Czy starcie dwóch piłkarzy może przesłonić wszystko inne w półfinale mistrzostw Europy? Wygląda na to, że to właśnie dzieje się przed meczem, który zadecyduje o tym, kto zagra o tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu.
Gareth Bale i Cristiano Ronaldo - te dwa nazwiska w zapowiedziach konfrontacji odmieniane są przez wszystkie przypadki, ale w tej sytuacji nie ma nic dziwnego. "Książę Walii" stanie twarzą w twarz z "Królem Madrytu". I nie będzie tu miejsca na uśmiechy czy gratulacje dotyczące wspólnie wypracowanej bramki.
To zawodnicy absolutnie kluczowi dla swoich zespołów, ale też należących do piłkarzy, którzy są idolami kibiców z całego świata. Pozostała dwudziestka, która wybiegnie na boisko, wydaje się być tutaj tylko dodatkiem do pojedynku tytanów, w którym obaj mogą mieć swoją ostatnią szansę na to, by zwyciężyć z reprezentacją na wielkiej imprezie.
Portugalia zawodzi od lat, a w pamięci pozostają jeszcze obrazki z 2004 roku, kiedy łzy zaczynającego swoją wielką karierę Cristiano Ronaldo obiegały świat po przegranym finale mistrzostw Europy z Grecją. Przez ponad dekadę nie udało się zbliżyć do pucharu na wyciągnięcie ręki.
Będzie to szóste starcie Ronaldo i Bale'a, a dotychczasowy wynik tej konfrontacji jest oczywisty. Walijczyk jeszcze nigdy nie schodził z boiska zwycięski, ale zawsze był w zespole, który nie był faworytem. Tym razem nie jest inaczej, bo to "Smoki" są uznawane za drużynę mającą mniej atutów. Walia to nie tyle niespodzianka, co sensacja tego turnieju, której w półfinale nie widział chyba nikt, nawet jej niesamowici kibice. Zespół, który najpierw cieszył się z samego awansu. Potem świętował wyjście z grupy, które było historycznym sukcesem. Teraz ta drużyna jest zaledwie o jeden mecz od gry o końcowy sukces.
Czy to narodziny potęgi? To akurat bardzo wątpliwe i raczej mało prawdopodobne, by ten piękny sen przyśnił się "Smokom" na kolejnych turniejach. Zarówno Bale, jak i Ronaldo, muszą mieć świadomość, że stoją przed czymś, co może się już nie powtórzyć. I nieważne, że Ronaldo w wieku 31 lat może już widzieć na horyzoncie metę swojej kariery, a Bale dopiero wejdzie na swój najwyższy poziom. Walijczyk jednak mówi jasno, że tutaj liczą się tylko zespoły.
- To nie walka dwóch piłkarzy, to walka dwóch narodów, które chcą być w finale Euro. 11 na 11. Cristiano to fantastyczny piłkarz, wszyscy wiedzą, co potrafi zrobić. Ale my mówimy tylko o tym, co my możemy zrobić jako drużyna. Nie przejmujemy się naszymi przeciwnikami - powiedział.
Trzeba jednak podkreślić, że okazji do takich konfrontacji nie ma zbyt wiele. Ronaldo i Bale na co dzień grają w jednym klubie, a ewentualne porównania dotyczą osiągnięć, z których sukcesy dzielą między siebie. Walczą o wspólne dobro, ale nietrudno tu wskazać człowieka, który ma większy wpływ na grę madryckiego klubu.
Cristiano Ronaldo to niekwestionowany król stolicy Hiszpanii i ta sytuacja utrzymuje się od lat. W momencie, w którym "Królewscy" zdecydowali się na to, by zrobić z walijskiego skrzydłowego najdroższego piłkarza na świecie, Portugalczyk mógł jednak poczuć się zagrożony. Może nie tym, że lada chwila nadejdzie czas byłego gracza Tottenhamu, ale nie jest tajemnicą, że CR7 jest wręcz opętany dążeniem do perfekcji. To on musi być na pierwszym planie, to on musi rozdawać karty i być w świetle reflektorów. Na tę pozycję pracował latami, choć w tej chwili nie brakuje sytuacji, w których wydaje się jej nadużywać.
Pierwsze miesiące współpracy tych dwóch piłkarzy były trudne. Ronaldo na boisku bywał niezadowolony z tego, co robił Bale, ten jednak zaciskał zęby i robił swoje. Nie miał też dobrej prasy, często pod jego adresem pojawiała się krytyka. Kiedy jednak zaczął grać na miarę oczekiwań, jego przeciwnicy ucichli. Najdroższy piłkarz świata wciąż ma jeszcze coś do udowodnienia. Gdzieś z tyłu głowy musi pojawiać się myśl, czy będzie w stanie zastąpić Ronaldo. Nie da się zatrzymać upływu czasu, a ten będzie musiał naruszyć pomnik, który Portugalczyk zbudował w Madrycie. Sam jednak nie abdykuje na pewno, a Bale musi go zdetronizować w jedyny sposób, który może rozwiać wątpliwości - na boisku. Patrząc na liczby i to, że Bale odgrywa coraz większą rolę, nie brzmi to wcale aż tak absurdalnie:
Czy to już właściwy moment? Walijczyk rozgrywa zdecydowanie lepszy turniej, nie zawiódł jeszcze w żadnym meczu, zaliczył 3 bramki i dołożył do nich jedną asystę, robi piorunujące wrażenie. Ronaldo zaś mimo tego, że w sumie także był zaangażowany w 4 gole swojej drużyny, nie wygląda już tak dobrze. Zdarzało mu się chybiać w prostych okazjach, pojawiały się pierwsze głosy krytyki, ale to zawsze towarzyszy wielkim oczekiwaniom, na które Bale nie był w tym stopniu narażony. Pojawiające się głosy, które mówią o tym, że Gareth Bale może rzucić Ronaldo wyzwanie w walce o Złotą Piłkę, słychać coraz wyraźniej.
Przy wszystkich różnicach, które dzielą tych piłkarzy, musimy pamiętać o jednym - o ogromnej pracy, jaką włożyli w to, by być właśnie w tym miejscu. Pracy, która trwała przez lata i nigdy się nie skończyła, bo wciąż mają cele do zrealizowania i gigantyczne ambicje. Spoczywania na laurach nie ma w zwyczaju żaden z nich.
Dochodzi tu do prawdziwego paradoksu - w pierwszym półfinale zagrają ze sobą drużyny, które doszły do tego miejsca przede wszystkim dzięki kolektywowi i gigantycznemu wysiłkowi całej drużyny. Oglądaliśmy przebłyski gwiazd, ale koniec końców nie można nie zauważyć pracy kompletu piłkarzy. Tymczasem nie było jeszcze na tym turnieju meczu, który byłby awizowany jako tak oczywisty pojedynek dwóch wybitnych zawodników, w którym reszta graczy wygląda jak sekundanci.
Bale to twarz Walii, ale nie symbol. Tym może być chociażby kapitan Ashley Williams czy harujący w środku boiska Joe Allen, w tym momencie chyba najbardziej niedoceniany piłkarz tej imprezy. Nawet nie Aaron Ramsey, który gra rewelacyjnie, ale nie oddaje ducha tego zespołu tak bardzo jak wspomniana dwójka.
Ronaldo, grający z kapitańską opaską na ramieniu, wymaga tego, by właściwie każda akcja była rozgrywana przez niego. Momentami da się wręcz poczuć napięcie, które panuje na boisku. Do tego dochodzą przejawy zdenerwowania, ale też chęć do motywowania, co widzieliśmy chociażby w serii rzutów karnych w meczu z Polską.
Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że to drużyna bardziej jego niż selekcjonera Fernando Santosa, jednak Ronaldo nigdy nie jest tak oczywisty, jak mogłoby się wydawać. Wszyscy jednak wiedzą jedno - on jest największą siłą tego zespołu i jego największą szansą na to, by z Francji wrócić z mistrzostwem.
Przez całe lata na wielkich imprezach, w wielkich meczach zarówno klubowych, jak i reprezentacyjnych, czekaliśmy na takie starcia gigantów. Te jednak często zawodziły. Liderzy, gwiazdy momentami pozostawały w cieniu, nie dochodziło do wielu bezpośrednich pojedynków, które mogłyby w jakikolwiek sposób udowodnić wyższość jednej z nich. Tak też prawdopodobnie będzie w tym przypadku.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl