Przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich Polacy liczyli na dwa złote medale w rzucie młotem. Pierwszy miał zdobyć Paweł Fajdek, drugi Anita Włodarczyk. Fajdek nie przeszedł nawet eliminacji, a Włodarczyk została mistrzynią olimpijską i przy okazji poprawiła własny rekord świata. Obecnie wynosi on 82,29 m.
- Nie odczuwam już żadnej presji, mam za sobą lata doświadczeń, jest to też efekt współpracy z psychologiem, zaczęłam ją już w 2004 roku - tłumaczyła skromnie swój wyczyn na antenie radiowej Trójki.
Przyznaje jednak, że delikatny stres się pojawił. Co ciekawe Włodarczyk bardziej przeżywała eliminacje niż finał.
- Eliminacje przeszły gładko, choć lekki stres był, to jest zawsze bardziej stresujące niż sam konkurs. Przed eliminacjami budziłam się w nocy kilka razy, a przed finałem to już nie mogłam się go doczekać - powiedziała.
Złoty medal olimpijski wymagał jednak sporo poświęceń. - To zgrupowania i wyjazdy. Z trenerem liczyliśmy, że od listopada jak zaczęłam przygotowania do igrzysk to spędziłam 248 dni poza domem - dodała mistrzyni.
A co oprócz swojego sukcesu najbardziej zapamiętała z Rio de Janeiro? - Zapamiętam widok żołnierzy z karabinami na ulicy, pierwszy raz znalazłam się w takiej sytuacji. Jak jeździliśmy na treningi to na ulicy mijaliśmy czołgi. Na początku byłam trochę przerażona, przystosowanie się zajęło mi cztery dni. Ale największym problemem było jedzenie i to nie jest tylko moja opinia. Ja przez najbliższe 2-3 miesiące nie zjem chyba kurczaka pod żadną postacią. W Rio serwowany był on na śniadanie, obiad i kolację.
Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy z Anitą Włodarczyk.
Trzecia strona medalu na antenie Trójki w każdą niedzielę między 17.05 a 19.00.
bor, PR3