Stanowi, obok poprzedniej płyty kapeli Zawierucha, podsumowanie ponad 25-letnich doświadczeń Piotra Zgorzelskiego, spiritus movens obydwu projektów. A jednocześnie obydwie płyty tworzą coś w rodzaju nowego otwarcia, otwarcia w dwóch kierunkach, dlatego, mówiąc pół żartem pół serio, powinny być rozprowadzane jako dwupak.
Pierwszy kierunek dotyczy muzyki bardziej wyrafinowanej, korzystającej z potencjału improwizacyjnego (czy ogólnie mówiąc artystycznego) tradycji, muzyki, w której mogą spełniać się, dopełniać i ścierać indywidualności, osobowości kontynuatorów muzykantów osobnych, nieokiełznanych poètes maudits, wymykających się jednoznaczności i dosłowności, tak jak wymykają się jej nasze rodzime rytmy trójmiarowe. To kraina bliższa raczej jazzowi niż muzyce ściśle użytkowej i chociaż rytm taneczny jest w niej wciąż domem wyjścia, tak jak grawitacja stale obecną zmienną przygód, to jednak można tam puszczać latawce i światować na tyle długo i intensywnie, że dom powrotu, nawet jeśli będzie ten sam, to już zupełnie nie taki sam. Pisząc o tej krainie widzę w jej krajobrazie oczywiście Zawieruchę.
Z kolei kapela TransFORMACJA reprezentuje kierunek trzeba powiedzieć, że w muzyce tradycyjnej dominujący – użytkowy, służy przede wszystkim tańcowi. Oraz wspólnocie, niegdyś przede wszystkim wspólnocie społecznej, dziś przede wszystkim wspólnocie tanecznej. Działalność Piotra Zgorzelskiego w ramach Akademii Tańca Tradycyjnego, którą stworzył, o czym warto pamiętać z dużą pomocą żony Bogumiły, potwierdza aktualność potrzeby tańca i znaczenie wspólnot tanecznych, zarówno tych, które oznaczają miłośników tańców tradycyjnych, jak i tych ulotnych wspólnot, które tworzą się za każdym razem, kiedy ma miejsce „potańc”. Jest to zresztą bliskie idei węgierskiego tanchaz jak i takim inicjatywom jak festiwal w Gennetines. Środowisko revival, niegdyś zafiksowane (w pozytywnym znaczeniu) na mistycyzowanym oberku, dzięki Akademii zaczęło otwierać się zarówno na kręgi tzw. balfolkowe, które praktykują ze szczególną przyjemnością zachodnie tańce tradycyjne (bardziej urozmaicone choreograficznie niż polskie), jak i na kręgi członków czy sympatyków zespołów pieśni i tańca, których część również poczuła potrzebę poszerzenia horyzontów oraz wyjścia poza sztywne konwencje w polskim ruchu zespołów pieśni i tańca uważane nie wiedzieć czemu za obowiązujące (to chyba wyraz pewnej bezwładności i bezrefleksyjności w „uprawiania spadku” po kulturze jeszcze peerelowskiej). Mam wrażenie, że z myślą o nich wszystkich, bez wartościowania i hierarchizacji, powstała płyta „Potańc”
W obydwu albumach zawarta jest transowa dynamika tańca. Zawierucha to trans męski, bardziej awanturniczy, szalony, ryzykancki, bywa celem samym w sobie. Skład TransFORMACJI jest w większości kobiecy, trans w ich muzyce jest dużo bardziej delikatny, ale również obecny. Nie jest to trans oberka, tylko trans zabawy tanecznej w ogóle. Olga Owczynnikow i Daria Butskaya nie zagrają wyrwanego z radomskich trzewi oberka tak jak Marcin Drabik i Kacper Malisz. Odwołują się do dziedzictwa wielokulturowego, słychać tu czasem skrzypcowanie w stylu białoruskim (Aleś Łoś!), żydowskim, skandynawskim. Mamy melodie od górali bukowińskich, bojkowskie, polkę podlaską. W lubelskiej „polce rondelek” od Stanisława Głaza trafnie wydobyty jest charakter melodii pokrewny jeszcze dawnym, czeskim źródłom polki. Różnorodność stylistyczna muzyki na płycie ma związek również ze społecznymi, jak to się mówi klasowymi kontekstami tradycji tanecznych, oprócz wiejskich dech, słychać tu bardziej miejskie granie (może podobnie brzmiała muzyka w XIX-wiecznych ogródkach kawiarnianych), nawet czasem salonowe. W kapeli gra harfa (Emilia Reiter) i muszę przyznać, że jest to świetny pomysł, ten niby nieludowy i nietaneczny instrument znakomicie napowietrza całość, zapewnia dyskretnie tancerzom więcej tlenu, a muzyce barw. Zresztą w innych kulturach niż polska takie składy były naturalne, grano na tym, co posiadano, a posiadano cytrę, harfę, a nawet pianino. Byłem kiedyś w domu tańca w Sztokholmie i pamiętam jak fajnie do tańca grał duet wydawało się niemożliwy – pianino i dudy. Znakomicie rytm i puls i trzyma na perkusji używanej w stylu wiejskiego „dżazu” Cezary Bursa (w sekcji też oczywiście Piotr Zgorzelski na basach), którego pamiętam jak grał z ojcem na bębenku chyba już jako siedmiolatek.
TransFORMACJA ma fajna, jasną energię, gra z urodą, z dobrym humorem. Czasem mam wrażenie, że coś tu się jeszcze nie przegryzło, nie sfermentowało, niektóre utwory (jak np. krakowiak nr 10) można by dopracować, ale z drugiej strony tego rodzaju granie, które spełnia się głównie na parkiecie tanecznym (studio nie jest dlań naturalna sytuacją), powinno być łapane z marszu, za swoje taneczne nogi. Nie uświadczysz tu „metafizycznych dołów”, czasem nawet „Potańc” zatrąca jakby o country czy sznyt kapel polonijnych (tych w dobrym wydaniu). Domyślam się, że dla niektórych salonowych cmokierów trad-ortodoksji tego rodzaju lekkie i przyjemne nuty mogą być trudne do przełknięcia. Ja też, przyznam się bez bicia, lubię się czołgać w egzystencjalnych, muzycznych krajobrazach duszy przemierzającej 'no man's land' i pochodzę z rodziny Adamsów, którzy nienawidzą Disneya, ale „Potańc” lubię i czuję w tej kapeli potencjał w graniu pod nogę i pod rekę.
Remek Mazur-Hanaj
TransFORMACJA
„Potańc”
TransFormacja 2022
Ocena: 3,5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.