Oczywiście, jak to w życiu, wszelkie pojęcia są tu nieco względne. Maniucha Bikont, bo oczywiście o niej tu mowa, miała w przygotowaniu płyty wsparcie, w obszarze dosłownie rzecz ujmując autorskim – teksty pomógł jej pisać Marcin Wicha (najkrócej go charakteryzując należy przypomnieć, że jest laureatem nagrody Nike 2018). Ma też za sobą znakomitych współpracowników w sensie wykonawczym, aranżacyjnym i produkcyjnym. Ma wreszcie za sobą też nagrany przed siedmioma laty album w duecie z Ksawerym Wójcińskim. Nie powinno jednak dla nikogo ulegać wątpliwości, że Porządki to jej album, jej opowieść. Że to jej porządki – czynione w sobie, w głowie, w życiu – przyniosły nam tych świetnych czternaście utworów. Ma za sobą też renomowanego, uznanego, by nie rzec: kultowego wydawcę.
Wydaje się, że dla sympatyków dotychczasowej twórczości artystki jej najnowsza płyta nie powinna być zaskoczeniem – Bikont jest wierna zasadniczym kierunkom swoich twórczych poszukiwań. Z drugiej strony przyznać trzeba, że były one bardzo różnorodne, a na premierowym albumie uzyskują spójny i chyba jednak w jakimś sensie zaskakujący, na pewno odkrywczy charakter. Nad albumem unosi się bowiem bezdyskusyjnie duch muzyki ludowej, tradycyjnej, która jest (chyba wolno tak stwierdzić) centralnym obszarem zainteresowań artystki. Jak jednak zaznaczyłem wcześniej, płyta jest w całości dziełem autorskim, współczesnym: za muzykę odpowiadają Maniucha Bikont i Assaf Talmudi, za teksty, wspomniany już, Marcin Wicha. Spełnia się oto zatem w tym muzykowaniu jeden z elementarnych postulatów twórczości folkowej, a więc: odwołania do źródeł pozwalają artystom na w pełni wiarygodną, własną, w każdym aspekcie, wypowiedź. Co więcej, wieloznaczne (zbyt wieloznaczne? i często nieokreślone) pojęcie „folk” nie wydaje się tu określeniem do końca adekwatnym, a na pewno nie jedynym. Mamy tu trochę grania z kręgu szeroko pojętej muzyki etnicznej, ale też sporo – dyskretnie i ze smakiem serwowanej – elektroniki, a w wielu momentach całość można określać jako ambitną wersję muzyki indie. I nie będzie też moim zdaniem nadużyciem wskazanie drogowskazu w kierunku piosenki autorskiej / poetyckiej. A na koniec – paradoksalnie? – jest to wszystko niezwykle spójne i absolutnie wciągające. Czasami zachwycająco, czasami przejmująco.
Zdaje się, że w świadomości wielu słuchaczy Maniucha fonograficznie po raz pierwszy zaistniała na pierwszej płycie Adama Struga. Choć śpiewała tam bodaj tylko w jednym utworze, pozostawiła wielkie wrażenie. Warto jednak pamiętać, że wcześniej pojawiła się na wspaniałym krążku zespołu Hera, prowadzonego przez Wacława Zimpla; krążku zrealizowanym podczas poznańskiego koncertu, którego naście lat temu miałem przyjemność słuchać na żywo. Ważne to o tyle, że wokalistka od początku prezentowała różnorodność swych zainteresowań i otwartość na różne formy artystycznych kooperacji. Swoje upodobanie (i wielkie kompetencje) do tradycyjnych form muzycznej aktywności realizowała w wielu różnych ważnych przedsięwzięciach, by wymienić takie jak zespoły Dziczka, Z lasu, Tęgie Chłopy (tu dała się też poznać jako instrumentalistka grająca na tubie), Niewte (gdzie z Antonim Beksiakiem eksplorowała przestrzenie elektronicznych eksperymentów), gościnnie pojawiał się w nagraniach Radical Polish Ansambl i Cezarego Duchnowskiego, Kolektywu Aurora czy rewelacyjnego projektu charyzmatycznego jazzowego awangardysty Matsa Gustaffsona EE Opus One (którego znów miałem szczęście posłuchać na żywo w Poznaniu). Trudno tu jeszcze raz nie wspomnieć fantastycznego duetu Maniucha & Ksawery. To oczywiście tylko część jej muzycznych aktywności, która pokazuje gdzie znajdują się przestrzenie jej artystycznych poszukiwań i zainteresowań. Przy tej skali talentu i umiejętności mogłaby pewnie z powodzeniem być znaczącą postacią sceny muzyki popularnej (nawet z przydomkiem alternatywnej, jak jest to tu i ówdzie modne). Nie mody jednak interesują Maniuchę Bikont i dlatego każda jej twórcza wypowiedź jest tak godna zainteresowania. A najnowsza godna jest tego zainteresowania po wielekroć.
CZYTAJ TEŻ:
Maniucha Bikont robi porządki
Opowieść o "porządkach" i świecie wiejskich śpiewaczek
I chociaż teksty napisał jej ktoś „z zewnątrz”, Porządki są prawdziwą, wiarygodną opowieścią o samej artystce, jej oglądzie świata, jej trudnych często przeżyciach, jej dziewczyńskich, kobiecych doświadczeniach, o których opowiada w poruszający sposób. Nie pozostawiają też słuchacza obojętnym jej dojmująco trafne refleksje dotyczące napaści Rosji na Ukrainę. Maniucha opowiada o sobie, a zarazem, trudno nie mieć takiego wrażenia, w wielu mementach staje się to opowieść uniwersalna. Myślę tu o przekazie werbalnym, bo w sensie muzycznym nie mam wątpliwości: to jedna z najlepszych polskich płyt mijającego roku. Dodajmy jeszcze, że ciekawym zabiegiem jest pojawienie się na płycie dwóch utworów Dziś w programie (1 i 2), niejako komentujących zawartość płyty i toczącą się tam opowieść. Czujnie, błyskotliwie wprowadzają one swoisty cudzysłów w tę narrację, by nie była potraktowana zbyt intymnie, by wytrącić ją ze zbędnego patosu. W całym przedsięwzięciu wspiera wokalistkę grono świetnych muzyków, wspomniany już Assaf Talmudi izraelski artysta grający m.in. na akordeonie, syntezatorze, komputerze, Szczepan Pospieszalski (trąbka, syntezator, chórki) i Ksawery Wójciński (kontrabas) plus drobne grono gości – świetną rolę pełni np. znany skądinąd Jan Kubek na tabli i bębnie obręczowym.
Porządki
Małymi słowami o dużych rzeczach
Maniucha fantastycznie dialoguje nie tylko z tradycją ludową czy wiejską, ale też… rockową. W jednym z utworów (Szczęśliwe czasy) pojawia się, jako cytat, obszerny fragment słynnego Venus in Furs zespołu Velvet Underground. Całość wieńczy zaś porywająca autorska interpretacja Love will tear us apart z repertuaru Joy Division. Swoja drogą, fakt, że choćby ten ostatni utwór nie stał się w naszym kraju hitem jest, moim zdaniem, dowodem indolencji współczesnych mediów, zwłaszcza tych hołubiących rockową tradycję. Powiedziałbym, że równie dobrą, własną i odważną, nie podpierającą się przesadnymi odwołaniami do oryginału interpretacją rockowej klasyki w naszym kraju była świetna wersja piosenki Samobójstwa grupy Moskwa, nagrana przed paroma laty przez Mosaik. Czy folkowcy maja jakiś patent na granie takich utworów? Chyba tak. Są po prostu sobą w interpretowaniu cudzej twórczości. A bycie sobą to jedna z największych wartości, którą Bikont z przyjaciółmi prezentuje na całej płycie.
Tomasz Janas
Maniucha Bikont
Porządki
Requiem Records 2024
Ocena: 4,5/5
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.