Płyty, które są opisywane w Radiowym Centrum Kultury Ludowej można z grubsza podzielić na trzy kategorie. Pierwsza to muzyka stricte tradycyjna, druga to jej współczesne interpretacje, daleko wykraczające poza oryginał, ale wciąż wyraźnie wyczuwalne. Trzecia kategoria to albumy traktujące elementy tradycji jako zalążek, punkt wyjścia lub ornament, wykorzystywany jako współczesny środek wyrazu.
Tajwański duet Mong Tong, założony przez braci Hom Yu i Jiun Chi, podąża tą trzecią drogą. Na swoim nowym albumie „Tao Fire” budują własną kosmiczną mitologię, w której łączy i miesza różne porządki, inspirowane przede wszystkim kulturą Azji Południowo-Wschodniej z całym jej folklorem, ale także muzyką psychodeliczną z lat 60. i 70. XX wieku. Płyta kontynuuje kierunek obrany na poprzedniczce „Indies", ale zawiera więcej lokalnych elementów, takich jak brzmienie gamelanu, gitary phin czy bębnów tabla. Samplują dźwięków z ulic Azji Południowo-Wschodniej, nagrania z wesel, pogrzebów i tradycyjnych uroczystości, badając dźwięki ludowe w całej Austronezji czyli wyspach Oceanii i Azji Południowo-Wschodniej, Tajwanu oraz Madagaskaru.
„Tao Fire” zestawia ze sobą nowoczesne dźwięki Taipei i wplata w nie folklor, stanowiąc świetną interpretację tajwańskiej wyobraźni o Azji Południowo-Wschodniej. Sama nazwa zespołu pochodzi od popularnej w dzieciństwie gry „1, 2, 3” podobnej do tej znanej z koreańskiej serii Squid Game. Nazywała się „zakryj swój wzrok", co po mandaryńsku oznacza „mong tong”, stąd gakt, że muzycy na koncertach grają z zasłoniętymi oczami, powinno dziwić już mniej.
Już od pierwszego utworu, „Mystery Death” otwierającgo się ciężkim metalowym brzmieniem gitary, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że oto wkraczamy w postmodernistyczny kolaż, który zderza ze sobą wiele estetyk. Następnie zespół czerpie z dungeon synthu, folku, ambientu, funku, gitarowej muzyki w stylu Battles czy Ponytail. Sami siebie określają jako tworzących muzykę pseudotajwańską – łączą muzykę z sampli, budujących psychodeliczne riffy, czerpiących z gier wideo, starych syntezatorów czy pentatonicznych melodii, tworzących kulturową mieszankę, w której tradycja mielona jest przez post-internetowy język czerpiący garściami ze wszystkiego.
Zespół powidoki tradycyjnych instrumentów ubiera w pulsujące elektroniczne pasaże, które rytmicznie i wielowątkowo łączą wiele wpływów w prężną, radośnie kiełkującą formę. W „Areca” słyszymy syntezatorowe pasma podszyte transowymi teksturami na gamelanie. W „Thung Beat” funk z synkopowanym rytmem granym na tajskiej gitarze phin. W „Gold Earth" za ucho wiodą orientalne i rozmarzone, kosmiczne gitarowe melodie. „Hanoi” to wycieczka do syntetycznej tropikalnej dżungli, a „Naihe Bridge” zachwyca chwytliwą partią organów elektrycznych splecionych z melodiami tajwańskie rytuałów pogrzebowych. Jest wątek polityczny: w „Ghost Island” pojawiają się nagrania Trịnh Thị Ngọ, wietnamskiego radiowca z lat 70-tych, którego audycje w Radio Hanoi miały straszyć amerykańskich żołnierzy uwięzionych w podczas wojny wietnamsko-amerykańskiej.
YouTube, Minyo Pop
Mong Tong sprawnie odnajdują się w łączeniu wszelkiego rodzaju ozdobników, tworząc chwytliwe melodie, psychodeliczne ściany elektroniki i kwaśne syntezatorowe pasaże. Ten album jest jak halucynacja chmura nad kulturą Azji Południowo-Wschodniej, w której psychodeliczne i nostalgiczne spojrzenie na tradycję miesza się z plądrofonicznym dźwiękowym kolażem samplingu.
Tajwański duet zręcznie manipuluje tematami Azji Środkowo-Wschodniej, łącząc surrealistycznie inspiracje surf-rockiem, anime, quasi-popem, elektroniką, ścieżkami dźwiękowymi kina klasy B, tworząc gitarową opowieść współczesności. Rezultatem jest album rytualny, przebojowy, gitarowy i marzycielsko uwodzicielski.
Jakub Knera
Mong Tong
„Tao Fire”
[Guruguru Brain]
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.