To jeden z bodaj najbardziej kontrowersyjnych, a przynajmniej najgoręcej dyskutowanych laureatów festiwalu Nowa Tradycja w ostatnich latach. Poznański zespół KakofoNIKT i Chór Pogłosy zdobyli podczas ubiegłorocznego festiwalu pierwszą nagrodę. Niemal dokładnie rok później otrzymujemy pełną, długogrającą fonograficzną wypowiedź wykonawców, którą możemy potraktować jako swoistą weryfikację artystycznej wartości ich wspólnych poszukiwań.
Mamy więc z jednej strony odwołania do dawnej obrzędowości, pierwotnych form kultu (albo wyobrażeń o nich), z drugiej – świadomą teatralizację, grę konwencją. Sprawia to, że uczestnicy tego przedsięwzięcia zarówno – powiedzmy – uczestniczą w owych rytuałach, jak i z dystansem relacjonują je, opowiadają o nich słuchaczom.
Tak, poszukiwań, w sposób oczywisty bowiem propozycja połączonych sił obu formacji jest rodzajem eksperymentu. Banałem będzie stwierdzenie, że to nie folk czerpiący swoje elementarne inspiracje z tradycyjnej muzyki wiejskiej. Ale też mam wrażenie, że bardzo odświeżająca bywa taka perspektywa: odnajdywania innych natchnień, innych ścieżek. Zresztą perspektywa też przecież nie absolutnie nowa, bo bogactwo folkowej sceny "od zawsze" wyraża się w różnorodności artystycznych przejawów. A – jakkolwiek ogólnikowo by to sformułowanie nie zabrzmiało – avant folk bywa zazwyczaj owocem tyleż artystycznych wizji i niepokojów, ile daleki jest od oczywistości komercyjnych rozwiązań. Stawia pytania. I już samo to jest jego wartością.
W swej "ideowej" konstrukcji płyta odwołuje się do "starosłowiańskich wątków mitologicznych", będących wyrazem przeżycia religijnego na skutek działania substancji psychoaktywnych. Kolejne utwory dedykowane są zatem roślinom (mak, tatarak, sporysz, muchomor, łysiczka, pokrzyk, lulek). Istotnym elementem tej konstrukcji są teksty, tchnące duchem zgoła młodopolskim, zarazem psychodeliczne, wizyjne.
W sensie artystycznym czy stylistycznym odnajdziemy tu wiele tropów, a przynajmniej skojarzeń. Bo też tę intrygującą całość wykonawcy tworzą z wielu rozmaitych, czasami na pozór bardzo odległych komponentów. Ważne znaczenie pełni tu elektronika i industrial, ale też tradycje chóralne; syntetyczne brzmienia, ale i zasłuchanie w odgłosy natury. To po trochu field recording, muzyka konkretna, awangardowy projekt progresywnych instrumentalistów, a zarazem – w zamyśle – oddanie siły i mocy ludzkiego głosu, odwołanie do prostych "naturalnych" form śpiewu, do średniowiecznych i renesansowych tradycji chóralnych. To jednocześnie wspomniany już przeze mnie zgoła "laboratoryjny", na chłodno przemyślany eksperyment, ale również – w sensie wykonawczym – przywoływanie pełnych emocji rytuałów. Rzecz przywodzi przy okazji na myśl najlepsze lata kontrkultury. Gdzieś majaczą przecież też w tle na przykład skojarzenia z dokonaniami Jerzego Grotowskiego czy Gardzienic. Zarazem w swej konstrukcji całość czerpie również natchnienia z twórczości Guillame’a de Machaut, Giovanniego Pierluigiego da Palestriny czy Wacława z Szamotuł, którego muzyka w oczywisty sposób wpłynęła na kończący całość utwór "Już się zmierzcha".
Mamy więc z jednej strony odwołania do dawnej obrzędowości, pierwotnych form kultu (albo wyobrażeń o nich), z drugiej – świadomą teatralizację, grę konwencją. Sprawia to, że uczestnicy tego przedsięwzięcia zarówno – powiedzmy – uczestniczą w owych rytuałach, jak i z dystansem relacjonują je, opowiadają o nich słuchaczom.
Oczywiście, nie bez znaczenia jest tu fakt, że ta płyta to bardzo świadomie kreowana opowieść, konsekwentnie budowana całość. KakofoNIKT i Chór Pogłosy odwołują się do tradycji przedchrześcijańskich, a pewnie dokładniej: do własnych wyobrażeń o tamtej epoce, dając owym wyobrażeniom intrygujący kształt. Zresztą, gwoli ścisłości, tym co bardzo fascynuje artystów jest zdaje się również przenikanie wątków przedchrześcijańskich i chrześcijańskich.
W swej "ideowej" konstrukcji płyta odwołuje się do "starosłowiańskich wątków mitologicznych", będących wyrazem przeżycia religijnego na skutek działania substancji psychoaktywnych. Kolejne utwory dedykowane są zatem roślinom (mak, tatarak, sporysz, muchomor, łysiczka, pokrzyk, lulek). Istotnym elementem tej konstrukcji są teksty, tchnące duchem zgoła młodopolskim, zarazem psychodeliczne, wizyjne. Ich autorem jest Michał Joniec – niezwykle dynamiczny na scenie muzyk grający na instrumentach perkusyjnych i rytmicznych, które sam barwnie (i poniekąd nie bez racji) określa jako złom. Muzycznymi filarami przedsięwzięcia są też, dopełniający składu tria KakofoNIKT: Patryk Lichota (syntezatory, laptop, saksofon, teremin) oraz Hubert Wińczyk (elektronika, obiekty, nagrania terenowe). Tworzą oni formację od lat dobrze znaną sympatykom muzyki poszukującej, awangardowej, noise’u, free improve.
Dwa – poniekąd obce sobie stylistycznie i środowiskowo – zespoły stają się tu jednym organizmem. Przypomnieć trzeba bowiem że projekt powstał już dwa lata temu na okoliczność festiwalu Sonus ex Machina. W ubiegłym roku usłyszeliśmy go na Nowej Tradycji, choć – ze względów regulaminowych – w okrojonym składzie. Tu mamy pełną formułę: trio KakofoNIKT, trzydziestoosobowy chór wraz z solistami i jeszcze czworo towarzyszących instrumentalistów, wokalistów. Spory aparat wykonawczy, ale uzasadniony i umiejętnie wykorzystany.
Oczywiście, warto też zwrócić uwagę na wydawcę tego albumu. Jakkolwiek bowiem oficynę Requiem Records trudno byłoby określić jako "folkową", a jej zainteresowania lokują się bliżej – szeroko i ogólnie rozumianej – awangardy, to przecież odnajdziemy w jej katalogu przynajmniej parę ważnych albumów m.in. z rejonów (znów dla uproszczenia rzecz nazywając) avant folku. Tu przecież ukazała się niedawno – absolutnie niedoceniona – znakomita płyta zespołu Wędrowiec, autorskie krążki Remigiusza Hanaja, składanka "Źwierśćiadło", płyta Vocal Varshe i Jacaszka, krążek takoż niedocenianej grupy Pathman i jeszcze kilka tytułów. Wymieniam je również dlatego, że omawiany tu album znakomicie wpisuje się w ten krąg. Zresztą, przecież faktem jest, że właśnie w Requiem ukazała się jedna z poprzednich płyt zespołu KakofoNIKT, ciekawa "Snu Maszyna".
Przy okazji: jak najdalszy jestem od przyznawania wartości dokonaniom artystycznym ze względu na to, gdzie się rodziły. Warto jednak zwrócić uwagę, że – niejako przy okazji – artyści dopisują tu bardzo ciekawy rozdział do historii muzyki inspirowanej tradycją czy muzyki poszukującej z Poznania. Być może kiedy posłuchamy płyty w takiej perspektywie otworzy ona przed nami nowe przestrzenie interpretacyjne, ale i obudzi nowe emocje.
Nie wiem czy "Wyraj" to prawdziwy początek współpracy obu formacji czy raczej podsumowanie i uwieńczenie owej kolaboracji. Niezależnie jednak od ewentualnego dalszego ciągu, warto już teraz posłuchać ich wspólnego dzieła.
Tomasz Janas
"Wyraj"
KakofoNIKT & Chór Pogłosy
[Requiem Records]
Ocena: 4 / 5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.