Kajakarstwo górskie zadebiutowało w igrzyskach dopiero w 1972 roku. Jest bardzo widowiskową dyscypliną, czego dowiodły wysokie wskaźniki oglądalności transmisji telewizyjnych z zawodów olimpijskich w ostatnich czterech edycjach.
Kajakarstwo górskie jest też bardzo drogim sportem. Sztuczny tor kajakowy w Augsburgu, gdzie po raz pierwszy rywalizowano o olimpijskie medale, kosztował 4 mln dolarów, co w tamtych czasach było kwotą astronomiczną.
Na udział w kolejnej imprezie kajakarze górscy musieli czekać aż 20 lat, do igrzysk w Barcelonie. Jedną z największych gwiazd był wtedy John Lugibill, pięciokrotny mistrz świata w C1. Na torze Seu d'Urgell kajakarze mieli do pokonania slalom złożony z 25 bramek. Amerykanin płynął doskonale do 23. i w tym momencie dotknął minimalnie słupka co oznaczało pięć karnych sekund i koniec marzeń o olimpijskim złocie. Na mecie okazało się, że w ogóle nie stanął na podium.
Kajakarstwa górskiego miało zabraknąć w igrzyskach w Sydney. Ogromne koszty budowy toru zmusiły Australijczyków do wycofania tej dyscypliny z programu. Jednakże dzięki bezprecedensowemu porozumieniu między władzami samorządowymi Sydney, Międzynarodową Federacją Kajakową i gubernatorem Stanu Nowa Południowa Walia zawody doszły do skutku.
Właśnie na torze w Penrith koło Sydney Polacy zdobyli jedyny do tej pory medal - Krzysztof Kołomański i Michał Staniszewski wywalczyli srebro w slalomie C-2. Krótko po tym rozstali się i zakończyli kariery.
W Rio de Janeiro Polskę reprezentować będą: Natalia Pacierpnik (K1), Grzegorz Hedwig (C1), Maciej Okręglak (K1) oraz Marcin Pochwała i Piotr Szczepański (C2).
pk, bor, PAP