Będąc w stolicy Tajlandii rozglądałem się głównie za lokalną muzyką molam i luk thung, ale nie mogłem odmówić, gdy sprzedawca zaproponował, żebym rzucił okiem na kilka płyt z Indonezji. Były to albumy popularnych rockowych grup Koes Plus i Panbers z początku lat 70. Sprzedawca wyciągnął jednak spod lady jeszcze jeden album i niepostrzeżenie wrzucił na talerz gramofonu. Wibrafon, gitara, perkusja, organy, żeński chórek – zupełnie jak w piosenkach popowych z lat 60., ale z domieszką (nieco egzotycznie brzmiącej w towarzystwie wymienionych wyżej instrumentów) jawajskiej skali pelog. Album, jak się okazało – absolutny unikat, niestety nie był na sprzedaż. Pozwolono mi jedynie posłuchać płyty i zerknąć na okładkę, więc zanotowałem widniejący na niej napis „Yanti Bersaudara” – w nadziei, że jeszcze kiedyś natknę się na album w jakimś innym antykwariacie.
Po latach bezowocnych poszukiwań ogromną niespodziankę sprawiła mi indonezyjska wytwórnia La Munai, która właśnie wznowiła nagranie na płycie winylowej.
Działające na przełomie lat 60. i 70. trio wokalne Yanti Bersaudara (co w języku indonezyjskim oznacza siostry Yanti) tworzyły Yani, Tina & Lin Hardjakusumah. Rodzeństwo pochodziło z Bandungu – jednego z największych miast na Jawie, które jest jednocześnie ważnym ośrodkiem kultury sundajskiej. Zespół ze sporymi sukcesami wykonywał i nagrywał repertuar popularny, w tym piosenki z gatunku Pop sunda.
Działał w czasach, gdy w dużych miastach Indonezji królował rock and roll, a rozmaite lokalne odmiany muzyki popularnej zaczynały czerpać garściami z technik, instrumentacji i technologii, jakie przyniosła ze sobą muzyka rozrywkowa Zachodu. Pop sunda w wydaniu sióstr Yanti to więc nic innego, jak właśnie fuzja tradycji sundajskiej z językiem muzycznym ówczesnego zachodniego popu. Jednak sposób, w jaki to połączenie się odbywa jest absolutnie zdumiewający. Kompozycje przesiąknięte są elementami sundajskimi w każdym calu – począwszy od melodii, a na rytmie skończywszy.
Tym, co od razu zwraca uwagę słuchacza jest nietypowo brzmiąca, siedmiostopniowa skala pelog, występująca m.in. w gamelanie degung. Pojawia się ona niemal we wszystkich piosenkach na albumie, nadając im wyjątkowy charakter – nieco natchniony, enigmatyczny i eteryczny. Warto też zwrócić uwagę, w jaki sposób instrumenty zachodnie przejmują rolę instrumentów sundajskich. Wygrywające synkopowany rytm gitary elektryczne przejmują rolę cytry kecapi (np. w utworze „Tekad Pahlawan”), wibrafon imituje dźwięki znanego z zespołów gamelanowych bonangu (piosenka „Hariring Kuring”), a organy elektryczne naśladują ornamentujące melodie fletu suling (choćby w kompozycjach „Lembur Kuring” czy „Bulan Dagoan”). Do tego na pierwszym planie mamy piękne harmonie zgranych ze sobą głosów trzech sióstr, przypominające brzmienie zachodnich girlsbandów z lat 60. To wszystko sprawia, że słuchając płyty „Yanti Bersaudara” muzyczna podróż do Indonezji zmienia się w duchologiczną eskapadę do świata wspomnień i brzmień przeszłości.
Niektóre utwory np. „Bandung”, „Lembur Kuring”, czy „Bulan Dagoan” zachwycają swoim onirycznym charakterem. Są też przeboje – np. popularny „Badminton” autorstwa Koko Koswary, chętnie wykonywany w Indonezji przez współczesne, amatorskie chóry (zresztą opisywany w piosence badminton jest w tym kraju sportem narodowym). Z kolei utwory „Leungiteun” oraz „Yanti” – nawiązujące do muzyki keroncong, choć mogące przywodzić skojarzenia z reggae – nieco odstają od reszty, a to z powodu braku magii jaką niesie ze sobą skala pelog, której akurat w tych piosenkach zabrakło (można potraktować je jako swojego rodzaju dwa oddechy między pozostałymi kompozycjami).
Płyta „Yanti Bersaudara” jest dziełem wyjątkowym w pejzażu indonezyjskiej muzyki rozrywkowej przełomu lat 60. i 70. I mimo, że obyło się tu bez większych eksperymentów i ekstrawagancji, to wyobraźnia dźwiękowa artystów, którzy stworzyli ten album może zdumiewać do dziś.
Niezwykle cieszy fakt, że kolejny z zapomnianych skarbów fonograficznych Azji dostaje drugie życie. Brzmienie nagrania sprzed prawie 50 lat zostało znakomicie odświeżone, a duża w tym zasługa wytwórni La Munai, która ma na swoim koncie reedycje innych niezwykle cennych albumów w historii indonezyjskiej fonografii (warto zwrócić uwagę m.in. na rockoperę Harry’ego Roesliego „Ken Arok” z 1977 roku). Czekamy na kolejne odkrycia! Tymczasem sen o Jawie niech trwa w najlepsze.
Krzysztof Dziuba
Yanti Bersaudara
„Yanti Bersaudara”
Polydor 1971 / La Munai 2020
Ocena: 5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.