SERWIS SPECJALNY

Rio 2016
Numer pięć światowego rankingu nie pierwszy raz wypadła bardzo słabo w igrzyskach. To jej trzeci olimpijski występ – w Pekinie dotarła do 2. rundy, w Londynie przegrała mecz otwarcia. Podobnie jak teraz – tym razem z Chinką Saisai Zheng 4:6, 5:7.
- Nie lubię się tłumaczyć, ani nie o to chodzi, ale jednak trzy dni w podróży, potem od razu przeziębienie mnie złapało. Miałam lekką nadzieję, że będzie to start w niedzielę, jednak nie ułożyło się tak, jak bym chciała - przyznała.
W trakcie sobotniego meczu nie ukrywała swojej złości. Wyraźnie było widać, że nieudane piłki ją irytują, ale była bezradna.
- Kilka czynników składa się na to, że człowiek jest tak wściekły w trakcie meczu, że ciężko cokolwiek zrobić. To też bardzo wolne korty, na takich praktycznie w ogóle nie gramy na co dzień - powiedziała Radwańska.
Bez wątpienia na słabszą dyspozycję miała wpływ długa podróż. Polka do Rio de Janeiro leciała 52 godziny.
- Od samego początku byłam trochę zamulona. Nikt tego nie przewidział, że to się wszystko w ten sposób potoczy po turnieju w Montrealu. Na pewno jeden dzień więcej treningu tutaj na miejscu wiele by zrobił. Zabrakło też cierpliwości. Trudno jednak być cierpliwym, jak się jest w takim stanie - oceniła.
O postawie Chinki zbyt wiele nie chciała powiedzieć.
- Kryła własną linię, była bardzo szybka. Biegała jak szalona. Ciężko było się zebrać, skończyć piłkę, a jej wchodziło wszystko - zauważyła.
Ponadto w igrzyskach nie ma także takiego komfortu treningu jak w turniejach WTA.
- Warunki są ciężkie, bo nie mamy też wiele czasu na trening na kortach. To nie są takie dni, które bym sobie normalnie, sama zaplanowała, z własnego wyboru, ale dla każdego są takie same warunki - zaznaczyła.
W singlu odpadła także Magda Linette. W niedzielę pierwsze rundy rozegrają Jerzy Janowicz oraz w deblu Paula Kania i Klaudia Jans-Ignacik.
ps