Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Songhoy Blues – Héritage. Pustynne rumieńce

Ostatnia aktualizacja: 22.01.2025 08:00
Malijscy muzycy z Songhoy Blues niezmiennie walczą z codziennością za pomocą muzyki, bez potrzeby sięgania po broń czy narzucania innym brutalnych zasad jakimi należy się kierować w życiu. Oni manifestują, komentują, a jak trzeba, gloryfikują rzeczywistość poprzez ludzką wrażliwość, czego dowodzą na swoim najnowszym wydawnictwie „Héritage”.   
Songhoy Blues
Songhoy BluesFoto: mat. promocyjne

Pochodzący z Timbuktu w północnym Mali muzycy z zespół Songhoy Blues w wyniku przejęcia władzy w 2012 roku przez dżihadystów oraz wprowadzenia tam prawa szariatu (m.in. zakazującego wykonywania muzyki), zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnego miasta i przeniesienia się do Bamako, gdzie założyli grupę. W stolicy Mali spotkało się czterech nad wyraz kochający muzykę artystów: gitarzysta Garba Touré (syn wieloletniego perkusisty Aliego Farka Touré), wokalista Aliou Touré, basista Oumara Touré i perkusista Nathanaël Dembélé. Tam odkrył ich Damon Albarn (Blur, Gorillaz, The Good, the Bad and the Queen) i bardzo szybko zaprosił członków Songhoy Blues do zagrania koncertu w Londynie. W Bamako szybko udało im się przyciągnąć uwagę przedstawicieli zarówno ludu z którego sami się wywodzą, czyli Songhoy, jak i Tuaregów.  

Songhoy blues optimisme 1200.jpg
Songhoy Blues „Optimisme” uszami Michała Wieczorka
Songhoy Blues mają przeciw czemu protestować. Od ośmiu lat są uciekinierami, wewnętrznymi uchodźcami. Uciekli z okolic Gao i Timbuktu, z północno-wschodniego Mali podczas ostatniego powstania Tuaregów, szybko przejętego przez religijnych radykałów.

okładka płyty "Heritage" od  Songhoy Blues okładka płyty "Heritage" od Songhoy Blues

Trzy lata później Songhoy Blues wydali swój debiutancki album „Music in Exile” w katalogu brytyjskiej wytwórni Transgressive Records, zaś w Stanach Zjednoczonych nakładem Cult Records za pośrednictwem Atlantic Records. Przy „Music in Exile” pracował z nimi Nick Zinner, amerykański gitarzysta Yeah Yeah Yeahs. Płyta zebrała dobre recenzje, chociażby na łamach „The Guardiana”. Zespół został nominowany do nagrody „Best New Act” podczas Q Awards 2015, co też niejako dało im możliwość supportowania Alabama Shakes w Beacon Theatre w Nowym Jorku.

W tym samym czasie światło dzienne ujrzał również film dokumentalny „They Will Have to Kill Us First” w reżyserii Johanny Schwartz, pokazujący jak różni malijscy muzycy walczyli o przetrwanie w strasznych warunkach wojny domowej w zderzeniu z tym, co im zgotowali dżihadyści. Jednym z głównych bohaterów „They Will Have to Kill Us First” są właśnie muzycy z Songhoy Blues. Grali też przed Julianem Casablancasem i Damonem Albarnem. Jeszcze w tym samym roku wystąpili na kilku słynnych festiwalach, wśród nich Glastonbury, Bonnaroo, Latitude, Roskilde, Austin City Limits czy Green Man Festival. W kolejnych latach lista ważnych występów Songhoy Blues znacznie się wydłużyła. Wystąpili chociażby na Szczycie Klimatycznym ONZ w Central Parku w Nowym Jorku.

Ci, którzy obserwują karierę Malijczyków od początku doskonale wiedzą, że muzycy szli za ciosem i wydali dwie kolejne znakomite płyty: „Résistance” (2017) i „Optimisme” (2020).  Na początku tego roku doczekaliśmy się następnego rozdziału w historii Songhoy Blues w postaci albumu „Héritage”. Słychać już od pierwszej kompozycji „Toukambela”, że postanowili dokonać transgresji polegającej na przeniesieniu ostrego gitarowego pustynnego bluesa i funku z okresu „Résistance” w obszar akustycznego, intymnego grania.

„Héritage” został nagrany w Remote Records Studio i Studio Moffou w Bamako, z producentem Paulem Chandlerem. Okazuje się, że Songhoy Blues mają też dar do czerpania z niezwykłego bogactwa talentów muzycznych swego miasta. Oprócz niesamowitych gościnnych wokali - jeden z takich można usłyszeć w przepięknym utworze „Norou” – odzywają się inne tradycyjne instrumenty, takie jak kora, soku, kamalengoni, flet, ksylofon Senufo oraz instrumenty perkusyjne wykonane z tykwy. W gitarowych solówka w nagraniu „Dagabi” – i w innych fragmentach  wyraźnie czuć ducha Aliego Farka Touré. Szczęśliwie nie ma u Songhoy Blues przerostu ego nad treścią, który często objawia się niekończącym huraganem popisów instrumentalnych. Poza tym wnikliwe ucho wyłapie tu mnogość innych inspiracji skierowanych w stronę rodzimej tradycji, czyli ślady takamba - tańca Tuaregów, muzyki Wassoulou, muzyki Griotów czy tańca Senufo.

Jak powstawał album „Héritage”?

„Héritage” zaskakuje również wszelakimi formami wokalnymi, czy to solowymi partiami czy fantastycznymi chórkami, gdzie z tych wielogłosów wydobywa się niezwykle ciepły splot emocji, a słychać go dobitnie w kapitalnej, hipnotycznej balladzie „Boutiki” czy w zaśpiewanym w duecie z Rokią Koné w „Norou”. Pamiętając pierwsze nagrania Songhoy Blues z czasów „Music in Exile” i kiedy wkładano ich do szufladki z podpisem „Timbuktu Punk”, te najnowsze kompozycje mają w sobie dużo akustycznego radykalizmu, ale jakże szlachetnego. Idąc dalej tym tropem, to sami muzycy podsuwają nam pytanie: czy wyobrażamy sobie gitarę hawajską gdzieś pośród malijskiego pustkowia zalanego słońcem? Ależ tak! W „Boroterey” pustynne powietrze pociąga za hawajskie struny. W „Batto” wraca ta osłupiająca eteryczność jaką poznaliśmy w „Boutiki”. Oba fragmenty brzmią jak głęboko zakopane na lata klasyki, które dopiero teraz wydobyto na powierzchnię. W solówce elektrycznej gitary słychać echo jednego z ich idolów z okresu dorastania, wyraźnie przemawia brzmienie i technika gry Johna Lee Hookera.

Trudno znaleźć na „Héritage” słabe momenty. Wsłuchajcie się uważnie w utwory „Garibou” (pod takim samym tytułem ukazał się w 2023 roku film malijskiego reżysera Seydou Cissé), „Woyhenna” i „Issa”, by nie mieć żadnych wątpliwości, że właśnie doświadczamy jednej z płyt roku 2025. W tych końcowych kompozycjach transowe wokale (i ich współbrzmienia) oraz wyjątkowe gitary łączą się w jeden porywający strumień.

„Héritage” dość gwałtownie milknie, ale w umyśle i ciele przez długi czas rezonuje muzyka Songhoy Blues. Niezwykłe jest to, że otrzymaliśmy gęsty oraz intensywny materiał, a kiedy nasiąkamy ostatnimi akordami gitar w „Issa” nadpływa uczucie niedosytu i nieodparta myśl, jakby ten album dopiero się zaczynał a nie kończył. Malijczycy wznieśli się na wyżyny nie tylko w kwestii wykonania, instrumentalnej maestrii lecz także jako dojrzali kompozytorzy ostrzący swój muzyczny apetyt na więcej. I czego możemy być pewni, tylko oby szybciej niż za pięć lat!        

Łukasz Komła


Songhoy Blues

Héritage

Transgressive Records, 2025


Cała płyta na Bandcamp: https://songhoyblues.bandcamp.com/album/h-ritage-2

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 


Czytaj także

Songhoy Blues, malijski bluesowy bunt

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2023 13:00
Garba Touré ze swoją gitarą byli znajomym widokiem na ulicach Diré, zakurzonego miasta nad brzegiem rzeki Niger, w górę rzeki od Timbuktu. Kiedy wiosną 2012 roku uzbrojeni dżihadyści przejęli kontrolę nad północnym Mali, wiedział, że nadszedł czas, by wyjechać.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Łukasza Komły

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2024 14:19
Wiele się wydarzyło w muzyce ze świata z niezliczonych pograniczy, ale na coś trzeba było się zdecydować, więc przestawiam destylat z tego, co mnie zachwyciło w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. 
rozwiń zwiń