We wstępie do tego bardzo obszernego zbioru czytamy, że urywa się on "nagle" na 2005 roku, gdyż cezura ta nie stanowi w teatrze nic nowego. Kłossowicz się myli. Być może w dziedzinie sztuki dramatycznej nie pojawiły się żadne nowy formy. Jednak to dopiero w 2005 roku taki dramat jak „Norymberga” mógł znaleźć swoje miejsce na antenie Teatru TVP oraz w tej właśnie antologii. Być może jakieś podskórne prądy intelektualne, kulturowe i moralne wybiły źródełko na powierzchnię naszego (także kulturalnego) życia. Nie ulega jednak wątpliwości, że gdyby „Norymberga” próbowała ujrzeć światło dzienne pięć lat wcześniej, najprawdopodobniej pozostałaby utworem niezauważonym. Premiera spektaklu w TVP stała się wydarzeniem także dzięki sukcesom Wojciecha Tomczyka jako scenarzysty serialu „Oficer”. Wady, jakie ma ten zbiór, opisał ich redaktor. Nie udało się np. zamieścić tam „Dwóch teatrów” Jerzego Szaniawskiego; niektórzy autorzy inaczej widzieli też swoje utwory, które mogą znaleźć tu swoje miejsce.
Ale efekt i tak jest imponujący. Na niemal 2 tysiącach stron zmieściło się 60 sztuk 40 autorów. Dobranych z rozmysłem. starannością i, jak sądzę, pozytywnie zaskakujących. Poza oczywistymi punktami programu (Mrożek, Gombrowicz) znajdujemy tu nazwiska, które w ostatnich latach, a nawet dziesięcioleciach funkcjonowały na obrzeżu życia literackiego i teatralnego, albo też nie było ich tam wcale.
Tom I otwiera „Aby podnieść różę” Andrzeja Trzebińskiego, tekst fascynujący, jeśli się zważy, że napisany został przez 20-latka. Dramat Trzebińskiego opisywał kondycje totalizującego się świata w I połowie XX wieku. O ile „Aby podnieść różę” stanowi wyraźny punkt wyjścia, „Norymberga” jest logicznym zwieńczeniem zbioru. Historiozoficzne intuicje Trzebińskiego, przedstawione w surrealistycznej panoramie, nabierają konkretnego dopełnienia w zwierzenia byłego funkcjonariusza aparatu bezpieczeństwa PRL. Między tymi dwoma utworami rozpościera się szeroki obszar analiz rzeczywistości zaprezentowanych z rozmaitych punktów widzenia, dokonany przez różne wrażliwości.
Sztuki powstawały w warunkach zniewolenia intelektu, stad bardzo często historyczne przebranie poruszanych tematów. Ale twórcom udało się wyjść poza bieżące analogie polityczne, uciekając w wymiary bardziej uniwersalne, aktualne w każdym czasie.
Antologia ukazuje zatem uwikłanie sztuki w historię. Obierane przez twórców tematy i formy ich przedstawień mają swe źródło w doświadczeniu jednostki polityką - w okresie ujętym w te dwa tomy tą totalitarną. Urzekające świeżością dwa dramaty Janusza Krasińskiego, wieloletniego „nieobecnego” na firmamencie naszej literatury, to projekcje totalitarnego doświadczenia, inne, jak Ireneusza Iredyńskiego „Żegnaj Judaszu”, idą w podobnym kierunku.
Jeszcze inne utwory zmierzają ku uniwersum polskiej historii (Ernest Bryll i jego „Noc listopadowa”) albo uciekają się do fundamentalnego opisania polityki (świetna „Krucjata” Choińskiego). Nie brak też momentów wytchnienia, refleksji mniej dotkniętej naciskiem historii, a bardziej jej odczuwaniem, rozumieniem i analizą. „Dwór nad Narwią” Jarosława Marka Rymkiewicza powstał u schyłku epoki gierkowskiej i może być odczytywany jako wymierzony w drobnomieszczański materializm tamtych lat. Po trzydziestu latach czyta się go jednak, jakby napisany został w ostatnim czasie: młode małżeństwo wprowadza się do zapuszczonego dworku zamieszkałego przez upiory, reprezentujące minione formacje społeczne, które kształtowały polską historię. Spotkanie żywych z umarłymi jest przyczyną wielu zabawnych sytuacji, które ostatecznie prowokują jak najbardziej poważny namysł o związkach życia człowieka z historią i przodkami. Autor „Wieszania” i wybitny poeta daje się tu poznać jako równie sprawny dramaturg.
Maskę historyczną (choć, to prawda, nietrudną do rozszyfrowania) noszą także dramaty Krasińskiego i Iredyńskiego. „Czapa, czyli śmierć na raty” łączy czarny humor z polityczną satyrą, i stanowi ostry komentarz polityczny do najgorszych lat PRL. U Iredyńskiego odnajdujemy ważny motyw zdrady, nierozpoznany przez polską literaturę drugiej poły XX wieku, a niechętnie poruszany także dwie dekady po zwinięciu sztandarów komunizmu.
Największą zaletą tego zbioru jest jednak to, że znakomicie się go czyta. Obfitość wyboru i poziom literacki zamieszczonych utworów to gwarancja dobrze spędzonego czasu dla wszystkich, którzy zechcą pochylić się nad lekturą nie uciekającą od ważnych dla życia narodu spraw. Antologia ta udowadnia też, że literatura i sztuka są pełniejszym komentarzem do rzeczywistości niż mass media, o czym świadczą kapitalne „Imiona władzy” Jerzego Broszkowskiego.
Bogactwo materiału, jego wybór i pogłos jaki pozostawia ta lektura czyni z „Antologii dramatu polskiego” jedną z najważniejszych książek minionego roku. Wydawnictwu Prószyński i S-ka należą się za nią wyrazy szczególnego uznania.
Kacper Ignatowicz
Antologię poleca Program 2 Polskiego Radia