, ponieważ ekranizacja „Dumy i Uprzedzenia”, która weszła wówczas na ekrany, wytyczyła nowe trendy w podejściu do książek Austen. Keira Knightley jako Elisabeth Bennet uczyniła zadość swojej bohaterce, zdobywając zupełnie zasłużenie nominację do Oscara, a Matthew MacFadyen jako pan Darcy nieźle wypadł nawet na tle niezapomnianego Colina Firtha, chociaż w jego interpretacji pan na Pemberley jest nie tyle dumny, co... nieśmiały.
Pride and Prejudice 2005 - trailer
Scenarzyści dokonali, rzecz jasna, koniecznych cięć, obcięli nieco bagaż „filozoficzny” i nadmiar postaci, który przeciętnego widza mógłby skonfundować, a także przenieśli szereg scen w bardziej widowiskowe plenery. Pierwsze oświadczyny pana Darcy'ego nie mają na przykład miejsca, jak w książce i adaptacji z 1995 roku, w pokoju, ale w zalanym deszczem parku w stylu angielskim, drugie oświadczyny – nie podczas rodzinnego spaceru, ale na łące o wschodzie słońca. Te i inne „ulepszenia” łatwo jednak zaakceptować, ponieważ dzięki niezwykłej dbałości scenarzystów o oddanie klimatu Anglii początku XIX wieku, wspaniałej muzyce Dario Marianellego i doskonałej grze nie tylko Keiry Knightley i Matthew MacFadyena, lecz także towarzyszących im Donalda Sutherlanda, Rosamund Pike (wcześniej zdradzieckiej dziewczyny Bonda z "Die Another Day") i samej Judi Dench (jako lady Catherin de Bourg) powstał film wciągający i czarujący. Reżyserujący Joe Wright osiągnął niezwykły sukces, bo – podobnie jak w książkach Austen – bez zbędnych słów i jakichkolwiek jasnych gestów, udało mu się pokazać iskrzenie pomiędzy Elizabeth i panem Darcym. Niewiarygodne, bo bohaterowie nawet się nie pocałują, a dotkną – zupełnie niewinnie – tylko kilka razy w czasie całego filmu. Pod tym względem nowa wersja „Dumy...” przewyższa nawet słynną scenę z Darcym - Colinem Firthem, który kąpie się w stawie – scenę, która, dodajmy, w połowie lat 90. pozbawiła spokoju podobno co najmniej połowę Brytyjek.
The Complete Jane Austen
W 2007 filmy posypały się dosłownie jeden za drugim. Wszystko po to, aby na początku 2008 roku móc zaprezentować brytyjskiej publiczności komplet adaptacji najznamienitszej angielskiej autorki. Na ekrany telewizorów weszły na raz nowe wersje „Perswazji”, „Mansfield Park” oraz „Northanger Abbey” (powieści ekranizowanej wcześniej w latach 80.), wreszcie, na przełomie 2007 i 2008 roku, nowa, brytyjska adaptacja „Rozważnej i romantycznej”.
Reklama cyklu The Complete Jane Austen
Streszczona do rozmiarów filmu pełnometrażowgo historia miłości Anne Elliot i kapitana Wentwortha z „Perswazji”, chociaż okrojona, zachowuje nostalgiczno-gorzkawy posmak oryginału. W szarawych kolorach, które widzimy na ekranie, wiele jest z tej rezygnacji, którą czuć musiała pisarka, kiedy swoją ostatnią ukończoną powieść tworzyła. Adaptacja nie budziłaby żadnych wątpliwości, gdyby nie zupełnie kuriozalna scena, w której Anne kilka dobrych minut biega (!) po Bath, aby wyznać miłość ukochanemu. Pomysł scenarzystów był o tyle dziwaczny, że sama Austen pozostawiła po sobie dwie wersje szczęśliwego zakończenia powieści (drugie bywa dołączane do niektórych wydań jako aneks), ale żadne z nich, oczywiście, z bieganiem nie ma nic wspólnego.
Kolejna premiera, „Mansfield Park” z Billie Piper w roli głównej, jest, niestety, najmniej udaną ze wszystkich powstałych w zeszłym roku adaptacji, ale o niebo lepszą od tej z 1999 roku. Niewielki sukces scenarzystów zatrudnionych przez stację ITV wytłumaczyć można materiałem, który mieli przetłumaczyć na język dziesiątej muzy. „Mansfield Park” to zdecydowanie najtrudniejsza do adaptacji powieść Jane Austen. W warstwie fabularnej nie dzieje się tam zbyt wiele, a głównym celem książki jest przedstawienie niezwykle wyrafinowanej etyki pisarki. Autorka wykorzystała postaci Fanny Price i Edmunda Bertrama do rozważań nad właściwym wychowaniem, naturą powołania kapłańskiego oraz udziałem rozumu, ogłady i woli w każdym dobrym lub złym działaniu jednostki. W ekranizacji nie zostało z tego jednak zbyt wiele. Otrzymaliśmy niezbyt wciągającą historię nieodwzajemnionej miłości Fanny do Edmunda, która, dzięki wytrwałości bohaterki, kończy się szczęśliwie.
Ekranizacja „Northanger Abbey” to trzecia adaptacja powieści Austen dokonana przez Andrew Daviesa, który w tym repertuarze czuje się wyjątkowo pewnie. Tym razem sprawa była prostsza – „Northanger Abbey” łatwiej jest zaadaptować ze względu na lekką fabułę i wyraźnie pastiszowy charakter. Austen napisała tę książkę jako pamflet na królujące wówczas powieści gotyckie i ich niewykształcone czytelniczki. Catherin Morland, która z takich powieści czerpie większość swojej wiedzy o życiu, została w tej adaptacji brawurowo zagrana przez Felicity Jones. W roli Henry’ego Tilneya, młodego pastora-ironisty, wystąpił JJ Feild. Film ogląda się tak, jak czyta książkę: lekko, łatwo i przyjemnie. Przezabawne są zwłaszcza fabularyzowane marzenia głównej bohaterki.
Brytyjczycy zakończyli cykl ekranizacji Austen, przenosząc na mały ekran jedyną książkę, która jeszcze im pozostała, a od której kilkanaście lat wcześniej w Hollywood rozpoczął się austenowski boom – "Rozważną i romantyczną". Trzyczęściowy serial, który niedawno miał swoją premierę w naszym kraju, wiele zawdzięcza zarówno adaptacji w reżyserii Anga Lee, jak i dwa lata wcześniejszej hollywoodzkiej wersji "Dumy i uprzedzenia". Całymi garściami czerpie z ujęć i scenograficznych rozwiązań, jakie zaproponowali specjaliści z Fabryki Snów. To dowód na to, że Anglicy wiele się przez ostatnie lata nauczyli. Najnowszy film wyprodukowany przez BBC, jest, jak zwykle, wierny książce, ale jednocześnie znakomicie sfilmowany. Producenci zadbali nareszcie nie tylko o epicki rozmach i wspaniałe plenery, ale i ścieżkę dźwiękową. Aktorzy, chociaż oczywiście nie tak znani jak w wersji reżyserowanej przez Anga Lee, wypadli bardzo dobrze – pewnie dlatego, że wyraźnie się na wcześniejszej wersji wzorowali. Andrew Davies ponownie okazał swój adaptatorski kunszt, dowartościowując nieco słabiej naszkicowane przez Austen w tej powieści męskie charaktery.
A sama Jane?
Sense and Sensibility w wersji z 2007/2008 roku.
Hollywood poszło jednak krok dalej, wypuszczając w 2007 roku film "Zakochana Jane" (w wersji oryginalnej „Becoming Jane”) – skonstruowaną na podstawie biograficznych poszlak historię wielkiej miłości Jane Austen i Toma Lefroya. Że panna Austen rzeczywiście przeżyła zauroczenie Tomem, wiemy na pewno. Jak dokładnie wyglądała znajomość – tego już nie jesteśmy pewni, bo dyskrecja krewnych, a przede wszystkim spalenie listów Jane, którego dokonała po jej śmierci Cassandra, starsza siostra, skazuje nas jedynie na domysły. Film skonstruowany jest jednak bardzo zręcznie, James McAvoy i Anne Hathaway grają znakomicie, a scenarzyści niemal przekonują nas, że bez Toma Jane nigdy nie napisałaby przynajmniej „Pride and Prejudice”. Jednocześnie, oglądając „Becoming Jane”, po raz kolejny możemy zobaczyć wyraźnie, że austenowskie ekranizacje zaczynają obficie cytować siebie nawzajem: film z 2007 roku obficie czerpie z „Dumy i uprzedzenia” z 2005 roku i „Mansfield Park” z 1999 roku.
Becoming Jane 2007 - trailer
Brytyjscy producenci telewizyjni nie kazali długo czekać na odpowiedź. Specjalnie na potrzeby cyklu Masterpiece Classics powstał film „Miss Austen regrets”, w którym grana przez Olivię Williams (Jane Fairfax z „Emmy” z 1997 roku) podstarzała Jane zapewnia nas, że zauroczenie Tomem nie znaczyło w jej życiu wiele, natomiast dużo większe znaczenie miało odrzucenie oświadczyn dziedzica majątku zaprzyjaźnionych z Austenami Bigg-Witherów. Brytyjczycy również przekonują skutecznie – scenarzyści wzięli pod lupę wszelkie dostępne dane biograficzne i stworzyli wiarygodny portret psychologiczny autorki „Emmy” w momencie, kiedy pisze swoje ostatnie powieści i angażuje się w rozwiązywanie miłosnych perypetii swojej bratanicy, Fanny Knight.
Zainteresowaniu twórczością Jane Austen nie ma końca – i być nie może, bo trudno o twórczość za jednym zamachem bardziej kobiecą i bardziej uniwersalną. Amerykańsko-brytyjska „rywalizacja” z pewnością wychodzi na dobre widzom. Jedno jest pewne – można pogratulować Brytyjczykom zapału do adaptacji największych skarbów anglosaskiej literatury. Dzięki temu powieści autorki z Chawton pozostaną znane i kochane, a kolejne pokolenia widzów dowiedzą się, jak ważną i poważną sprawą jest zawrzeć udany związek małżeński.
Marta Kwaśnicka
{script}var gal531Obj = new ajaxGallery("gal531Obj","gal531","/_cms/galleries/1/531/gallery_150.xml","/_cms/galleries/1/531/","2","1","531"){/script}