Pierwsza z nich to „Esma Redżepova. My Last Song”. Byłam pod wielkim wrażeniem, kiedy dostałam z wytwórni ARC Music przed premierą (odbyła się w końcu kwietnia 2021 roku) płytę Esmy Redżepovej (1943-2016), ikony romskiej muzyki z Macedonii, zmarłej pięć lat temu. Pamiętam pierwsze spotkanie z jej muzyką, dawno temu jeszcze w latach osiemdziesiątych i pieśń „Dżelem, dżelem”, hymn bałkańskich Romów. Przejmująca pieśń, i przejmujący głos.
Zanim stała się legendą nie miała łatwego życia. Urodziła się w Skopje stolicy Macedonii, w romskiej rodzinie. Ojciec pozbawiony nóg przez niemieckich najeźdźców stał się pucybutem ulicznym, by wykarmić i wykształcić gromadkę dzieci. Ale był pierwszą osobą, która w małej Esmie zobaczyła i usłyszała talent sceniczny i głos, muzykalność. Miała trzynaście lat, kiedy dołączyła do zespołu Stevo Teodosievskiego, później także legendarnego akordeonisty i kompozytora, ale wtedy wyśmiewanego za romskie pochodzenie. Esma szybko stała się liderką zespołu, żoną Teodosievskiego i sławną pieśniarką, która nigdy przez sześćdziesiąt lat kariery nie wyrzekła się swego pochodzenia. Przeciwnie, razem z mężem była osobą walczącą o prawa Romów w Macedonii i nie tylko. Pomagała uciekinierom z Kosova podczas konfliktu granicznego, dwukrotnie była nominowana do pokojowej nagrody Nobla. Pomagała też na wszelkie sposoby młodym Romom w zdobyciu edukacji, nie tylko muzycznej. Taka misja towarzyszyła jej przez całe życie.
Kilkoro z tych młodych znalazło się później w jej zespole. Simeon Atanasov, akordeonista i kompozytor zastąpił zmarłego w 1990 roku Stevo Teodosievskiego i prowadził zespół Esmy przez dwadzieścia ostatnich lat jej życia. Głos Esmy i muzyka z pogranicza muzyki pop i tradycyjnej zdobywała listy przebojów, ekspresja Esmy słuchaczy. Zmarła nagle w 2016 roku, pozostawiając, jak się okazało, sześć pieśni nagranych w studiu przez jej młodych wychowanków braci Filipa i Rade Nunevskich, członków zespołu od 2015 roku. Do tych sześciu pieśni dołączyli kilka własnych piosenek i utworów instrumentalnych i tak powstała płyta o znamiennym tytule „My Last Song”.
Znakomita akustycznie, dopracowana muzycznie, z przejmującym jak zawsze głosem Romskiej Królowej (jak Esmę powszechnie nazywano). Wydarzenie muzyczne i nie tylko, bo postać pomnikowa. Płyta utrzymuje się na liście przebojów muzyki świata od momentu ukazania.
Ale właśnie druga płyta, którą chcę dzisiaj przywołać to płyta „The Best of Transglobal World Music Chart 2020”. Jest na świecie kilka list mających charakter ocen, a dotyczących nagrań, albumów z muzyką świata. Transglobal World Music Chart 2020 to lista stworzona przez grupę producentów i muzyków ze środowiska hiszpańskiego Araceli Tzigane, Juan Antonio Vázqueza, Ángela Romero. Wszyscy troje nieraz gościli w Polsce. Na tej liście w maju tego roku na drugim miejscu nowa płyta Kapeli ze Wsi Warszawa „Uwodzenie”.
Ale płyta, która mnie zafrapowała, to wybór najciekawszych nagrań roku 2020. To subiektywny wybór zespołów i nagrań, który zarazem jest opowieścią muzyczną o dziwnym świecie pandemii, problemów społecznych, podziałów narodowościowych, etnicznych. A na płycie świat wspólnoty , razem w różnorodności. Autorzy - założyciele listy -piszą we wstępie „warto cieszyć się różnorodną muzyką ze świata”. I świetnymi wykonawcami, głosami i instrumentalistami, w przewadze z krajów afrykańskich, co znaczące, ale jest też Bliski Wschód w postaci Kurdyjki Aynur, dwa utwory z Ameryki Południowej, z Haiti i znad Orinoco, z Belize na Karaibach oraz dwa z Europy - zespół dętych instrumentów z Macedonii i z Bośni arabski sevdah. Lubię składanki, już o tym pisałam, bo dają przegląd trendów światowych, wybór najciekawszych wykonawców i w krótkim czasie można zapoznać się z muzyką, do której na co dzień trudno dotrzeć. Ale wybór nagrań z ubiegłorocznej listy przebojów muzyki świata to już sam smak i radość. Lista istnieje sześć lat, w roku 2020 liczyła 59 specjalistów muzyki świata, producentów płyt, festiwali, naukowców, radiowców z Azji, obu Ameryk, Europy, Afryki i Australii. Czyli z całego świata! Chin i Senegalu, Australii i Argentyny, Portugalii i Armenii itd. Wybór albumów i wykonawców dotyczy ich talentu , popularności, niezależnie od kraju i wielkości wytwórni, która te płyty wydała. Jest to prawdziwie demokratyczna platforma. Ale na tym albumie zwieńczającym nagrania roku 2020 dominują kobiety, o wspaniałych głosach, wyrazistych osobowościach, i wyposażonych w misję.
Płytę otwiera Dona Onete z wyspy Marajo położonej na Atlantyku blisko brzegów Brazylii. Ma korzenie amazońskie po matce, a po ojcu jest potomkinią afrykańskich niewolników. Niski głos, dużo radości muzykowania i cel wytyczony-prawa dla mieszkańców Amazonii. Nie ona jedna na tej płycie będzie apelować o prawa dla mieszkańców niektórych miejsc globu! Płyta, z której pochodzi ów utwór została przez nią nagrana z okazji osiemdziesiątych urodzin… Muzyka pozwala żyć dłużej. Także Tuaregom tworzącym zespół Tinariwen pochodzący z Mali, ale i piasków Sahary, co słychać w prezentowanej opowieści o przyjaźni, jedności w obozach uchodźców Libii i Algierii. I tak krok po kroku poznajemy dzięki muzyce problemy świata i jego mieszkańców, bez względu na szerokość geograficzną podobne- spuściznę niewolniczą, biedę, pragnienie wolności, nierówności społeczne, rasizm. A wszystko na wysokim poziomie wykonawczym jak i akustycznym.
Aziza Brahim z Algierii, której babka i matka to poetki, wychowywała się w obozach uchodźców na pustyni. “Moim celem jest pokazać ekstremalne warunki życia i niesprawiedliwość dotykającą ludzi żyjących w saharyjskich obozach. Powinni móc wrócić do domów” mówi i śpiewa w przejmujący sposób Aziza. Asmâa Hamzaoui jest pierwszą kobietą w Maroku, która śpiewa i akompaniuje sobie na guembri, lutni , instrumencie zabronionym kobietom w ublicznych koncertach . To blues pustynny, saharyjski apelujący o równe traktowanie kobiet i ratowanie planety. Aynur, Kurdyjka z Turcji, zasłużona dla swego narodu pieśniarka , mówi: „Śpiewać w języku kurdyjskim to przynosić naszą historię, kulturę, z przeszłości do przyszłości, dla następnej generacji”. Kończy płytę Bab L’ Bluz – Waydelel, marokańsko-francuski kwartet, i blues północnej Afryki. To ślad kultury Gnawa , islamsko-saharyjskich tradycji. Śpiewają o wolności w dialekcie marokańsko-arabskim. Główną postacią jest też kobieta Yousra Mansour, wyrosła w marokańskiej twierdzy na brzegu Atlantyku. Przejmująca płyta, świetne głosy, opowieść o naszym niełatwym dla wielu świecie.
Maria Baliszewska
My Last Song A Tribute To Macedonias Gypsy Queen Esma Redżepova and Nun Brothers
The Best of Transglobal World Music Chart 2020 - Various Artists
ARC Music 2021
5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.