Wielkie emocje budzi wchodzący dziś (15 kwietnia) na ekrany włoskich kin film "Habemus papam" Nanniego Morettiego, przedstawiający historię nowo wybranego papieża, który okazuje się być niezdolnym, do pełnienia powierzonej mu posługi.
Film rozpoczynają archiwalne zdjęcia z pogrzebu Jana Pawła II. Filmowy następca papieża Polaka, to jednak nie Benedykt XVI. Grany przez francuskiego aktora Michela Piccoli nowy papież wybór przyjmuje, ale w momencie, kiedy ma się pojawić na balkonie Bazyliki św. Piotra i ogłosić swoje imię, wpada w panikę. Czuje, że nie dorasta do nowej roli. Jego współpracownicy uciekają się do pomocy psychoanalityka (gra go sam Moretti), ale papież... niespodziewanie ucieka i ślad po nim ginie.
Rozwiązanie kryzysu, jaki powstaje z tego powodu, spada na barki rzecznika Watykanu (w tej roli Jerzy Stuhr), który bierze na siebie całą odpowiedzialność za zniknięcie papieża. Zakończenie filmu jest głębokie i szokujące.
Jerzy Stuhr wyjaśnia w rozmowie z serwisem kultura.polskieradio.pl, że rola rzecznika prasowego została napisana specjalnie dla niego, dlatego bez zastanowienia ją przyjął. Przyznaje, że dziwią go krytyczne głosy, padające pod jego adresem. - Niektórzy pytają jak mogłem wziąć udział w tak wrednym filmie, albo jak mogłem obrazić papieża. Nie rozumiem tych głosów, bo dla mnie udział w tym filmie był zaszczytem – dodaje.
Zdaniem Jerzego Stuhra taki film mogli nakręcić tylko Włosi, którzy dzięki swojej długoletniej tradycji potrafią z pewnych spraw żartować, a nie bluźnić. -To będzie jeden z ważniejszych filmów w tym roku. Będzie bawił i wzruszał - dodaje Stuhr.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się, co jeszcze Jerzy Stuhr powiedział na temat filmu "Habemus papam", zobacz nasz materiał wideo.
Film zebrał bardzo dobre recenzje w dzisiejszej włoskiej prasie. Katoliccy publicyści z ulgą stwierdzają, że film nie jest antyklerykalny i ukazuje w zasadzie pozytywny wizerunek Kościoła.
Vittorio Messori na łamach "Corriere della Sera" i Andrea Tornielli w turyńskiej "La Stampie" z zadowoleniem konstatują, że do filmowej rzeczywistości nie przedostały się wydarzenia i skandale, jakie w ostatnim czasie wstrząsnęły Kościołem katolickim: pedofilia wśród duchowieństwa czy ryzykowne operacje finansowe watykańskiego banku. Obaj publicyści zwracają uwagę, że w scenie konklawe wszyscy jego uczestnicy żarliwie modlą się o to, aby wybór nie padł na nich. Nie ma walki o władzę, koterii, ciosów poniżej pasa ani karierowiczostwa, zauważa Andrea Tornielli. Nie ma cynicznych i ambitnych kardynałów, którzy nie cofają się nawet przed zbrodnią, aby wyjść z Kaplicy Sykstyńskiej w białych papieskich szatach, dodaje Vittorio Messori.
Kardynałowie to grupa naiwnych staruszków, a jedyny świecki w ich gronie, rzecznik prasowy, którego "wspaniale" gra Jerzy Stuhr, okazuje się "dobrym diabełkiem", a nie szczwanym lisem. Tym razem, podsumowuje Messori, katolicy nie muszą występować w obronie Kościoła.
Zdjęcie z filmu "Habemus papam", fot mat. promocyjne
Niektórzy recenzenci nazywają najnowszy film Morettiego arcydziełem. Pomysł filmu oceniają jako genialny i widzą w nim faworyta zbliżającego się festiwalu w Cannes. Ale są i tacy, którzy mają mu za złe "powierzchowne i wesołe" sceny z życia kardynałów, które wywołują salwy śmiechu na widowni. Ich zdaniem, nie na miejscu, ponieważ chodzi o dramat człowieka, który czuje, że nie dorasta do powierzonego mu zadania, w tym wypadku papiestwa.
Aby dowiedzieć się więcej, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku, który znajduje się w boksie "Posłuchaj" po prawej stronie artykułu.
(Magdalena Zaliwska)