Grote Zaal została zaprojektowana w latach 70. przez architekta Hermana Hertzbergera. Niedawno przywrócono jej dawną świetność, zachowując charakter i doskonałą akustykę. Z wyglądu przypomina trochę katowicki NOSPR, trochę berlińską filharmonię. Jestem w Tivoli Vredenburg, kilka minut przed północą 12 listopada. To teoretycznie koncert siedzący, ale już od pierwszych minut wiadomo, że usiedzieć w fotelu będzie trudno.
Okładka płyty Africa Negra
Kilku muzyków ze sceny gra niekończący się, świdrujący rytm, sjestę rozciągniętą w czasie. Pulsujące rytmy, kapitalne solówki, polifonicznie przeplatające się gitary mają w sobie radość i przestrzeń; nie da się przy nich nie tańczyć. Zespół Africa Negra gra jeden z najlepszych koncertów festiwalu Le Guess Who 2022.
To grupa wyjątkowa, o której przed kilkoma lat przypomniała szwajcarska wytwórnia Bongo Joe. Najpierw za sprawą kompilacji „Leve Leve”, potem płyty „Antologia vol. 1”, na której znalazły się ich największe przeboje, powstałe przede wszystkim na początku lat 70. na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej.
Pierwotnie funkcjonująca jako Conjunto Milando (ze względu na kontrolę portugalskich władz), została założona na początku lat 70. przez Horacio, rzeźnika z São Tomé,i jego przyjaciela gitarzystę Emidio Pontesa. Kilka lat później do zespołu dołączyli João Seria, Imídio Vaz i Leonildo Barros, dwaj gitarzyści. Ale kiedy w połowe lat 70. obie wyspy odsyskały niepodległość od Portugalii, zespół zaczął roztaczać coraz szersze kręgi i możliwe było użycie nazwy Africa Negra.
Przez wspomniane wyspy – niezamieszkałe przed portugalską kolonizacją w XV wieku – przemieszczały się fale ludności z Afryki Zachodniej. Powstała tu muzyka była hybrydą stylów pochodzących z Portugalii, Nigerii, Gabonu, Angoli i Konga. W XX wieku doszły do tego afro-karaibskie calypso, ska i regga. Africa Negra chwytliwie łączy te wpływy: w ich twórczości słychać lokalną odmianę rumby, ale też puxę – szybką tradycyjną muzykę i taniec z wysp – a do tego kongijski energetyczny soukous, błyszczące gitarowe melodie, donośne basowe riffy i urzekający wokal.
Kluczowy moment to lata 80. – koncertowali w Angoli, Mozambiku, Gabonie, Kamerunie, Nigerii, Lizbonie i Wyspach Zielonego Przylądka. Ich muzykę grano na soundsystemach „Pico” na imprezach plenerowych w Kolumbii. W 1983 roku ukazały się od razu ich trzy płyty, kolejne cztery w latach 90-91, trzy kolejne w latach 95-96. África Negra to duży zespół, składał się niekiedy nawet z 15 członków. Materiał nagrywali w studiach Rádio Nacional de São Tomé, czasem jednak przez zbyt wiele osób w zespole, sesje nagraniowe przenosili na dziedziniec, bo nie wszyscy mogli się pomieścić w małych kabinach radiowych.
AN Mario, Emidio Pontes, Pacheco, Olinto, Mario, Joao Seria, Leonildo Barros
Wydana dwa lata temu „Antologia Vol. 1” przedstawiła grupę reszcie świata poprzez dwanaście kluczowych utworów – tegoroczna kompilacja odkrywa kilka nigdy wcześniej niesłyszanych perełek z okresu między 1979 a 1990 rokiem, dokumentując brzmienie zespołu u szczytu jego kariery.
Przekrój jest ogromny: „Lourença” to piękna, podnosząca na duchu i melodyjna rumba. „Sangue Scabe” to niewydana puxa z 1989 roku, w której Amorim Diogo jest głównym wokalistą zamiast João, „Tlechi Ope Di Bengui”, mieszanka puxy i rumby, z Sergio Fonsecą jako głównym wokalistą, to hipnotyzujący przebój parkietowy napędzany zapętlonymi riffami gitarowymi Emidio i Leonildo z basowym podszyciem. W „Anô anô” słychać jak João Seria cicho śpiewa w lokalnym dialekcie Forro z prawie niezauważalnymi dźwiękami gitary Leonildo Barrosa i delikatnie pulsującym basem Armando Tito. Z jednej strony niekończący się rytm, z drugiej chwytliwe i ujmujące melodie. Z jednej strony polirytmie, z drugiej zawadiackie solówki. Zespół po latach przerwy na początku XXI wieku wrócił do grania przed 15 laty. General João Seria (pseudonim wziął się od czapki, która nosił) zmarł przed rokiem, a jego pogrzeb miał charakter państwowy. Po jego odejściu do zespołu powrócił Sergio Fonseca.
70's Leonildo Barros, Pacheco Armando, Tito Emidio Pontes
Przy ich muzyce nie sposób się nie ruszać. Pamiętam, jak tańczyłem na koncercie razem z oszalałą publicznością słuchającej puxy i rumby. W pewnym momencie wokalista Seria zbijał piątki z ludźmi w pierwszych rzędach. Uhonorowani koncertem w takiej wyjątkowej sali czuli się bardzo blisko publiczności, sprawiało im to ogromną radość. To z resztą bardzo ludyczna muzyka, zachęca do włączania się i niekończącego tańca. Ten album to z jednej strony hołd dla wokalisty, ale też dokumentacja niezwykłego składu, muzyki i odległej tradycji muzycznej chociaż od razu czytelnej w każdym zakątku świata.
Bo kiedy teraz słucham Antologii 2, tańczę do tej muzyki mimowolnie, zupełnie tak samo jak wtedy w Grote Zaal w Utrechcie.
Africa Negra
Antologia, vol. 2
Bongo Joe Records
Ocena: 4/5
Jakub Knera
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.