Sięganie do rodzimej muzyki tradycyjnej i eksplorowanie jej we współczesny sposób, wydaje się w Polsce zjawiskiem częstym. Dziwniej, ale i ciekawiej robi się, kiedy artyści odnoszą się do muzyki tradycyjnej z innych kręgów kulturowych – niekłamana fascynacja, ale i dystans często sprawiają, że dzięki temu powstają nowe, intrygujące projekty. Takie jak „Spectra vol. 1”, nowy album zespołu ||ALA|MEDA||.
Słowem wstępu należy wyjaśnić, skąd taki projekt nad Wisłą się wziął, ponieważ tworzą go muzycy aktywni na polskiej scenie alternatywnej od dawna. Wśród nich jest m.in. laureat Paszportów Polityki, Jakub Ziołek – pozostali, tacy jak Rafał Iwański, Łukasz Jędrzejczak, Jacek Buhl i Piotr Michalski, do tej pory byli utożsamiani raczej ze sceną improwizowaną, gitarową i yassową. Alameda miała wiele odsłon, które dookreślały cyfry na końcu nazwy: pod numerem 2 grali kompozycje inspirowane muzyką grecką, pod 3 krautrock, muzykę drone i rock psychodeliczny, pod 4 nawet black-metal. Ale najbardziej stały i długo funcjonujący skład miał numer 5, który wydał dwa albumy: „Duch Tornada” i „Eurodrome”. Cechowały je trans, psychodelia, krautrockowa motoryka, progresja, a wszystko osnute gitarowym mroku.
Członkowie grupy Alameda
Kuba Ziołek, opowiadał mi na łamach Dwutygodnika, o tym jak w pewnym momencie znudziła go ta estetyka: wodzenie pomiędzy ścianami dźwięku, improwizacją, awangardą, a spuźcizną rockowej alternatywy, także w takich składach jak Stara Rzeka, Kapital czy Innercity Ensemble było już niewystarczające. Niespodziewanie z diabelskich otchłani, dzięki współpracy z Warszawską Orkiestrą Rozrywkową, która grała utwory brazylijskich klasyków, zwrócił się w stronę słonecznych plaż Lizbony i Luandy, gdzie w studiach i na parkietach współcześni reprezentanci sceny inkorporują do elektroniki rytm batidy, kuduro albo tworzą afrohouse i gqom. Efektem tej fascynacji było założenie wytwórni Brutality Garden, w której reprezentanci rodzimej sceny ambientowej i gitarowej, zaczęli realizować swoje fascynacje współczesną muzyką z krajów luzofonicznych. Nie dziwię im się – w pewnym momencie od free-gitarowo-transowego-mroku, mnie też bardziej zaintrygował parkietowy trans artystów z katalogów Principe Discos czy Nyege Nyege. Hedonistyczna radość przyniosła za sobą świeżość, więcej życia, nieskrępowaną wolność, ale też bardziej odważne rozwiązania kompozytorskie i produkcyjne. „Spectra vol. 1” na którym z Alameda zmienili nazwę na ||ALA|MEDA|| są tego dobitnym przykładem.
Pisałem na łamach Radiowego Centrum Kultury Ludowej o inkorporowaniu elektroniki luzofonicznej na polski grunt, czego świetnym przykładem jest duet Lua Preta. ||ALA|MEDA|| sięga po rytm spod znaku portugalskiej batidy, gqom czy post-punka, zręcznie zaaranżowanego na elektronikę i obfity zestaw perkusjonaliów. Ktoś zaznajomiony z katalogiem chociażby lizbońskiej wytwórni Príncipe Discos, dostrzeże podobieństwa, ale i różnice. Bo z jednej strony to album niezwykle intensywny i mocny, a jednocześnie bardzo autorski i progresywny – to nie krótkie, stosunkowo minimalistyczne bangery jak dorobek producentów i producentek takich jak DJ Nigga Fox czy Nídia, ale czasem rozbudowane 8-10-minutowe utwory. Prym wiedzie rytm i syntetyczne syntezatorowe partie – tworzą transowe brzmienie, które ||ALA|MEDA|| dopełnia ornamentami, zagęszcza muzykę. Tak jakby chcieli w te intensywne i ekstatyczne utwory, upchnąć jak najwięcej się da.
Otwierający „Sonicas” bazuje na wyraźnym bicie, któremu towarzyszy basowe podszycie, rozpędzone perkusjonalia Rafała Iwańskiego, sugestywna syntezatorowa linię i ornamentowe nawiązanie do metalicznego echa znanego z gqom. „Echo-atom” odkrywa większy potencjał na żywe perkusyjne brzmienie, które przykrywa elektroniczną warstwę muzyki, cały czas jednak mamy do czynienia z albumem bardzo dopracowanym produkcyjnie. Mniej tu miejsca na selektywność brzmienia zespołu i ich żywego grania, więcej na precyzyjne, niemal matematyczne wymierzone elementy – bity, partie synthów, hooki, które strukturyzują kompozycję. Świetnie słychać to w dziesięciominutowym „Rumor” – tuż za rytmiczną podstawą utworu wyłania się gitara basowa Piotra Michalskiego, ale w połowie otrzymujemy syntezatorową i parkietową batidę u szczytu formy.
Bas znów wraca w utworze „Konkk”, który opiera się na znanym z gqom miarowym rytmie, tutaj jednak przyodzobionym masą elektronicznych ornamentów, motoryce przypominającej trochę krautrock. Stopniowo kompozycja pęcznieje: pojawiają się noise-owe zniekształcenia, modyfikowane wokalizy, kolejne perkusjonalia aż do momentu, gdy w połowie zespół wprowadza voltę. Zmienia się rytm, atmosfera staje się duszna, a jednocześnie rozwija transowy motyw do samego końca. Nawet jeśli na chwilę ||ALA|MEDA|| wraca na gitarowy tor, jak w „⍺|rosa” to cały czas efektywnie zniekształca brzmienie, dodaje efekty; stąd na finał znów czujemy się jakbyśmy byli na imprezie w mniejszym stopniu z muzykami Can, a w większym na parkiecie jednego z klubów w Dar es Salaam.
„Spectra vol. 1” to płyta szalenie intensywna. Od pierwszych minut jesteśmy wciągnięci w rytmiczny, obficie wypełniony dźwiękami kalejdoskop. Zarówno, kiedy kierunek nadają syntetyczne, powtarzalne bity, rozwlekle zawłaszczające przestrzeń perkusjonalia, pasma syntezatorów czy drobne ornamenty, błyskotliwe odniesienia do współczesnej sceny luzofonicznej. Można się śmiać z tytułu niniejszego tekstu, sęk jednak w tym, że ||ALA|MEDA|| filtrują batidę, gqom czy afrohouse po swojemu, dodają autorski aspekt. Może właśnie wtedy rodzi się ten bydgoski konk, o którym w materiałach prasowych pisze zespół? Oryginalny w deszczowej Polsce, rzuca też nowe światło na tę muzykę w skali globalnej.
Posłuchajcie przedpremierowo utworu „Konkk” zapowiadającego album „Spectra vol. 1”, który ukaże się 25 lutego:
||ALA|MEDA||
Spectra vol. 1
Brutality Garden 2022
Ocena: 4,5/5
Jakub Knera
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.