Okładka płyty "False Lankum"
Cztery lata po „The Livelong Day”, który zapewnił im zwycięstwo w irlandzkiej Choice Music Prize, Lankum wracają z monumentalną płytą, która pokazuje jak tradycję nie tylko przetworzyć na język współczesny, ale i pokazać jej różnorodne oblicze.
Zaczyna się od śpiewu a capella Radie Peat, potem piosenka z minuty na minutę staje się coraz bardziej mroczna, ciężka, przerażająca. „Go Dig My Grave” opowiada historię młodej kobiety, która zostaje porzucona przez swojego kochanka, wiesza się i zostawia listem pożegnalny z instrukcją dotyczącą jej pochówku (jest oparta na tradycyjnej piosence, zwyczajowo nazywanej „The Butcher Boy”). Narasta w swoistym transie, mrocznym dronie. Wokal brzmi z jednej strony jak rzewnie zwodzącej wieśniaczki, a z drugiej strony silnej i pewnej siebie kobiety.
Następujący tuż za nią „Clear Away In The Morning” (autorstwa amerykańskiego folklorysty Gordona Boka) rozwija się z muzyką przypominającą szum morskich fal – w końcu niedaleko morza powstało „False Lankum” – wzmocniony brzmieniem akustycznej gitary. „Netta Perseus” brzmi transowo z falująco brzmiącą gitarą, aż po finał, kiedy wybuchajją syntezatory i dudniąca perkusji. Z kolei „Master’s Cowley” rozpoczyna się od skocznego brzmienia akordeonu, ale nie prowadzi w stronę szantowego zawodzenia – raczej czegoś pokroju tańca śmierci, który rozmywa się w ciężkich, stłumionych brzmieniach i metalicznych uderzeniach.
„The New York Trader” rozwija ten skoczny temat w śpiewnej, punkowej formie, trochę w stylu Gogol Bordello, z kolei „Lord Abore & Mary Fleen” to przejmująca, wzruszająca ballada, w której zespół również ucieka od krótkiego formatu piosenki. W rezultacie wciąga w skrupulatnie budowaną narrację. Co świetnie zwieńcza „The Turn”, który z przestrzennej ballady przechodzi w szumiący, zabrudzony noise, który rozpływa się w oddali.
Poza krótkimi interludiami „Fugues” – które zostały napisane podczas improwizowanej sesji – zespół skomponował stosunkowo długie „piosenki”. Nie ciągną się jednak i nie są przegadane, ich niezwykła atmosfera i złożoność, jaką serwują czasem powtórzenia, a czasem chichotliwe i ulotne melodie, jest jedną z największych zalet tej płyty. Misternie skomponowane utwory, siatka instrumentów tradycyjnych i współczesnych – banjo, wiolonczela, organy, cymbały, koncertyna, harfa, lira korbowa czy dudach Irlandzkich by wymienić kilka z brzegu (a każdy z muzyków obsługuje co najmniej kilka) – jest kolejną. Zespół nie sili się na muzyczną erudycję, tylko ten ogromny zestaw twórczo wykorzystuje do swoich opowieści.
Lankum czasem brzmią jak Earth, czasem jak Swans, momentami polifoniczne zaśpiewy przypominają Fleet Foxes. Ale mają swój charakter, podkolorowany irlandzką tradycją. Liryzm piosenek przeplatają z instrumentalnym ciężarem, czasem serwują romantyczne motywy, czasem dronowe, opasłe formy. Dzięki temu ich nadmorskie opowieści zyskują mroczny entourage, przez co stają się też bardziej wymowne i przejmujące.
Jakub Knera
Lankum
"False Lankum"
Rough Trade 2023
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.