Redakcja Programów Katolickich

Harmider współczesności

Ostatnia aktualizacja: 13.11.2011 09:00
Tydzień temu walczyłem z pokusą poruszenia głośnego medialnie tematu angażującego wiele znaczących osób kościelnej opinii publicznej, tych wierzących i niewierzących.
Audio

Rozstrzygnęła bliskość toruńskiego kolokwium: „Znaki nadziei dla współczesnego świata” i odległość od Warszawy. Fizyczny dystans ogranicza wiedzę, a niepoważnie jest na pogłoskach budować pospieszną opinię. Organizator Colloquia Torunensia, ks. Prof. Jerzy Bagrowicz, wobec sugestii dziennikarza, by odnieść się do sporu wokół ks. Adama Bonieckiego, odparł wówczas: „nie zajmuje nas tu harmider współczesności”.

Tydzień zdarzeń, obserwacji i lektur zmienił sytuację, acz nie moją opinię. Odrzucam myśl opowiadania się za czy przeciw po stronach konfliktu w publicystycznym głosowaniu. Tak jak m.in. ks. Dariusz Madejczyk z „Przewodnika Katolickiego” i ks. Artur Stopka na blogu - ze smutkiem obserwuję liczenie deklaracji na Facebooku: w obronie zasłużonego księdza publicysty, jak i przeciw niemu. Z samym smutkiem i rozczarowaniem czytałem emocje wpisane w słowa takie jak „knebel na ustach”, „strzał Kościoła w stopę”, „dysfunkcyjna opieka do dzieci”, „gol samobójczy" oraz równie bliskie klimatowi kibolskiej zadymy obwieszczenie ze strony przeciwnej: „gratuluję księżom marianom”. Nawet na portalu Deon zaiskrzyło licytacją dwóch jezuitów opiniami ”za i przeciw”. Grymasem losu objawił się kaznodziejski zapał lewicowej posłanki broniącej samodzielności myślenia w Kościele. Podobnie – postulat reformy Kościoła ze strony byłego dominikanina i exjezuity, korzystających z okazji lansu na cierpiętników braku wolności w Kościele, choć ich odejścia miały zgoła inne tło i przyczyny. Im więcej emocji, tym trudniej ks. Bonieckiemu: milczeniem rozczaruje jednych, a złamanie zakazu da kolejny twardy argument drugim.

Nie znam – jak wszyscy bez wyjątku – najgłębszych powodów decyzji władz zakonnych wobec Ks. Bonieckiego. Są tylko mniej lub bardziej prawdopodobne domysły. Te zaś nie sięgają, bo nie mogą sięgać tego, co zdarzyło się wewnątrz wspólnoty zakonnej wcześniej. Cokolwiek się działo, na pewno było bolesne dla wszystkich stron.

Po tygodniu wiem natomiast jedno: sprawa ujawniła po raz pierwszy na masową skalę –za sprawą internetowej opinii publicznej – jak bardzo zróżnicowane są opinie polskich katolików, „szeregowych”, których nazwiska nie widnieją w nagłówkach prasowych, relacjach TVP i TVN. Komentarze na forach są daleko bardziej zniuansowane i zróżnicowane niż znane zdania uznanych autorytetów publicystyki. Anachronizmem jest już dwudzielny schemat: kościoła łagiewnickiego i toruńskiego, oświeconego i moherowego. Słabnie opiniotwórczość zwartych środowisk utożsamianych z opinią kościelną, pretendujących do wyłączności skupiania innych pod sztandarami postępowców czy konserwatystów. Mentalność i duchowość katolików w Polsce jest bardziej złożona, rozproszona, zatomizowana. Młodsi nie rozróżniają środowisk Niedzieli i Gościa Niedzielnego, Znaku, Więzi i Frondy. Kojarzą tylko, że dzieje się jakaś „zadyma.” Nadmiar emocji przy deficycie zimnych racji pozostawi wielu z piłatowym dylematem: „cóż to jest prawda?

Dla duchownych i świeckich głosów w masowych mediach nadszedł czas szczególnej odpowiedzialności za słowo. Nie tylko za tekst, ale i za kontekst. Inaczej, mówiąc „A” nie zauważymy, że słuchacz zrozumiał „Z”, teologię wymienimy zmienimy na ideologię, a kościół w arenę wolnej amerykanki, gdzie nie wiadomo kto i dlaczego, z kim i przeciw komu, bo najważniejsze w tym sporcie są emocje, walka i krew.

Zamyślam się przy okazji, jak mógł się czuć kapłan, proszony w Łodzi w ub. Niedzielę, by odprawić Mszę św. na początek Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej, gdy rzekomi zwolennicy w internecie ogłosili tę Mszę... manifestacją poparcia... Jeśli między Mszą a manifestacją nie ma już różnicy, to zaprzestańmy debaty o Kościele: katolickim i Chrystusowym. Jeśli tak jest, zadeklarujmy powrót nie do jednego, a kilku wieczerników zamkniętych z obawy już to przed Żydami, już to przed masonami, już to ciemnogrodem, zgorzkniali lękiem, uprzedzeniami i beznadzieją. A przecież: ”W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4, 18).

o. Grzegorz Dobroczyński SI