Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Kin’Gongolo Kiniata – Kiniata: Zapach życia  

Ostatnia aktualizacja: 03.04.2025 08:00
Hélico / 4 kwietnia 2025. Właśnie ukazuje się debiutancki album nowej kongijskiej grupy Kin'Gongolo Kiniata. Dzięki ich muzyce bolesna rzeczywistość panująca w Demokratycznej Republice Konga ma szansę skruszeć i błysnąć powiewem nadziei.      
KinGongolo Kiniata
Kin’Gongolo Kiniata Foto: ©Mustache Muhanya

Lądujemy wprost na tętniących życiem, zgiełkiem ulicach Kinszasy skąd pochodzą muzycy Kin'Gongolo Kiniata, którzy kierując się bezkompromisową wizją twórczą zaczęli grać na sąsiedzkich imprezach i lokalnych potańcówkach, szybko przyciągając uwagę swoim innowacyjnym podejściem do muzyki kongijskiej – wnikając głęboko w rumbę. Pod nazwą Kin'Gongolo Kiniata kryje się pięciu utalentowanych artystów: Bebe Mingé (gitara jednostrunowa, wokal), Leebruno (wokal, metalowa perkusja), Mille Baguettes (wokal, tele-perkusja), Ducap (wokal, plastikowa perkusja) i Djino (wokal, dwustrunowy bas).

Kin'Gongolo Kiniata zafascynowani dokonaniami Konono Nº1, Kasai Allstars czy Staff Benda Bilili postanowili pójść nieco podobną ścieżką jeśli chodzi o tworzenie instrumentów z niczego. Jednym z przykładów jest ręcznie wykonana perkusja ze znalezionych przedmiotów na ulicy. Tematycznie ich muzyka nie dotyka banalnych kwestii, śpiewają o trwającej od dziesięcioleci wojnie domowej, pladze bezdomności w skorumpowanych miastach, a także w niebanalnych sposób o miłości, nadziei, sprawiedliwości społecznej i pragnieniu zmian. W ostatnich miesiącach sytuacja polityczno-humanitarna w Demokratycznej Republice Konga jest szalenie dramatyczna. Pod koniec stycznia tego roku bojówki wspierane przez Rwandę wkroczyły do Gomy, a niedługo później doszło do kolejnego aktu ludobójstwa, tym razem przeprowadzonego przez islamistyczne ugrupowanie Sojuszniczych Sił Demokratycznych (ADF).

„Mówimy „nie” tej wojnie! Nie przestaniemy domagać się pokoju i stabilności społecznej dla narodu kongijskiego, aby każdy mógł wreszcie żyć godnie”.

Nazwa King’Gongolo Kiniata oznacza „miażdżący dźwięk” i odnosi się do hałasu, który był słyszany, gdy sprzedawcy ropy chodzili po ulicach podczas przerw w dostawie prądu w Kinszasie w 2000 roku. Handlarze nieśli brzęczące metalowe pojemniki dające alternatywne źródło światła, a tym samym ulgę wielu osobom. Wspomnienie tamtego niełatwego czasu posłużyło muzykom do wykreowania własnego brzmienia. Debiutancki album Kiniata” jest celebracją tej surowej energii, hołdem dla miejskiego życia i kongijskich tradycji, podkreślonych przez użycie języka lingala i języka bantu używanego przez ponad 8 milionów ludzi jako lingua franca w północnych częściach Konga. Ich aktywizm jest obecny w każdej nucie i każdym słowie, nadający tej płycie głęboko polityczny i emocjonalny wymiar.

„Przez trzy lata ćwiczyliśmy cztery razy w tygodniu. Chcieliśmy grać wszędzie w Kinszasie, ale nie mieliśmy wystarczającego wsparcia. Pierwszym bodźcem było spotkanie z członkiem kolektywu Moonshine Canada. Zaprosił nas na imprezę typu „Boiler Room” w centrum Kinszasy. Następnie nagraliśmy kilka utworów w studiu, gdzie spotkaliśmy francuskiego producenta, który skontaktował nas z wytwórnią Hélico i Transmusicales, gdzie zostaliśmy również zaproszeni na sesję KEXP”.

Słychać to wszystko od pierwszego energetycznego nagrania „Toye Mabe”, gdzie czuć, że mamy do czenienia z osobnym głosem na kongijskiej scenie. Surowe brzmienie basu niesie wręcz afropunkowy puls w znakomitym fragmencie „Linia” opowiadającym właśnie o sprzedawcach ropy. To połączenie echa ulicy i nadziei, gdy jasność w końcu przebije się przez ciemność nocy. Jeśli ktoś nadal nie wyczuwa tu oryginalności, to jestem święcie przekonany, że fantastyczna kompozycja „Angoisse” zdmuchnie wszelkie znaki niepewności. Ten utwór eksploruje złożone niuanse miłości i niepokoju związanego z porzuceniem. To wokalno-harmoniczny slalom wśród autentycznych emocji z minimalistycznym oddechem głębokich brzmień.

Przyznaję, że jestem niespokojny, przyznaję, że jestem niespokojny. Rozerwałeś wszystko na strzępy, zahipnotyzowałeś swoimi słowami. Jesteś słońcem, oświetlającym dzień. Jesteś księżycem, oświetlającym noc. Jesteś tęczą, która powstrzymuje deszcz.

Przyznaję, że jestem niespokojny, przyznaję, że jestem niespokojny. Rozerwałeś wszystko na strzępy, zahipnotyzowałeś swoimi słowami. Zostań ze mną, zostań ze mną, tak. Och, mamo, proszę, nie zostawiaj mnie. Och mamo, nie zostawiaj mnie, zahipnotyzowanego twoimi słowami”.     

 

Lisekite jest historią młodego mężczyzny, który szczerze otwiera swoje serce przed kobietą, którą bardzo kocha. Wyznaje uczucia bez kłamstw, bez udawania. Towarzyszy temu pioronjący puls rytmiczny, świetne wokale i oszczędne linie instrumentalne. W pewnych momentach jeden z wokalistów wychyla się i pokazuje swój mocny głos osadzony w duchu Kinga Ayisoby. Przejmujący „Toko Lemba Te” opowiada o nieludzkiej wojnie pustoszącej wschodni region Demokratycznej Republiki Konga, napędzanej dodatkowo chciwością przejęcia cennych zasobów naturalnych. Przesterowany bas – i nie tylko w tym utworze – dorzuca pożądanej drapieżności i całość porywa do tanecznego szaleństwa.  

 

King’Gongolo Kiniata są nieprzewidywalni, w czym tylko utwierdza „Fina Fina” z rozkołysanym flow utkanym z czegoś na styku afropopu, rapu, zawoalowanego reggae. „Lowi” niesie tradycyjny rys muzyczny, choć w umowny sposób, bo nieustannie robią to po swojemu. Nagranie przedstawia historię rodzica, który sprowadza dziecko na świat, ale odmawia mu opieki i wychowania. Opuszczone, dziecko ma szczęście znaleźć innego „rodzica” na ulicy, który prowadzi je i edukuje, aż wyrośnie na spełnioną osobę. Teraz jako dorosły, komu pomoże? Biologicznemu ojcu czy przybranemu ojcu? Zadziorne, hipnotyczne „Moto” wyzwala niezwykłą energię i trans. „Moto”, czyli „ogień”, to termin często używany przez pastorów i wiernych w kościele ewangelicznym, symbolizujący modlitwę o wypalenie i wykorzenienie złych mocy. Ale „Moto” to także zaraźliwe ciepło i energia emanujące z nagrania Kin’Gongolo Kiniata. Wokalnie uciekają w jeszcze większą swobodę, dzikość i nieokiełzanie. Maestria!

 Wokalne wyżyny osiągają również w „Elengi Ya Ko Vivre” niosąc kolejny ważny przekaz. Prawdziwa radość rodzi się z wysiłku. Poprzez pracę człowiek kształtuje swoje przeznaczenie, odżywia ciało i umysł, odziewa się w godność i spełnia swoje najważniejsze pragnienia. King’Gongolo Kiniata wysyłają wiadomość do młodzieży: żadna praca nie jest bez znaczenia. Nie ma wstydu w uczciwej pracy, o ile karmi ona duszę i przynosi owoce. Unikajmy bezczynności i przekształcajmy każde zadanie w widoczny akt miłości. W końcu dobrze wykonana praca jest widoczną miłością. Właśnie z takim przesłaniem muzycy poruszają struny wyobraźni młodego pokolenia.  

 Kongijczycy nie zamierzają przestać zaskakiwać, ani zwalniać aż do samego końca i urządzają taneczny trans w „Bounda” będący hołdem dla takiej cechy każdego z nas jak „wytrzymałość”. Trochę skłamałem z tym szaleńczym tempem, bo zamykający płytę „Tekiara” okazał się bardzo spokojnym fragmentem - pięknie rozkołysana, słoneczna pieśń z ogromem nadziei, miłości i ciepła.

 Do samego końca z kolei szukałem w głowie jakiegoś punktu odniesienia do tych niezwykle skonstruowanych wokaliz King’Gongolo Kiniata i chyba najbardziej to połączyłem z tym, co znam z dokonań południowoafrykańskiego Diepkloof United Voice. Zanim grupa podbiła międzynarodowe festiwale w Europie i Ameryce, ukształtowała się na ulicach Kinszasy, gdzie każdy dźwięk, każdy rytm odzwierciedla realia ich codziennego życia. Rozwinięta zaradność (robią niezwykłe instrumenty) jest ich siłą, nadzwyczajną zdolnością do przekształcania miejskiego chaosu w unikalną symfonię – tworząc uderzającą mieszankę afropopu, kongijskiego punka i eksperymentalnej surowości. Dzięki nim dusza Kinszasy rozbrzmiewa na całym świecie.

 

Łukasz Komła


Kin'Gongolo Kiniata

Kiniata

Helico, 2025


***

Więcej recenzji - w naszym dziale Słuchamy.

 


Czytaj także

Songhoy Blues, malijski bluesowy bunt

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2023 13:00
Garba Touré ze swoją gitarą byli znajomym widokiem na ulicach Diré, zakurzonego miasta nad brzegiem rzeki Niger, w górę rzeki od Timbuktu. Kiedy wiosną 2012 roku uzbrojeni dżihadyści przejęli kontrolę nad północnym Mali, wiedział, że nadszedł czas, by wyjechać.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Łukasza Komły

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2024 14:19
Wiele się wydarzyło w muzyce ze świata z niezliczonych pograniczy, ale na coś trzeba było się zdecydować, więc przestawiam destylat z tego, co mnie zachwyciło w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. 
rozwiń zwiń