RIO 2016

Rio 2016: "badmintonowy dinozaur" z Polski ostrzy pazury na rywali

Ostatnia aktualizacja: 02.08.2016 15:00
- Do Rio lecimy sprawić jakąś niespodziankę. Chcemy wyjść z grupy, a później już wszystko może się zdarzyć - mówi w rozmowie z Polskim Radiem badmintonista Robert Mateusiak.
Audio
  • Z Robertem Mateusiakiem rozmawiał Filip Jastrzębski (IAR)
Robert Mateusiak podczas treningu w Warszawie
Robert Mateusiak podczas treningu w Warszawie Foto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Czytaj dalej
siatkówka Rio 2016 1200 f.jpg
Siatkarze wrócą z Rio z medalem? "Mistrz świata powinien wygrać igrzyska"

Badmintonista Robert Mateusiak jest najstarszym polskim sportowcem, który będzie reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Mistrz Europy z 2012 roku wystartuje w igrzyskach po raz piąty. Powalczy o pierwszy w karierze olimpijski medal, grając w mikście z Nadieżdą Ziębą.

FILIP JASTRZĘBSKI: można pana nazwać olimpijskim weteranem?

ROBERT MATEUSIAK: myślę, że tak. Już się przyzwyczaiłem do tych określeń - "olimpijski weteran" czy "badmintonowy dinozaur" (śmiech). Oczywiście mi to nie przeszkadza. Wierzę w to głęboko, że będzie to moim atutem. Mam nadzieję, że dzięki mojemu doświadczeniu uda mi się zapanować nad emocjami i nerwami, które dopadają każdego podczas igrzysk olimpijskich. Mimo, że nerwy i stres na pewno się pojawią, to doświadczenie powinno nam pomóc, aby w najważniejszych momentach opanować nerwy i żebyśmy grali swój najlepszy badminton, bo tak naprawdę tego od siebie oczekujemy. Przepracowaliśmy cały okres przygotowawczy bardzo dobrze, nie straciliśmy żadnego dnia, nie było żadnych urazów czy kontuzji, co u mnie i u Nadii jest kluczową sprawą.

F.J.: jeśli chodzi o losowanie - dosyć trudne.

R.M.: grupa śmierci. Cztery pary, każda z każdą może tak naprawdę wygrać. Z Chińczykami przegraliśmy jedną lotką w Londynie o strefę medalową. Teraz będziemy z nimi grali mecz otwarcia i wielu kibiców na pewno przypomni sobie ten ćwierćfinał. Trudno powiedzieć, jaki to będzie mecz. Na pewno będziemy starali się zaskoczyć Chińczyków. Wiemy, że oni też przygotowali się bardzo dobrze do igrzysk, są aktualnymi wicemistrzami olimpijskimi, mają chrapkę na coś więcej i są wymieniani w roli faworytów do złotego medalu. My jednak zrobimy wszystko, aby napsuć im krwi od samego początku.

F.J.: w Londynie przed czterema laty było bardzo blisko. Śni się panu po nocach ta jedna lotka czy spokojnie pan do tego podchodzi?

R.M.: prawdę mówiąc, to bolało bardzo długo. Tak naprawdę dopiero po dwóch latach obejrzałem ten mecz, więc siedziało to we mnie. Rzeczywiście śniła mi się ta lotka (...), która zatańczyła na taśmie i wróciła na naszą stronę. Bolało bardzo długo, a teraz podchodzę do tego z dużym spokojem, kolejne cztery lata zleciały bardzo szybko.

F.J.: kiedy spojrzy pan w przeszłość na siebie z Sydney, Aten, Pekinu i Londynu, widzi pan jakieś duże zmiany?

R.M.: w ostatnich dwóch latach, jeśli chodzi o trening, rzeczywiście idziemy w kierunku jakości, a nie ilości, bo jestem już wiekowym sportowcem. W dalszym ciągu jednak trzymam swoją szybkość, co jest u mnie jedną z kluczowych rzeczy. Nasza współpraca z Nadią układa się wyśmienicie, co w grach podwójnych odgrywa bardzo dużą rolę. Tutaj upatruję klucza do sukcesu. Przez te szesnaście lat zmieniło się sporo. Mam nadzieję, że uda się zrobić coś więcej niż ćwierćfinał, ale podchodzimy do tego z dużym spokojem i zdajemy sobie sprawę z tego, że ta grupa jest bardzo wymagająca.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

(ah)

Dziś w Rio