Marzec to miesiąc, w którym życie muzyczne – to koncertowe i (zwłaszcza) fonograficzne – nabiera właściwego rozpędu. Po tradycyjnym już styczniowym wyhamowaniu wielu działań artystycznych i lutowym przebudzeniu do życia, marzec oferuje nam zazwyczaj bogactwo nowych doznań.
Co jakiś czas jednak wciąż spoglądamy za siebie, dokonując rozrachunków – przede wszystkim z minionym rokiem. Niejednokrotnie rozliczenia te potrwają (jak choćby w przypadku Folkowego Fonogramu Roku czy Fonogramu Źródeł) aż do maja. Nie ma chyba w tej współbieżności aktualnych wydarzeń ze spojrzeniem wstecz nic złego. Zwłaszcza że przecież nic w sztuce (nie tylko folkowej) nie powstaje w próżni i w oderwaniu od wcześniejszych dokonań. Szczególnie gdy – rozmaicie rozumiany – przekaz dziedziczony od poprzedników staje się elementarnym tworzywem nowej artystycznej kreacji. Zresztą, wracając na bardziej przyziemny „poziom” rocznych podsumowań: przy całej względności plebiscytów i konkursów (i częstej dyskusyjności ich wyników) zarówno wykonawcy, jak i słuchacze, lubią raz po raz przejrzeć się w nich, weryfikując przy okazji cudze oceny w perspektywie własnych upodobań.
Traf chce jednak, że obok wspomnianych już konkursów organizowanych przez Polskie Radio, odbywają się również inne, bywa, że bardziej medialnie nagłośnione. Ot, choćby takie Fryderyki, które niebawem mają być wręczone po raz dwudziesty piąty. Od tylu lat krytykowane, wciąż definiowane są jednak jako najważniejsza nagroda krajowego przemysłu muzycznego, która – wydaje się – w istotny sposób kreuje wyobrażenie wielu osób na temat stanu posiadania i jakości polskiej sceny.
Trudno więc nie zajrzeć, przynajmniej z ciekawości (tak, niskie to pobudki), kto – zdaniem krajowej „fryderykowej akademii” – został nominowany w interesującej nas kategorii „Folk / Muzyka Świata”. Znalazło się tu pięć płyt. Jest „Jasność Narodzenia” z kompozycjami Mirosława Kowalika (basisty zespołu Raz Dwa Trzy), Andrzeja Polaka i Jana Trebuni-Tutki do tekstów Ernesta Brylla, a wykonywanych też m.in. przez Anię Rusowicz czy Krystynę Prońko. Znajdziemy tu teksty Adama Mickiewicza, wykonane przez Andrzeja Stasiuka z zespołem Haydamaky. Znajdziemy krążek „Sto lat, panie Staśku!” z piosenkami Stanisława Grzesiuka, wykonywanymi przez Warszawskie Combo Taneczne. Dalej: płytę „Mama Warhola” zespołu Tołhaje i wreszcie „Tischner. Mocna nuta” – kolejną płytę, w formule składanki, skomponowaną przez Mirosława Kowalika i Jana Trebunię-Tutkę, tym razem wokół myśli księdza Józefa Tischnera, pieśni wykonywanych m.in. przez Kayah, Jorgosa Skoliasa, Zygmunta Staszczyka, Wojciecha Waglewskiego. Nie miejsce tu i czas na szczegółową analizę poszczególnych tytułów. Filozoficznie powiem, że moim zdaniem są tu płyty lepsze i zdecydowanie słabsze, za to – również moim zdaniem – jest to lista bardzo niereprezentatywna.
Szerokie grono wrażliwych artystów podejmuje nieustannie fascynujący twórczy dialog z tradycją. Dialog, który jest jedną z najważniejszych rzeczy jakie w ostatnim ćwierćwieczu przydarzają się polskiej muzyce.
2018 był bowiem rokiem, w którym świetne płyty wydali choćby Kompania Janusza Prusinowskiego, Vocal Varshe z Jacaszkiem, Odpoczno, Polmuz, duet Karolina Cicha / Elżbieta Rojek, Debashish Bhattacharya z Hubertem Zemlerem i Wojciechem Traczykiem (choć ciekawe jest pytanie: czy ta ostatnia to polski folk, czy tylko w Polsce nagrany i wydany). Był 2018 rokiem, w którym ukazały się więcej niż ciekawe krążki Samych Suk, formacji Minimal Blood, Czeremszyny, Wielbłądów, Karoliny Beimcik, a to tylko przykłady, które jako pierwsze przyszły mi do głowy. Oczywiście (oczywiście?) śladu po nich nie znajdziemy w nominacjach do Fryderyków. Czy to coś zmienia? Czy to coś oznacza? Pewnie nie. Myślę jednak, że warto mieć świadomość tego, jak przez tzw. branżę (i w konsekwencji – odbiorców tego plebiscytu) postrzegana jest kategoria folk / muzyka świata. Tylko tyle. Aż tyle. Mam bowiem niesłabnące poczucie, że wielu, bardzo wielu potencjalnych słuchaczy tej muzyki po prostu się o niej nie dowiaduje.
Naturalnie, słuszna byłaby uwaga, że tegoroczna lista nominowanych jest jeszcze całkiem „znośna” w porównaniu do tego, co na Fryderykowych listach pojawiało się w przeszłości. Dość wspomnieć, że pod hasłem „Muzyka Korzeni” (z usprawiedliwiającym dopiskiem „w tym blues, folk, country, muzyka świata, reggae”) mieściły się rzeczy tak kuriozalne jak Krzysztof Krawczyk śpiewający piosenki Boba Dylana, a na przykład pod hasłem „Folk / Muzyka Świata” (nazwy kategorii zmieniały się w różnych latach) pojawiali się: Anna Maria Jopek, Stasiek Wielanek, Maleo Reggae Rockers czy – tak, tak, jakżeby inaczej – zespoły Pieśni i Tańca Mazowsze oraz Śląsk. Wcześniej pod hasłem „Etno / Folk” do nagrody pretendowali Justyna Steczkowska, Krawczyk & Bregovic czy Stanisław Soyka śpiewający pieśni wielkopostne, wreszcie pod hasłem „Muzyka Tradycji i Źródeł (blues, folk, country, reggae)” – Maryla Rodowicz.
Czy ja się uskarżam? Nie! Zwracam jedynie uwagę, że w prawie ćwierć wieku trwającej historii Fryderyka nie pojawiła się nigdy wśród piątki nominowanych, zatem (traktując rzecz z drobną retoryczną przesadą) nie istnieje dla szerokiego kręgu odbiorców, a jednocześnie i dla sporej części szołbiznesu, żadna z płyt zespołów Janusza Prusinowskiego czy Marii Pomianowskiej, Orkiestry św. Mikołaja, Bester Quartet (ani Cracow Klezmer Band), Joanny Słowińskiej, Kapeli Brodów, Tęgich Chłopów, Karoliny Cichej, Sutari, Čači Vorby, Lautari czy kapeli Vołosi, nie zaistniało Berjozkele Oli Bilińskiej ani Requiem ludowe Adama Struga i zespołu Kwadrofonik, o awangardowych poczynaniach Remka Mazura-Hanaja nie wspominając. Czy to źle? Odpowiem sam sobie znów nie wprost. Bo cóż byłoby, gdyby wyobrazić sobie, że jakiś potencjalny słuchacz na podstawie tych płyt, nominowanych do nagrody Fryderyka, próbuje sobie wyobrazić, jaki jest stan polskiej muzyki folkowej?
Oczywiście, mógłby ktoś powiedzieć, że to trzeciorzędny temat, którym nie warto się zajmować. Sądzę jednak, że rzecz jest więcej niż ważna. I to z żadnego innego powodu, niż ten, że szerokie grono wrażliwych artystów podejmuje nieustannie fascynujący twórczy dialog z tradycją. Dialog, który jest jedną z najważniejszych rzeczy jakie w ostatnim ćwierćwieczu przydarzają się polskiej muzyce. I jednak żal mi, że pozostaje on na tak dalekim marginesie zainteresowania słuchaczy (pewnie mniejsza o media). Dlatego – jeśli o folkowych płytach mowa – od lat bardziej niż na Fryderyki, warto spoglądać na zgłoszenia do Folkowego Fonogramu Roku lub internetowy plebiscyt Wirtualne Gęśle, to oczywiste. Te ostatnie przedsięwzięcia tworzą bowiem prawdziwi pasjonaci wartościowej twórczości. Warto jednak, tam gdzie się da – również w internetowej rzeczywistości – dzielić się różnorodnością i wielością folkowych natchnień. Niech docierają do słuchaczy!
Tomasz Janas
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.