Ktoś mógłby się pewnie zgorszyć, że proponuję w tym miejscu płytę, której wykonawcy w nazwie zespołu mają nie folk, ale jazz i underground, a w swym stylistycznym wyrazie są często bliscy formule alternatywnego popu czy avant popu. Uznawanie tego typu argumentu byłoby jednak małostkowością, choćby i dlatego, że w tej wdzięcznej i przyjaznej wobec słuchacza muzyce ważne i istotne są nie tylko personalne, ale i stylistyczne odwołania do klasyki i tradycji polskiego folku. A że autorzy płyty postanowili poszerzyć stylistyczną perspektywę? Trudno (choć oczywiście można) mieć do nich o to pretensje.
Faktem jest jednak, że w tym dziwnym pandemicznym roku, w to niezbyt udane lato taka ujmująca, choć nieoczywista i wieloznaczna, wielonurtowa muzyka wydaje się być atrakcyjną i adekwatną propozycją. Zwłaszcza że to w sensie formalnym przecież fonograficzny debiut nowej formacji. Skądinąd wreszcie być może oczywisty jest fakt, że interesuje nas w folkowym kontekście płyta, której ważnymi współtwórcami są wspomniani już artyści znani w kręgu muzyki inspirowanej tradycją.
Piszę o fonograficznym debiucie, choć przecież skład Slavic Jazz Underground tworzą artyści dobrze znani na polskiej scenie, przede wszystkim tej alternatywnej. Liderką przedsięwzięcia jest Lena Romul – saksofonistka i wokalistka znana z własnych autorskich dokonań, ale też np. z grupy 4Way Quartet czy poznańskiego Yazzbot Mazut. O specyfice brzmienia SJU decydują ciekawie zaplatające się w siebie głosy trzech wokalistek: obok Romul także mających już swe sceniczne doświadczenia: Patrycji Malinowskiej i Martyny Zając. U ich boku pojawia się grono instrumentalistów z charakterem, wśród nich znany ze składu Vavamuffin, ale i solowych dokonań Patryk Kraśniewski, grający na fortepianie, organach, syntezatorach oraz bardzo ciekawy gitarzysta Bartek „Alber” Serafinowicz (notabene syn legendy sześciu stron – Henryka Albera). Członkowie zespołu potrafią wykreować ciekawy nastrój i zgrabnie balansować pomiędzy stylami i inspiracjami, kierując uwagę i skojarzenia słuchacza w wielu różnorodnych kierunkach od brzmień z okolic etnicznych czy world music poprzez subtelną improwizację po tzw. nowe brzmienia.
Wydawca pisze, że członkowie Slavic Jazz Underground stworzyli swój zespół – i omawiany tu album „zainspirowani przewijającym się wśród wielu naszych artystów wątkiem poszukiwań korzeni polskiej muzyki”. I właśnie, z jednej strony słychać, że nie jest to projekt ze środka „folkowego światka”, a twórczość grupy jest bardzo nieortodoksyjna, z drugiej strony: płyta jest dowodem ewidentnego zaciekawienia, zafascynowania odwołaniami do tradycji. Jest też bardzo świeżą i bezpretensjonalną, a zarazem pozbawioną koturnów udaną próbą opowiedzenia o tej fascynacji własnym głosem. Wspomnieć trzeba bowiem, że repertuar płyty (choć momentami wyraźnie odwołujący się do ludowych tropów) jest autorstwa członków zespołu – zarówno kompozycje, jak i teksty.
Wartości, smaku i artystycznej jakości dodaje temu przedsięwzięciu udział gości. Swoją drogą – właśnie – gości świetnie znanych na folkowej scenie, którzy i tu przynoszą ze sobą wyraźny „tradycyjny” powiew. W trzech utworach słyszymy więc potężne wsparcie wokalne jakiego zespołowi udzielają świetnie pamiętane z Kapeli ze Wsi Warszawa: Magdalena Sobczak, Ewa Wałecka i Sylwia Świątkowska. Pierwsza z wymienionych artystek gra też na cymbałach. W partiach instrumentalnych wspierają Slavic Jazz Underground także m.in. Rober Jaworski i Bart Pałyga. Całość nabiera zatem dzięki ich obecności nowych barw i dodatkowych muzycznych walorów.
W graniu zespołu słyszymy wątki słowiańskie, ale też bodaj latynoskie, afrykańskie, zaplata się tu i melancholijny walczyk – wszystko to w momentami mocno elektronicznym sosie. Pojawiają się, choć nie są pierwszoplanowe, tytułowe odwołania do jazzu, bo też niewątpliwie mamy tu do czynienia z instrumentalistami potrafiącymi sobie nieźle radzić i w takiej formule. Świetne wrażenia robią mocno eklektyczne utwory, także te ze sporą dawką elektroniki, jak „Ganja Tune”, „AK-47” czy „Poświst”, ale przecież już rozpoczynający całość utwór „Wielka Matko” zwiastuje interesującą i niebanalną płytę.
Oczywiście, można by wyrażać postulaty czy pragnienia, żeby odwołania do tradycji były na tej płycie częstsze i gęstsze, a chwilami dość popowa konwencja była bardziej surowa, chropowata. Przyznać jednak trzeba, że artyści bardzo świadomie budują swój przekaz i zdają się nie tylko pretekstowo odwoływać do słowiańszczyzny. A poza tym mamy tu znakomite brzmienie, konsekwentną formułę, świetną produkcję. Dla słuchaczy o otwartych głowach to bardzo atrakcyjna propozycja nie tylko na wakacje.
Tomasz Janas
Slavic Jazz Underground
„Jare gody”
Karrot Kommando 2020
Ocena: 4/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.