Twórczość takich przedstawicieli anatolijskiego rocka jak Selda Bağcan, Bariş Manço, Erkin Koray, Özdemir Erdoğan wciąż jest żywa. Młodsze pokolenia zabierają się za ich dorobek, ale też twórczo przekuwają go na współczesne, psychodeliczne brzmienia. Dość wspomnieć futurystyczną Gaye Su Akyol, która w lipcu pojawiła się w Polsce na festiwalu Globaltica, pochodzących z Holandii Altın Gün (właśnie zostali nominowani do nagrody Grammy), dubową Baba Zula, czy syntezatorowe eksperymenty Gözen Atil, artystki występującej jako Anadol. Jednym z najciekawszych tegorocznych zjawisk jest jednak Derya Yıldırım & Grup Şimşek, którzy przed rokiem pojawili się na katowickim Off Festivalu, a teraz nagrali debiutancki album „Kar Yağar”.
Ujmuje holistyczne podejście zespołu do tworzenia muzyki, bo wybór utworów (własnych i cudzych) to jedno, a zaaranżowanie i zagranie ich to drugie. Yıldırım z zespołem stworzyli frapujący album podróży, o trochę baśniowym, a trochę mrocznym i nieoczywistym rodowodzie.
Tak jak Altin Gun, tak i opisywany tu kwintet to potomkowie tureckich emigrantów, z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch, którzy zafascynowani muzyką przodków spotkali się w Hamburgu, żeby przekuć rodzinne korzenie we muzykę, czerpiącą z przeszłości. Nagrali album nietuzinkowy, intrygujący i wciągający niczym baśniowa epopeja.
Po pierwsze, brzmią na wskroś współcześnie – psychodeliczne zacięcie w wielu momentach lokuje ich na równi ze współczesnymi rockowymi zespołami z innych zakątków świata (tytułowy utwór mogłoby przecież zagrać Tame Impala). Anatolijska tradycja ma w ogóle uniwersalny przekaz i nie brzmi jak odkurzony skarb odkryty w zakamarkach piwnicy. I Derya Yıldırım & Grup Şimşek to potwierdzają: kultywują jej szlak w nowoczesnej formie, wykorzystując elektronikę i soczyste, pełne melodii brzmienie.
Jest to co prawda zespół w pełni demokratyczny, ale już nazwa sugeruje kto mu przewodzi – Derya Yıldırım swoim zalotnym głosem nadaje niesamowitych barw poszczególnym utworom, wysuwając się na pierwszy plan. Ona jest odpowiedzialna za większość kompozycji i wybór klasyków. Brzmi jakby wyciągnięto ją ze starych archiwalnych nagrań tureckich, a jednak jej wokal nagrany tu i teraz świetnie splata się z na wpół rockową, na wpół folkową, i psychodeliczną muzyką.
Po drugie, świetnie łączą stare z nowym. Na tej płycie pojawiają się utwory Aşıka Mahzuni Şerifa i Aşıka Daimi, ale zespół gra też samodzielnie skomponowane kompozycje (co różni ich od Altin Gun). Anatolijskie odloty przeplatają się tu z gęstym elektronicznym brzmieniem, syntezatory wiodą melodie równolegle z sazem, bağlamą i perkusjonaliami. Jest akustyczne brzmienie i elektroniczna, ale też rockowa produkcja.
Po trzecie, kwintet brzmi jak objazdowa trupa, która swoją podróż przez turecką psychodelię wiedzie pewnie i skrupulatnie. Nie ma tu jednak mowy o cepelii, a nawet kiedy na warsztat biorą utwory anonimowych twórców jak w zamykającym album „Oy Oy Emine”, robią to ze swadą i gracją. Filtrując je przez swoje emocje i odwołanie do tradycji, potrafią uwypuklić brzmienie instrumentów – flet świetnie brzmi jako główny motyw w krótkim „Nefes”, ale też jako snujący się element większej całości w „Çocuklar 2”, kiedy jest podszyty syntezatorami.
Po czwarte, jest to co prawda zespół w pełni demokratyczny, ale już nazwa sugeruje kto mu przewodzi – Derya Yıldırım swoim zalotnym głosem nadaje niesamowitych barw poszczególnym utworom, wysuwając się na pierwszy plan. Ona jest odpowiedzialna za większość kompozycji i wybór klasyków. Brzmi jakby wyciągnięto ją ze starych archiwalnych nagrań tureckich, a jednak jej wokal nagrany tu i teraz świetnie splata się z na wpół rockową, na wpół folkową, i psychodeliczną muzyką.
Po piąte, ujmuje holistyczne podejście zespołu do tworzenia muzyki, bo wybór utworów (własnych i cudzych) to jedno, a zaaranżowanie i zagranie ich to drugie. Yıldırım z zespołem stworzyli frapujący album podróży, o trochę baśniowym, a trochę mrocznym i nieoczywistym rodowodzie. W instrumentalnym „Çocuklar” postanowili wpleść poemat Nâzım Hikmet Ran, jednego z najbardziej znanych dwudziestowiecznych tureckich poetów – zsamplowany wokal wydaje się echem zza światów, ale w konstrukcji całego albumu zachowuje spójność.
No i ciekawostka – ten album nie został wydany ani w Niemczech ani w Turcji, tylko w Szwajcarii, gdzie wytwórnia Bongo Joe eksploruje scenę alternatywną – jak sami piszą – przenosząc się w czasie, żeby znaleźć muzyczne smakołyki z różnych miejsc. Trwający 40 minut „Kar Yağar” jest takim wyjątkowym okazem, ale koniecznie trzeba poszperać w ich katalogu, żeby znaleźć ich jeszcze więcej.
Jakub Knera
Źródło: Youtube/Bongo Joe Records
***
Derya Yıldırım & Grup Şimşek
Kar Yağar
[Bongo Joe]
3,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.