Polska Marynarka w II Wojnie Światowej

D-Day - lądowanie aliantów w Normandii

Ostatnia aktualizacja: 06.06.2017 06:01
6 czerwca 1944 na plażach Normandii rozpoczęła się operacja "Overlord". Największa operacja desantowa w historii wojen, w którą zaangażowano tysiące żołnierzy, statków i samolotów otworzyła drugi front w Europie Zachodniej. Winston Churchill twierdził, że był to dzień, którym denerwował się najbardziej w swoim życiu.
Audio
  • Lądowanie aliantów w Normandii - audycja z cyklu "Postacie i wydarzenia II wojny światowej" z udziałem prof. Pawła Wieczorkiewicza, cz. 1
  • Lądowanie aliantów w Normandii - audycja z cyklu "Postacie i wydarzenia II wojny światowej" z udziałem prof. Pawła Wieczorkiewicza, cz. 2
Amerykańskie oddziały desantowe lądują na plaży Omaha w dniu 6 czerwca 1944 roku
Amerykańskie oddziały desantowe lądują na plaży Omaha w dniu 6 czerwca 1944 rokuFoto: Wikimedia Commons

Operacja "Overlord"

Trwający od świtu do zmierzchu D-Day był dniem szczęścia i sukcesu aliantów i dniem klęski armii niemieckiej, która przybliżyła koniec II wojny światowej. Misterny plan operacji o kryptonimie "Overlord" alianci przygotowywali się od momentu wejścia Stanów Zjednoczonych do wojny. Kolejne operacje desantowe w Afryce Północnej i we Włoszech dały sojusznikom niezbędne doświadczenie w przeprowadzeniu tego typu lądowania. Do przerzucenia przez kanał La Manche gigantycznej, wielusettysięcznej armii potrzebne były niezliczone ilości statków desantowych.

- Był to rodzaj okrętów, których nie produkowano w czasach pokojowych – mówił na antenie PR prof. Paweł Wieczorkiewicz. - W 1943 roku alianci mieli ich za mało, dlatego wybrali mniejszy wariant, żeby zająć czymś Niemców desantowali we Włoszech.

Ważny dla powodzenia operacji był element zaskoczenia. Kluczem było zaatakowanie Niemców w miejscu, gdzie nie będą się tego spodziewać i nie będą mieli rezerw. Podjęto szeroko zakrojoną akcję dezinformacyjną, dzięki której Hitler zupełnie nie spodziewał się uderzenia w Normandii. Dziesiątki szpiegów i podwójnych agentów wskazywało, że alianci uderzą w okolicach Calais.

Niemieckie dowództwo przez pierwsze tygodnie inwazji podejrzewało, że Normandia jest akcją pozorowaną i zabraniał kierowania tam posiłków, gdy były najbardziej potrzebne. Latem 1944 roku barek było dosyć. Spełniono też dwa podstawowe warunki udanej inwazji: bezwzględna przewaga w powietrzu i morzu. Chodziło o wsparcie oddziałów przełamujących Wał Atlantycki ogniem ciężkiej artylerii okrętowej i bombardowaniem lotniczym.

- Alianci wiedzieli, że jeżeli utrzymają się na przyczółku to wygrali – mówił gość audycji "Postacie i wydarzenia II wojny światowej". - Korzystając z przewagi lotnictwa zdołają przebić się dalej w głąb Francji.

Polacy na morzu

Pod osłoną ponad siedmiuset okrętów wojennych wyruszyło blisko 4 tysiące różnych jednostek desantowych, promów, pontonów i barek. Dodatkowo 200 trałowców, zgrupowanych w 25 flotyllach, oczyszczało wodę z min, dzięki czemu umożliwionie aliantów do wybrzeży francuskiej Normandii. Od pierwszego dnia w akcji brała też udział Polska Marynarka Wojenna - jedyny nasz krążownik OPR "Dragon', dwa duże kontrtorpedowce "Błyskawica" i "Piorun" oraz dwa małe kontrtorpedowce "Krakowiak" i "Ślązak".

D-Day

Tak zaplanowana operacja rozpoczęła się 6 czerwca 1944. Klimatyczne warunki panujące w kanale La Manche mocno ograniczyły pole manewru w planowaniu operacji. Był to jeden z ostatnich terminów, w którym można było lądować. Potem letnie sztormy groziły zatopieniem barek desantowych. Alianci pojawili się o świcie na pięciu plażach Normandii.

- To co zobaczył dowódca niemieckiego posterunku obserwacyjnego było spełnieniem najgorszych koszmarów – mówił prof. Wieczorkiewicz. – Statki, barki i plujące ogniem okręty ciągnęły się aż po horyzont, a nad głową setki, tysiące samolotów.

Największą operację desantową w historii dowodziło dwóch ludzi - gen. Dwight Eisenhower i gen. Bernard Montgomery. - To było dwóch ludzi, od których zależał w tym momencie los Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i świata – zaznaczył historyk.

Sparaliżowani Niemcy

W przełamaniu oporu niemieckiego kluczową rolę odegrała marynarka wojenna. Wsparcie ciężkich dział pomogło sprawnie przełamać pozycje Wehrmachtu. Ważne były tez działania komandosów, którzy w pierwszej fazie unieszkodliwiali przeszkody, którymi plaże usiali Niemcy. Saperów rozminowujących drogi i wreszcie opanowanie przez spadochroniarzy zaplecza przeciwnika umożliwiając szybkie rozszerzenie przyczółka. W powodzeniu operacji pomógł też brak spójnej koncepcji w dowództwie niemieckim.

Gen. Edwin Rommel i gen. Gerd von Rundstedt różnili się co do tego, czy odwody pancerne trzymać na plażach i uderzać natychmiast po pojawieniu aliantów, czy trzymać w głębi lądu. - Pierwszy punkt okazał się błędny. Niemieckie kontrataki pancerne ugrzęzły w ogniu ciężkiej artylerii okrętowej i zostały zmiecione z powierzchni ziemi – mówił prof. Wieczorkiewicz.

Sam Hitler dowiedział się o ataku z opóźnieniem, przez co kluczowe decyzje o kierowaniu obroną i gdzie kierować odwody zostały opóźnione o kilka dłużej. Trwający od zmierzchu do świtu D-Day trwający był dniem szczęści i sukcesu aliantów. Jak twierdził Churchill, był to dzień, w którym denerwował się najbardziej w swoim życiu. Dzień chwały i sławy żołnierzy i dowódcy aliantów i klęski armii niemieckiej, która przybliżyła koniec II wojny światowej.

mjm