Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Anioł ze Lwowa

Ostatnia aktualizacja: 18.10.2022 08:00
Powodów, by pisać o Ihorze Cymbrowskim uzbierało się wiele.
Ihor Cymbrowski, płyta Come Angel
Ihor Cymbrowski, płyta „Come Angel”Foto: mat. pras.

Pretekst oczywisty jest taki, że na początku tego roku ukazało się kolejne wznowienie jego wspaniałego albumu z połowy lat 90-tych pt. „Przyjdż aniele”, który miał swoją premierę jako kaseta w wydawnictwie Koka Records. Tegoroczne wznowienie jest szczególne, bo wytłoczone na złotym winylu, z tekstami pieśni i reprodukcjami obrazów muzyka. Kiedy to piszę jest właśnie złota jesień. Złota polska, ukraińska, lwowska. Dla współczesnej, niepodległej Ukrainy najbardziej dramatyczna, najtrudniejsza w jej niedługiej historii.

Ihora poznałem dzięki Włodkowi Nakonecznemu jakieś 30 lat temu, grywał już wtedy, także w Polsce. Najbardziej pamiętam znakomity jego koncert w ramach cyklu „Strefa” w Centrum Sztuki Zamek Ujazdowski we wrześniu 1996. Myślałem wtedy o Cymbrowskim jako nad wyraz rozwiniętym dziecku. Ilekroć go słuchałem miałem bowiem nieodparte wrażenie, że nie gra na fortepianie tylko na deszczu i śpiewa z twarzą przyklejoną do szyby. Raz dyryguje deszczem, raz tańczy wśród kropel, rzeźbi geografię kałuż i strumyków, a czasami ma taki kaprys, żeby po prostu zmoknąć i tyle. Rozpoznałem w jego muzyce siebie. W dzieciństwie mama mi czytała czasem wiersze, pierwszy, który zapamiętałem to był „Deszcz jesienny” Staffa. Za oknem padało właśnie i było dokładnie tak jak w wierszu, jeden do jednego. To, że świat jest językiem zrobiło wtedy na mnie olbrzymie wrażenie.

Cymbrowski śpiewa na płycie poezje – swoje, Apolinaire’a, poetów ukraińskich, futurysty Mychajła Semenki, czy bardziej współczesnego Mykoły Worobiowa. Razem z muzyką tworzą one zupełnie niepowtarzalną w kosmosie całość. Fortepian „Estonia”, na którym została nagrana płyta ma oryginalne, słodkie, wyraziste drzewno-metaliczne brzmienie. Cymbrowski gra w sposób, że tak powiem, przyrodzony, aintelektualny, zarazem impresyjny i ekspresyjny, z intuicyjnie wydzielonym miejscem dla przypadku. Jest to ni mniej, ni więcej tylko romantyzm z ducha. Silnie obecny w emocjach związanych z tworzeniem i odbiorem tej muzyki, a jednocześnie nieco zdekomponowany w jej formie, która owszem nawiązuje do muzycznego romantyzmu, ale może bardziej do tego „neo”, przenoszonego w impresjonizm, modernizm, miejscami z jazzowym nalotem. To unikalne  przedłużenie i przetworzenie tradycji. Cymbrowski odnajduje w sobie fragmenty i echa tradycji, zarówno w jej ludowym jak i klasycznym, mieszczańskim, salonowym wydaniu. Integruje je w nową, architekturę dla ucha. Ta architektura, pierwotnie bardzo osobista, okazuje się gościnna dla słuchacza.

Śpiew Cymbrowskiego czasem dodaje koloru, czasem wprowadza element dramatu, opowiada, a nawet uobecnia naturę. Oscyluje przy tym w zadziwiająco wysokich falsetowych rejestrach. Jest nostalgiczny. Nagrany blisko mikrofonu nie odbywa prostej drogi, jesteśmy świadkami jak krąży nieco w swojej wewnętrznej akustyce, a zaraz potem nabiera alikwotycznych powidoków, poświstów szeptu, a niekiedy wręcz deformuje się jak u medium. Trudno to z czymkolwiek porównać, przychodzi mi do głowy jedynie Wim Mertens, trochę Arthur Russel, a z zupełnie paradoksalnych skojarzeń Tom Waits, absolutnie przeciwstawny brzmieniowo, ale w niektórych momentach jakby bliski. Według słów znanej ludowej piosenki „Ty idziesz, górą, a ja doliną”.

Płyta jest zrealizowana prostymi środkami, użytymi w sposób oszczędny i wyrafinowany – pogłos jak wisząca mgła, dubowe opóźnienia. Razem z brzmieniem głosu i sposobem śpiewania, w którym recytatyw przechodzi w długie nuty tworzy to wszystko jedyną w swoim rodzaju przestrzeń. Wielowymiarową, senna i intymną, egzystencjalną. Ale też i sakralną, której patronuje ten tytułowy, androgyniczny anioł niczym z Rilkego, co podkreśla syntezator, który w tym jedynym utworze użyty jest zamiast fortepianu. Syntezator kreuje jakąś pozaziemską nieprzestrzeń, a jednocześnie jego klawisze ziemsko klapoczą pod palcami. Cymbrowski jest z wykształcenia muzykiem i architektem jednocześnie. W sposób zaskakujący, naturalnie, bez premedytacji łączy te dwa światy.


Dzisiaj jego muzyka to inna już opowieść, sam jej dobrze nie znam i jestem bardzo ciekaw. Mam nadzieje, że zagra w najbliższej przyszłości w Polsce, a jak nie – to pojadę do Lwowa. Bo Ihor Cymbrowski to Lwów. W tym roku kończy 60 lat. Jego postać, bogata osobowość stanowi dla mnie jeden z emblematów tego miasta. A jego Anioł jest jedną z ważniejszych kreacji kultury ukraińskiej ostatniego 30-lecia, z rodzaju takich co są potrzebne i aktualne zawsze, ale dzisiaj szczególnie.

Remek Mazur-Hanaj

Ihor Cymbrowski

„Come Angel”

Kontakt Audio i Infinite Fog Productions 2022

Ocena: 5/5

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 


Czytaj także

Humeniuk i inni – Ukraińcy w Nowym Jorku w latach 1928-1932

Ostatnia aktualizacja: 13.10.2020 08:00
Najsłynniejszym amerykańskim skrzypkiem z Polski był Ukrainiec Pawło Humeniuk (1883-1965). Urodził się w Podwołoczyskach (obecnie Підволочиськ), w tzw. Galicji Wschodniej, na wschód od Tarnopola, praktycznie już na granicy z Podolem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Ammar 808 przejmuje władzę

Ostatnia aktualizacja: 20.10.2020 08:00
Sofyan Ben Youssef, mieszkający w Brukseli tunezyjski producent lepiej znany pod pseudonimem Ammar 808, po wysłaniu muzyki maghrebskiej w kosmos na swoim poprzednim albumie „Maghreb United”, radykalnemu uwspółcześnieniu rytuałów z Bargou 08 czy wreszcie nadaniu jeszcze więcej barw tuareskiemu rockowi Kel Assouf, wybrał się do Chennai, stolicy południowoindyjskiego stanu Tamil Nadu w poszukiwaniu kolejnych inspiracji, kolejnej tradycji do modyfikacji i eksperymentowania.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Wiązanka" z ukłonem wobec mistrzów

Ostatnia aktualizacja: 27.10.2020 07:00
Zgodnie z tytułem ta płyta brzmi jak wiązanka ludowych tematów – tanecznych i lirycznych – zagranych przez prawdziwie zakochanych w nich miejskich muzyków. Pełna jest młodzieńczej wręcz radości, entuzjazmu, no i znakomicie brzmi.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Poczuj rytm Czarnego Księżyca

Ostatnia aktualizacja: 03.11.2020 09:00
Z perspektywy Polski, Lua Preta, który inspiruje się tradycjami kuduro i baile funk, jest duetem wyróżniającym się na tle krajowej elektroniki, ale i z perspektywy Angoli błyszczą oryginalnym językiem muzycznym.
rozwiń zwiń