Intelektualne ścieżki, którymi chadzał przyszły noblista nie były proste. Zaczynał, jak wielu intelektualistów, od zaangażowania lewicowego. Po wojnie flirtował nawet z komunizmem, od którego odwrócił się po ucieczce z Polski. W połowie lat 70., kiedy zaczyna pisać "Ziemię Ulro", sytuacja Miłosza jest zupełnie inna. Mieszka w Ameryce, wykłada na uniwersytecie w Berkeley i z bliska przygląda się końcowi hipisowskiej rewolty. Określenie Ulro pisarz zaczerpnął od jednego ze swoich ulubionych artystów i myślicieli - Wilama Blake’a. Oznacza ono krainę duchowych cierpień. To znaczy nasz ziemski padół. Pisarz analizuje tu dzieła wybitnych pisarzy, mistyków i filozofów: Dostojewskiego, Swedenborga, Mickiewicza. A jego diagnoza stanu cywilizacji Zachodu jest bardzo pesymistyczna. Miłosz twierdzi, że zanik wyobraźni religijnej jest dla naszej kultury niszczący. Triumf rozumu, technologii i nowoczesności został okupiony klęską duchową. To, że z sacrum obcujemy wyłącznie w świątyniach dowodzi, jak bardzo jesteśmy wyjałowieni. Żyjemy, jak mówi, w "krainie duchowych cierpień, jakie znosi i musi znosić człowiek okaleczony".