Album nie jest efektem łączenia ścieżek, ale zapisem sytuacji, które wydarzyły się w parkach. Z boku wyglądających surrealistycznie, kiedy muzycy grają do drzew, na których gałęziach, niczym na balkonach swoje sonaty snują słowiki.
Pamiętacie ptasie radio, które nadawało audycję z brzozowego gaju w wierszu Juliana Tuwima? Urocza rymowanka dla dzieci to wprowadzenie w świat ptasich dyskusji. Obecne możliwości jakie stwarzają nagrania terenowe aż proszą, żeby towarzyszyła jej ścieżka dźwiękowa. Ileż byłoby zabawy przy nauce i rozpoznawaniu poszczególnych głosów (w Polsce niewątpliwą mistrzynią jest w tym Izabela Dłużyk, która dźwięki zwierząt nagrywa i fascynująco potrafi o nich opowiadać).
O Davidzie Rothenbergu można napisać: kompozytor i muzyk jazzowy. Albo tak: profesor filozofii i muzyki zainteresowany dźwiękami wydawanymi przez zwierzęta. Zarówno w jednej jak i drugiej dziedzinie dorobek ma już spory, ale to jego projekty związane ze zwierzętami wydają się najbardziej frapujące.
Sam Rothenberg mówi, że najważniejsze to nie grać, ale słuchać – wtedy słowiki zabiorą cię w przestrzeń, w jakiej wcześniej nie byłeś lub nie byłaś. Co jest tym bardziej fascynujące, że w kulturze słowiki są symbolami natchnienia, bogactwa, miłości, przypisuje się im uzdrawiającą moc.
Publikował płyty poświęcone dźwiękom wydawanym przez walenie, ptaki i insekty (towarzyszyły im także książki "Why Birds Sing" czy "Thousand Mile Song"), z którymi razem pogrywał (na klarnecie). Z Pauline Oliveiros i Timonthym Hillem nagrał "Cicada Dream Band", album na którym dźwiękom głosu, akordeonu i klarnetu basowego towarzyszyły… świerszcze, żaby, ptaki i cykady.
Od 2015 roku razem z tureckim twórcą Korhanem Erelem zainicjował w Berlinie projekt, w którym zagłębia się w zwyczaje słowików (dlaczego szczególnie upodobały sobie to miasto pisał The Guardian), najbardziej znanych ptasich śpiewaków (dość powiedzieć, że w wierszu Tuwima to ich trele wywołały burzliwą debatę). Sam Rothenberg mówi, że najważniejsze to nie grać, ale słuchać – wtedy słowiki zabiorą cię w przestrzeń, w jakiej wcześniej nie byłeś lub nie byłaś. Co jest tym bardziej fascynujące, że w kulturze słowiki są symbolami natchnienia, bogactwa, miłości, przypisuje się im uzdrawiającą moc. A najlepsze, że z berlińskich parków mogą emigrować tysiące kilometrów, aby później wrócić na to samo drzewo.
Tegoroczny efekt tych poszukiwań to podwójne wydawnictwo i książka: "Nightingales Berlin" można czytać, a "Nightingale Cities" słuchać. To efekt wycieczek po Berlinie i Helsinkach, na które Rothenberg zabrał całe grono zaprzyjaźnionych muzyków, aby dialogowali razem ze śpiewakami-rezydentami tamtejszych parków.
Czy to faktycznie gra duetów? Raczej przede wszystkim lekcja słuchania: słowików i ich przepięknych śpiewów, ale też kojącego dźwięku klarnetu (świetne "Sharawaji Blues"), wokaliz (wspaniałe "Dreaming Slow”) i innych instrumentów takich jak wiolonczela czy lutnia oud. Bez przesadnych orkiestralnych aranżacji – muzyka raczej tli się niezobowiązująco, żeby nie zakłócić słowiczych solówek. Chociaż są wyjątki, kiedy trzyosobowy zespół zbiera siły, żeby stworzyć rozbudowaną kompozycję "I Cannot Go Home" z ptasim akompaniamentem w tle. Tyle, że nie do końca o komponowanie tu chodzi, ale pomysłowe zestawienie akustycznych instrumentów z odgłosami natury, które w zadrzewionych przestrzeniach frapująco rezonują. Wspomniałem Oliveiros – nietrudno "Nightingale Cities" nie traktować przez pryzmat jej idei głębokiego słuchania – to lekcja tego, jak brzmi natura i jak wciąż jest w stanie dźwiękowo obronić się w wielkich miastach, zabrudzonych muzycznym noisem. Dlatego nie mniej ciekawa jest odsłona helsińska, kiedy zwierzętom towarzyszą bardziej zelektryfikowane kompozycje takie jak "Alien Beauty" czy "Elektro Repeet". To pokazuje ptasie śpiewy w nieco innym kontekście, chociaż najciekawsze jest to zestawienie w tej najczystszej, surowej i naturalnej formie. Kluczowe, że album nie jest efektem łączenia ścieżek, ale zapisem sytuacji, które wydarzyły się w parkach. Z boku wyglądających surrealistycznie, kiedy muzycy grają do drzew, na których gałęziach, niczym na balkonach swoje sonaty snują słowiki. Ale w warstwie muzycznej to przecież fascynujące dźwiękowe dyskusje.
David Rothenberg
„Nightingale Cities”
Gruenrekorder
Ocena: 4/5
Jakub Knera
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.