Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Muzyka ze śmietnika

Ostatnia aktualizacja: 12.04.2022 08:00
Fulu Miziki w swojej muzyce łączą lokalne i globalne: odwołują się do kongijskiej rumby i soukous, grając na instrumentach stworzonych z recyclingu. Pokazują, jak troszczyć się o tradycję, ale też o przyszłość naszej planety.
Fulu Mizki
Fulu MizkiFoto: Sophie Garcia

Scena Kinszasy jest znana na świecie dość dobrze. Peleton, już od lat 60, otwiera Konono no 1, a tuż po piętach depczą im od pierwszych lat XXI wieku Kasai Allstars, Mbongwana Star czy Kokoko! Kolejną grupą, która podkreśla jak kreatywne to środowisko jest Fulu Miziki, którzy funkcjonują już od dwóch dekad, ale dopiero ten rok przyniósł ich debiutanckie studyjne nagranie. Zespół odwołuje się do tradycji swojego kraju, łącząc w bardzo współczesnej manierze kongijską rumbę i soukous z szaleńczą rytmiką muzyki elektronicznej, czasem skręcając w stronę r&b i hip hopu w formie pulsującej, tanecznej muzyki. 

Jednak Fulu Miziki podkreślając lokalny koloryt wpisują się w kontekst globalny, jak mało kto obecnie na świecie. Ich nazwa w języku Lingala oznacza „muzykę ze śmietnika” i to filozofia, która im przyświeca. „Ngbaka EP” nagrali na instrumentach powstałych z metalowych i plastikowych odpadów. Mówią o sobie: hałaśliwo-taneczno-protestujące ensemble, które jest eco-friendly. 

YouTube, Fulu Miziki

Gitarę zbudowanli z obudowy komputera, perkusjonalia z rondli, puszek czy plastikowych pojemników. Ksylofon z drewna, a klawisze z drewnianych listewek połączonych z naprężonymi sprężynami z wygiętej rury aluminiowej, które uderzają w różnej długości metalowe rurki. Te ostatnie w brzmieniu przypominają toy-piano, charakteryzujące się wysoką częstotliwością melodii. W arsenale grupy są też rury z metalu i PVC, w które uderza się gumowymi rzemieniami, ale i ręczna wciągarka łańcuchowa czy rożnej maści grzechotki przyczepione do stóp i rąk.

Ich muzyka nie przytłacza, a jednocześnie nie brzmi surowo, jak mógłby sugerować opisane wyżej przedmioty. Bardzo skrupulatnie skomponowany album zaciera granicę między tym co wychwycimy uchem jako znaleziska z miejskich śmietników, a studyjną postprodukcją. Świetne wypadają połączenia chóralnych zaśpiewów i brzmiących jak zsyntezowana elektronika bitowych uderzeń, wzmacnianych linią basową w „Ok Seke Bien”. Ta redukcja i minimalizm przypominają trochę shangaan electro albo singeli, którego frenetyczność zespół osiąga w „Mokili Makambo”. „Lokita” to przestrzenny i hipnotyczny dyskotekowy banger pełen ornamentów w tle, „Biada” z elementami autotune to hymn na cześć pracowników kinszaskich targowisk, a całość wieńczy porywający „Beta Ndule” ze śpiewem i rapem Deboule Bokungako. Najważniejsze jednak, jak chwytliwa i pociągająca jest ich muzyka – pełna wigoru, ekstatyczna, napędzająca do tańca.

Okładka EP-ki Fulu Mizki Okładka EP-ki Fulu Miziki

Muzyczny przekaz wzmacniają oryginalne kostiumy, stworzone przez członkinię grupy Lady Aïcha, które z Fulu Miziki czynią swego rodzaju superbohaterów. Inspirowane tradycyjnymi strojami i popowych blichtrem, przywołują na myśl afrofuturystyczne postaci z filmu „The Black Panther” albo muzyków Parliament-Funkadelic czy Sun Ra Arkestra. Dzięki czemu Fulu Miziki kapitalnie łączą lokalność z globalnością. Odwołują się do muzyki tradycyjnej, grając na instrumentach z recyclingu. Troszczą się zarówno o historię jak i przyszłość planety.

Jakub Knera

Fulu Miziki

„Ngbaka EP”

[Moshi Moshi Music]

Ocena: 4/5


***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Jazz i polska tradycja spotykają się w Lumpeksie

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2020 10:12
Lumpeks szuka punktów wspólnych między jazzem i tradycją, tworząc barwną współczesną opowieść naznaczona ludowymi melodiami i improwizacjami, balansując pomiędzy awangardą a ludycznością.
rozwiń zwiń