Faza grupowa francuskiego turnieju mogła momentami rozczarowywać. Najmniejsza liczba bramek na mecz od 1992 roku, kilka z całą pewnością rozczarowujących meczów, nastawienie wielu drużyn na zdecydowaną grę w obronie, co nieraz skutkowało "zamykaniem meczu", w którym jedna drużyna starała się sforsować szczelny mur rywali, a druga walczyła o utrzymanie korzystnego rezultatu.
Oczywiście to część strategii, a można odnieść wrażenie, że zespoły, czerpiąc z przykładu choćby Atletico Madryt, zdecydowały się na wypróbowanie przynajmniej namiastki tego, co wprowadził do swojego zespołu Diego Simeone. Defensywa wysuwa się na pierwsze miejsce, czego przykładem jest reprezentacja Polski, doceniona za świetną postawę obrońców i bramkarzy - obok Niemiec tylko zawodnicy Adama Nawałki nie stracili gola na tym turnieju.
Starć, w których jeden zespół wygrywał pewnie kilkoma bramkami, nie było zbyt wiele, na co wpływ miało także to, że po raz pierwszy w turnieju możliwy był awans z trzeciego miejsca, gdzie stracone gole mogły zaważyć na awansie. Innym powodem jest to, że strzelona bramka najczęściej skutkowała zachowawczą grą, nastawioną na obronę prowadzenia.
Patrząc na to, jak wygląda drabinka, przez którą wiedzie droga dwóch najlepszych zespołów do finału, widzimy już jedną dużą niespodziankę.
Polska, Szwajcaria, Portugalia, Chorwacja, Walia, Irlandia Północna, Węgry lub Belgia - któraś z tych drużyn będzie jednym z finalistów Euro 2016. Z tego grona wśród faworytów, których wymieniano przed turniejem, znajdowało się miejsce właściwie tylko dla ostatniego zespołu. Jednak i w jej przypadku po słabej inauguracji piłkarzy prowadzonych przez Marca Wilmotsa pojawiły się głosy, że to kolos na glinianych nogach, który w kluczowych momentach nie wytrzymuje presji.
Ta część drabinki jest wyraźnie słabsza, w drugiej już w pierwszym spotkaniu fazy pucharowej dojdzie na przykład do zapowiadającego się pasjonująco starcia Włochów i Hiszpanów. Do tego dochodzą jeszcze Niemcy, Francuzi czy Anglicy.
Największe niespodzianki fazy grupowej? O negatywnych mówić trudno, bo właściwie nikt z tych, których można było podejrzewać o chęć namieszania w szykach potęg nie zawiódł tak bardzo, by nie awansować do 1/8 finału. Można oczywiście być rozczarowanym beznadziejną postawą Rosji, klęską Austriaków czy Ukraińców, ale na tych drużynach i tak nie ciążyła właściwie żadna presja.
Silniejsze zespoły dopełniły formalności, ale żaden z nich nie zrobił tego w sposób, który oczarowałby kibiców. Po ostatnim meczu fazy grupowej nie ma drużyny, która wygrałaby wszystkie swoje mecze. Anglicy ustąpili pierwszeństwa w grupie Walii, Hiszpanie zadowolili się drugą pozycją. Skutki mogą być opłakane, bo miejsca na błędy po prostu już nie ma.
Formuła turnieju pokazuje, że nawet bez wygrania jakiegokolwiek spotkania dało się przejść dalej do kolejnej rundy, co pokazuje przykład Portugalii, która od 2004 roku regularnie zawodzi na wielkich imprezach. Z drugiej strony, to ostatni grupowy mecz Cristiano Ronaldo i spółki z Węgrami dostarczył nam najwięcej emocji.
Na poziom dramaturgii nie powinniśmy jednak przesadnie narzekać - wystarczy spojrzeć na statystyki bramkowe, żeby uświadomić sobie, jak wiele goli pada w samych końcówkach spotkań, co może zupełnie odmienić ich losy. Drużyny zmęczone, pracujące przez całe spotkanie, są bardziej narażone na pomyłki.
Warto też zwrócić uwagę na to, ile razy do siatki trafiali zawodnicy wprowadzeni do gry z ławki rezerwowych - strzelili aż 7 bramek. Kto wie, jaką rolę jeszcze odegrają w dalszej fazie turnieju.
Takiego turnieju nie oglądaliśmy od ponad pół wieku.
Naturalnie, to sprzyja temu, by pojawiali się nowi bohaterowie, a oprócz tego kilka z tych bramek było przecież przepięknej urody, jak choćby gol Dimitriego Payeta w inauguracyjnym spotkaniu turnieju.
To mógł być znak tego, co oglądaliśmy przez ostatnie dwa tygodnie. A sami piłkarze? Kilka nazwisk na pewno rzuca się w oczy już teraz. Tutaj jedenastka, którą stworzył jeden z najbardziej szanowanych magazynów poświęconych piłce nożnej, francuski "L'Equipe":
Gareth Bale, N'Golo Kante, Mats Hummels czy Luka Modrić - tutaj nie ma większych niespodzianek, tak samo zresztą jak z Payetem, który dawał sygnały, że może zdobyć ten turniej szturmem. Bardzo cieszy obecność Grzegorza Krychowiaka, która tylko pokazuje, jak wielki postęp zrobił w czasie gry Sevilli i zapracował na transfer do wielkiego PSG. Ale nazwisk takich jak Michael McGovern z Irlandii Północnej czy Laszlo Kleinheisler z Węgier raczej nikt nie mógł się spodziewać, podobnie jak tego, że w gronie czołowych selekcjonerów będzie wymieniany Ante Cacić z Chorwacji, w którym wielu jego rodaków widziało tylko tymczasowe rozwiązanie dla kadry.
Póki co nie jest to wymarzony turniej dla napastników. Najlepszym strzelcem jest jak dotąd Gareth Bale, nominalny skrzydłowy, 3 gole ma też Alvaro Morata, a dwie Romelu Lukaku, ale obaj mieli zdecydowanie więcej okazji do tego, by zaliczyć kolejne trafienia.
Cristiano Ronaldo przebudził się w ostatnim meczu, gracze tacy jak Zlatan Ibrahimović, Thomas Mueller, Mario Mandżukić czy Harry Kane nie pokonali bramkarza ani razu. Nieskuteczność to słowo klucz, bo zmarnowanych okazji oglądaliśmy już bardzo wiele. To samo tyczy się niestety Roberta Lewandowskiego. Choć jego gra (szczególnie w dwóch pierwszych meczach) nie zasługiwała na przesadną krytykę, to jednak musi on znaleźć drogę do bramki, jeśli chcemy myśleć o wielkim sukcesie.
Euro 2016: czekając na Roberta Lewandowskiego. Kiedy kapitan zacznie strzelać?
Grupą niespodzianek trzeba nazwać grupę F, w której faworytem miała być Portugalia. Koniec końców pierwsze miejsce zajęła w niej ekipa Wegier, dodatkowo zostając najczęściej trafiającą do siatki ekipą (razem z Walią).
Słowacja, Islandia, Irlandia Północna i Walia - cztery z pięciu debiutujących na Euro drużyn zdołało zapewnić sobie awans, a nie osiągnęła go tylko Albania, choć przecież w jej przypadku nie było to nieosiągalne marzenie.
Przy starej formule podobnych zespołów byłoby znacznie mniej, nie mówiąc tylko o tej fazie turnieju, ale o samym turnieju w ogóle. Reforma przyjęta przez UEFA daje kibicom więcej meczów, szansę na pokazanie się całej Europie. Debiutanci jak dotąd skrzętnie z niej korzystają, a kilku z nich doczekało się naprawdę wielkiego zainteresowania, jak choćby Islandia, która kilka lat temu była zaledwie dostarczycielem punktów dla bardziej poważanych rywali. Dziś pokazuje, że tytaniczna praca nie pozostaje bez efektów, a nawet bez gwiazd można stworzyć bardzo solidną drużynę.
Największe emocje przed nami, na podsumowania całego Euro przyjdzie jeszcze czas. Jak na razie turniej ma jednak jasne strony, które przesłaniają jego minusy. O ostatecznym sukcesie może zadecydować mocny finisz w fazie pucharowej, na który wszyscy liczymy.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl