Przeglądaliśmy się jej jak w lustrze, szukając w biografii autora Lorda Jima odpowiedzi na nasze, polskie pytania. Dlatego, oprócz dumy z autora-rodaka, jak go nazywał Stefan Żeromski, który został „kosmopolakiem” (to z kolei określenie Andrzeja Bobkowskiego), nie brakowało również zarzutów o odszczepieństwo i zdradę.
Takie podejście przyniosło jedynie szkodę dla odbioru dzieł Josepha Conrada w Polsce. Mało kto bowiem czytał Lorda Jima inaczej niż jako projekcję „polskiego kompleksu” pisarza. Czesław Miłosz postawił nawet kiedyś tezę, że nazwa statku, z którego uciekł – ku swemu nieszczęściu – młody bohater powieści, „Patna”, to nic innego jak metafora „patrii”, czyli ojczyzny. Fałsz miłoszowskiej teorii zadał Norman Sherry, autor ważnego studium o źródłach części conradowskiej prozy, „Wschodni świat Conrada”. Motyw statku pełnego pielgrzymów muzułmańskich, opuszczonego przez dowództwo na pełnym morzu, oparty był na prawdziwym zdarzeniu, dotyczył jednak jednostki o nazwie „Jeddah”. Ale wschodnie porty wizytował również statek o nazwie „Patna”, którą Korzeniowski musiał znać.
Nie znaczy to, oczywiście, że poszukiwania polskiego problemu w jego twórczości nie mają racji bytu. Wydaje się jednak, że czynienie z twórczości Conrada projekcji jego narodowych kompleksów daleko pomniejsza jej znaczenie. Nie zamykając oczu na fakt, że Joseph Conrad był Polakiem, pamiętać należy, że był przede wszystkim pisarzem poszukującym artystycznych środków dla wyrażenia „jedynej i wielorakiej prawdy” o otaczającym świecie, którego Polacy są częścią. A nigdy nie jest to prawda łatwa.
Wierność artysty
Stosunek Conrada do Polski był mieszaniną wzniosłej dumy, pokory i wyrzutów sumienia. Dawał temu wyraz w listach i wypowiedziach literackich. W swych wspomnieniach, kiedy pisze o Polsce i sobie jako o Polaku, ironiczny dystans splata się z ciepłym i pełnym szacunku tonem. Słowa samousprawiedliwienia przybierają raz po raz kształt spowiedzi: „Jestem przekonany, ze istnieją ludzie nieskazitelnej prawości, którzy gotowi są wyszeptać z pogardą słowo dezercja. Tak oto smak niewinnych przygód może się stać gorzki dla podniebienia. (...) Nigdy nie powinno się rzucać na wiatr oskarżenia o niewierność (...) Wierność dla pewnej tradycji może przetrwać wśród wydarzeń życia zupełnie od niej oderwanego, a jednak nie sprzeniewierzającego się drodze wykreślonej przez niewytłumaczalny popęd”. Porównując się do Don Kichota, Conrad przyznaje zarazem, że błędny rycerz nie był dobrym obywatelem i pretensje jego ziomków mogą być uzasadnione.
„Ci, którzy mnie czytają, wiedzą o mym przekonaniu, że świat, doczesny świat, spoczywa na paru prostych wyobrażeniach, tak prostych, że muszą być prastare. A między innym spoczywa głównie na pojęciu Wierności” – to bodaj najczęściej cytowane zdanie Josepha Conrada. W liście do krakowskiego bibliotekarza Józefa Korzeniowskiego (zbieżność nazwisk całkowicie przypadkowa) dawał świadectwo, w którym chciał potwierdzić zgodność swych czynów ze słowami: „Nie zdaje mi się, bym krajowi był niewierny dlatego, że Anglikom dowiodłem, iż szlachcic z Ukrainy może być tak dobrym marynarzem jak oni i mieć im coś do powiedzenia im w ich własnym języku. Uznanie, takie, które sobie zdobyłem, właśnie z tego punktu widzenia oceniam i cichym hołdem składam, gdzie to należy”. Niemal to samo powiedział polskiemu dziennikarzowi, Marianowi Dąbrowskiemu, w wywiadzie udzielonym w 1914 roku. Jednak w napisanym rok później eseju „Jeszcze raz w Polsce” wyznał, że podróż do Polski była dla niego podróżą w czasie i napawała go lękiem, gdyż widział swe przeszłe życie jako serię zdrad.
Powieść Lord Jim, która ukazała się 1900 roku była nieraz interpretowana jako odpowiedź na słowa Elizy Orzeszkowej, która zarzuciła mu pisanie dla angielskich pieniędzy. Poważni badacze wątpią jednak w taką genezę najsłynniejszej powieści Conrada. Słowa o „dezercji” ze Wspomnień mogą odnosić się do sporu z jednym z polskich przyjaciół emigrantów, Spirydionem Kliszczewskim. Kiedy ten zasugerował Conradowi, by używał talentu do propagowania sprawy polskiej, pisarz wybuchnął, ze tego nie zrobi, bo straciłby czytelników. Kliszczewski nie wybaczył mu tych słów.
Jednak Conrad nie był apostatą, który stworzył cały system filozoficzny, by odcinać się od kraju. Co więcej, gdy rosła jego renoma i znaczenie jako pisarza, poświęcał Polsce więcej uczuć i ciepłych słów. Od 1912 roku coraz częstsze były jego kontakty z Polakami. Po wizycie w Polsce wczesnym latem 1914 roku (na zaproszenie i z inicjatywy poznanego w 1912 roku Józefa Retingera) zaangażował się nawet w sprawę polską publicznie, tak jak mógł, to znaczy piórem. W 1916 roku napisał dla brytyjskiego MSZ memoriał znany jako Nota w sprawie polskiej, w 1919 roku powstał szkic Zbrodnia rozbiorów, w którym wytknął zachodnim mocarstwom obojętność na sprawy polskie. Podczas bolszewickiej inwazji na Polskę w 1920 roku pisał do amerykańskiego funduszu pożyczkowego z prośbą o pomoc dla „tej placówki Zachodu, która choć niegdyś niepokonana, nigdy nie poddała się siłom reprezentującym najbardziej przez nich znienawidzone cechy ludzkości: tyranię i bezprawie moralne”. Odmówił współpracy z komitetem Paderewskiego w Vevey. „Człowiek nieraz mści się za swój zły uczynek” – miał skomentować Henryk Sienkiewicz. Trudno jednak mieć pretensje do pisarza, ze nie brał udziału w każdej inicjatywie propagandowej, jaką mu proponowano. Nie był człowiekiem młodym, miał częste problemy ze zdrowiem. Był poza tym obywatelem brytyjskim, jego syn walczył na wojnie w armii brytyjskiej. Wypominanie Conradowi tych zdarzeń byłoby polityczną małostkowością. W końcu był on angielskim pisarzem. Artystą, nie politykiem.
Przeciw pospolitości myśli nowoczesnej
I jako artysta właśnie Conrad był niewątpliwie orędownikiem patriotyzmu. Nie ma w jego prozie przypadku, by prawdziwa miłość ojczyzny przedstawiona została w wątpliwym moralnie świetle. Nawet w przypadku przedstawicieli narodowości za którymi nie przepadał, czyli Niemców i Rosjan. W Lordzie Jimie znajdujemy postać szlachetnego Niemca Steina oraz karykaturę niemieckiego kapitana, który mówi źle o własnym kraju. Z kolei w Duszy wojownika znajdujemy piękny przykład szlachetnego patrioty rosyjskiego, młodego Tomassowa. Ostania ukończona powieść Conrada, Korsarz, może być odczytywana jako traktat o patriotyzmie. Postacie Jeana Peyrola, Scevoli, porucznika Reala czy Arlette, Francuzów, którzy ponownie muszą się określić po zakończeniu rewolucji francuskiej i nastaniu nowej ery bonapartyzmu. Uniwersalność tego przesłania umykała często wpływowym anglosaskim krytykom Conrada, ale nie dziwi, że w kraju dzieciństwa Korzeniowskiego powieść o problemach narodu skupionych w rodzinnej historii, czytana była z przejęciem. Późne utwory Conrada, choć ich akcja toczy się w XIX wieku, a jej terenem jest Archipelag Malajski i porewolucyjna Francja, zawierają również echa wojennych przeżyć pisarza, także tych polskich. Trudno nie skojarzyć losów Hassima i Immady w Ocaleniu z trudną pamięcią o rodzicach Conrada, pamięcią, która z pewnością odżyła podczas jego krakowskich dni, tuż przed wybuchem I wojny.
O tym, że Conrad traktował patriotyzm poważnie świadczy również nowela Książę Roman z 1910 roku, która opublikowana została dopiero po śmierci autora. To jedyny fabularny utwór Conrada poświęcony Polsce. Opowiada on historię księcia Romana Sanguszki, bohatera powstania listopadowego, którego Conrad poznał jako dziecko. Brawurowa w sferze fabularnej opowieść przywodzi na myśl takie epopeje, jak Waleczne serce Mela Gibsona. Jednocześnie ujęcie tematu jest specyficznie conradowskie. Temat był jednak obcy angielskiej publiczności, świadczą o tym retoryczne fragmenty poświęcone pojęciu patriotyzmu, które „nasi wrażliwi wyznawcy humanitaryzmu uważają za pozostałość z czasów barbarzyńskich”. „Aby należycie ocenić patriotyzm – pisze dalej Conrad - potrzeba koniecznie pewnej wyższości ducha albo szczerości uczuć, których nie dostaje pospolitemu wyrafinowaniu nowoczesnej myśli, nie mogącej ogarnąć dostojnej prostoty uczucia, co płynie z samej natury rzeczy i człowieka”.
Obrona patriotyzmu przed „pospolitością myśli nowoczesnej” zyskuje w pewnym momencie wymiar wręcz nietcheański: „Może trąci to fanatyzmem, ale fanatyzm jest rzeczą ludzką. Człowiek czci bóstwa pełne okrucieństwa; w każdej namiętności tkwi okrucieństwo, nawet w miłości. Religia nigdy nie gasnącej wiary podobna się staje do obłąkanego kultu rozpaczy, śmierci, unicestwienia. Różnica leży w moralnej pobudce idącej z tajemnych potrzeb i nigdy nie wypowiedzianych pragnień tych, którzy wierzą. Tylko dla próżnych wszystko jest próżne i tylko dla tych wszystko jest oszukaństwem, którzy nigdy nie umieli być ze sobą szczerzy”. Słowa godne człowieka, który pisał gdzie indziej, że „każdy ekstremista jest osobą szacowną”. Przynajmniej jako materiał literacki, Conrad dowiódł nie raz, że polityczny woluntarzym jest mu obcy (Tajny agent, Ocalenie), odrzucał rewolucyjne projekty, robiąc wyjątek dla wysiłków niepodległościowych, których „moralne pobudki” górowały nad rojeniami anarchistów i socjalistów-rewolucjonistów.
Szacunek dla idei narodowej był stałym elementem conradowskiego światopoglądu. Już podczas pracy nad „Jądrem ciemności” w 1899 roku pisał w liście do przyjaciela: „Nawet jeżeli idea narodowa przynosi cierpienia, a służba dla niej – śmierć, to i tak lepsze niż wysługiwanie się cieniom elokwencji, która jest martwa dlatego właśnie, ze nie posiada ciała. (...) patrzę na przyszłość z otchłani najczarniejszej przeszłości i widzę, że nie jest mi dozwolone nic prócz wierności jakiejś sprawie zupełnie straconej, jakiejś idei bez przyszłości”.
Pokonać siebie
Trudno jednak nie zauważyć, że w sprawie patriotyzmu (i nie tylko) myśl Conrada podszyta jest rozpaczą i niebezpiecznie dryfuje w stronę nihilizmu. Wielu badaczy zauważyło tę nutę w twórczości autora Zwycięstwa. Nie przeszkadzało im to jednak pisać z jednej strony o pesymizmie, z drugiej zaś o „afirmacjach” Conrada. I wydaje się, że właśnie w osobowości Conrada leży klucz do rozwiązania zagadek związanych z jego stosunkiem do Polski. Jan Perłowski, podobnie jak Conrad w młodości podopieczny Tadeusza Bobrowskiego, późniejszy polski dyplomata, tak pisał w swym wspomnieniu o Conradzie: „W duszach ludzkich istnieje coś, co wznosi się ponad dziedzinę myśli i uczuć, a co stanowi zapewne największą ich siłę. Moc tę teologowie uznali za cnotę. Jest nią wiara. Conrad bez własnej winy utracił wiarę w Polskę za lat dziecinnych, w wieku, w którym każdy z nas zyskiwał ją na całe życie, bez własnej zasługi. Nie zapominajmy o tym, wydając o nim sądy. Problemat jego jest cząstką wielkiego problemu, którego dotychczas nikt z nas nie rozwiązał. Wiara bowiem jest łaską. A jednak czujemy wszyscy, że brak wiary może stać się ciężkim grzechem”. Wielu badaczom, szukającym w swych badaniach przede wszystkim potwierdzenia najnowszych krytycznoliterackich teorii, często umyka takie ludzkie wyjaśnienie.
Conrad, szczególnie w korespondencji, dawał wyraz swym zmaganiom z brakiem wiary w sens świata. Niektóre jego listy mógłby napisać nienawidzący świata Sartre. Ale w swej twórczości Conrad przezwyciężał sam siebie. Postacie takie, jak Martin Decoud z Nostroma, Axel Heyst w Zwycięstwie czy Razumow z W oczach Zachodu niosą w sobie ciężar samoodkupienia autora. Polega ono przede wszystkim na tym, że nawet kiedy sam Conrad nie miał nadziei, nie odbierał, ba! nie pozwalał jej zatracić swym czytelnikom. A o tym, że z tego braku wiary nie robił programu, świadczą jego słowa, które napisał w 1920 roku, a odnoszące się do utworzenia niepodległego państwa polskiego: „Czasami to co niemożliwe staje się rzeczywistością, powodując zamęt w głowach a często łamiąc serca”.
Conrad postrzegał siebie i Polskę tak jak resztę otaczającego go świata, przez pryzmat kondycji ludzkiej i jej zagrożeń. Dlatego nie powinniśmy ani przesadnie akcentować polskości Conrada, ani tym bardziej zarzucać mu, że ją zdradził. Warto natomiast przypomnieć słowa jednego z polskich przyjaciół Conrada, krakowskiego prawnika Teodora Koscha: „Byłoby nam niewątpliwie milej, gdyby Conrad wrócił do nas w całości – ale skoro to nie było możliwym, możemy za to powiedzieć, że daliśmy Anglii potężnej, która nam dotąd nigdy nic nie dała i która z reguły pragnieniami naszymi kramarzy, jednego z największych jej pisarzy”.
Radosław Różycki
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Joseph Conrad - nasz współczesny
W oczach Zachodu
Archetypiczny portret terrorysty
Jądro ciemności