Większość z nich jest powszechnie znana, jako że jego wiersze stanowią lekturę obowiązkową już w nauczaniu podstawowym. Tym bardziej należałoby zrewidować stereotypowe podejście do autora. W dziesięciolecie śmierci poety należy zwrócić uwagę na to, czego o swojej poezji nie mówił, jakich funkcji jej nie przypisywał, a co mimo wszystko w niej zawarł i co można w niej odczytać.
Tragiczny
Wydany w 1956 roku pierwszy tomik Herberta Struna światła poświadcza wszystkim wymienionym powyżej tematom. Oscyluje on wokół problemów (współ)odczuwania, tworzenia oraz istnienia.
Temat współodczuwania ujmują szczególnie wiersze otwierające tomik, które nawiązują do niedawnej wojny (często zresztą pisane tuż po niej). Na tle najpopularniejszej wówczas poetyki Różewiczowskiej, dominującej wówczas w tematyce wojennej, wyraźnie odcinały się zaskakującym połączeniem liryzmu z gorzką ironią. Narracja kontrastuje podniosły ton wojennych orędzi z tragizmem losu pojedynczego człowieka: „wódz podnosił brwi / jak buławę / skandował: ani guzika // śmiały się guziki: / nie damy nie damy chłopców / płasko przyszytych do wrzosowisk” (Pożegnanie Września).
Dodatkowo w konwencjonalnej poetyce powojennej wyróżnia pisanie Herberta dobór wątków. Wojna może być jedynie pretekstem dla opisania wchodzenia w wiek dorosły i porzucania miejsc bezpiecznych (Trzy wiersze z pamięci), opuszczania domu (Dom), chroniącej siły miłości (Dwie krople), śmierci pokolenia (Poległym poetom). Powtarzalność tragedii zostaje ujednostkowiona i wyniesiona szczególnie dzięki wpisaniu w metaforykę antyczną (Nike która się waha), klarowności opisu i melodyjności frazy. Prawdziwą melodyjność poznać można jednak dopiero w pisanych wytwornym jambem wierszach Mój Ojciec i Do Marka Aurelego.
Metafizyczny
Nie ma rzeźby Apollina, bo przemienił się w śpiew. Podobnie jak w późniejszych wierszach Herberta można w tym dostrzec inspiracje poezją Rainera Marii Rilkego. Potrzebna jest poezja (śpiew) stwarzająca, wykraczająca poza przemijającą doczesność. Podejście do twórczości (Architektura), rozważania nad estetyką (O róży) oraz tym, co istnieje zawdzięcza polski poeta austriackiemu. Podobnie jak postawę stoicką zawdzięcza Horacemu i Markowi Aureliuszowi, ironiczny dystans – Eliotowi, a dziwną sielanką nawiązuje do Szekspira (Las Ardeński).
We wspomnianym we wstępie artykule Amerykanie (Edward Hirsh, Alissa Valles) nazywają go „metafizycznym”, przez co zapewne rozumieją (w odwołaniu do angielskich „poetów metafizycznych”) tematykę oscylującą wokół tego, co pozarozumowe, nieracjonalne, nieujmowalne naukowo, czyli boskość, wieczność czy życie pozagrobowe. Szczególnie tajemnicze fragmenty znajdują się w wierszu Testament, gdzie Herbert odwołuje się do starogreckich filozofów przyrody i namaszcza cztery żywioły na spadkobierców tego, co miał „na niedługie władanie”. Podobne motywy znaleźć można również w wierszach Las Ardeński, Zimowy ogród czy Ołtarz.
Współcześnie szczególnie interesująca wydaje się być perspektywa Barbary Toruńczyk, która w wypowiedzi dla „Dziennika” nazywa Herberta „ontologiem” (czyli badaczem tego, co istnieje, co jest bytem), ponieważ urzeka ją „pisarstwo powstałe z pierwotnej, tylko jemu danej intuicji ontycznej”. Rozumie przez to zapewne umiejętność chwytania niezmiennego charakteru rzeczy, szczególnych napięć sensów występujących nawet w najprostszych z nich. Rzeczywiście, spośród wszystkich wierszy poety te inspirowane filozofią czy Rilkeańską „Dinggedichte” (poezją rzeczy) sprawiają wrażenie najlepiej przysposobionych na próbę czasu.
Ontologiczny
Strategia Herberta jest szczególnie widoczna w wierszu Stołek, gdzie odnajduje urodę rzeczy w przedmiocie powszednim i marginalizowanym, choć nieco inaczej niż Szymborska (która ceni sobie podobne tematy), znajduje w nim świadka wydarzeń – zjawisko: „W końcu nie można ukryć tej miłości / mały czworonóg na dębowych nogach / o skórze szorstkiej i chłodnej nad podziw / przedmiot codzienny bez oczu lecz z twarzą”.
Ta przedziwna miłość to uzależnienie istnienia podmiotu lirycznego od tego, co postrzega na co dzień. Dzięki temu mówiący upewnia samego siebie w rzeczywistości. Dlatego ze wzgardą przypomina tych, co w różny sposób przeczyli istnieniu rzeczywistości albo możliwości jej postrzegania: „wiesz mój kochany byli szarlatani / którzy mówili: kłamie ręka kłamie / oko kiedy dotyka kształtów co są pustką – // to byli ludzie źli zawistni rzeczom / świat chcieli złowić na wędkę zaprzeczeń”.
Poznający w wierszu Herberta nie oczekuje nic więcej od stołka, nie spodziewa się żadnych dalszych, ukrytych sensów i raduje się z prostoty świata. Cieszy się, że w jego zwyczajnych elementach może dotrzeć do pewności i prawdy, wbrew ludzkiemu zawikłaniu: „jak ci wyrazić moją wdzięczność podziw / przychodzisz zawsze na wołanie oczu / nieruchomością wielką tłumacząc na migi / biednemu rozumowi: jesteśmy prawdziwi – / na koniec wierność rzeczy otwiera nam oczy”.
Niejednoznaczny
Usilnie poszukuje prawdy, a przecież, nawet rozwikłane, jego utwory często przeczą sobie wzajemnie. Jak na prawdziwego pisarza (człowieka) przystało, nie sposób ująć go w jednej ramce i powiesić na ścianie, jak zdjęcie. Bardziej niż świadkiem historii okazuje się jednak pozostawać, moim zdaniem, świadkiem istnienia. Ale nawet wówczas – podobnie jak w większości swoich wierszy – zawiera przekaz etyczny: bądź stanowczy, nie poddawaj się, myśl. Bo na tym polega (trudna) droga doskonalenia człowieczeństwa. A człowieczeństwo było dla Zbigniewa Herberta wartością fundamentalną.
Mikołaj Golubiewski
Zbigniew Herbert, Struna światła, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1994.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
Labirynt nad morzem