Szanowni Państwo,
pragnę poruszyć jeszcze jeden istotny temat, a mianowicie wykluczanie z festiwalu muzyki instrumentalnej województwa świętokrzyskiego.
Od kilku lat zajmuję się popularyzacją Archiwum Piotra Gana – jednego z największych badaczy i popularyzatorów muzyki świętokrzyskiej (przy współpracy Biblioteki Narodowej i PME w Warszawie) oraz inicjuję i współtworzę z lokalnymi społecznościami działania edukacyjne i animacyjne w regionie świętokrzyskim.
Klub Tyndyryndy, który miałem przyjemność odwiedzać prawie od początku jego istnienia był przestrzenią dla muzyki, dla której główna scena kazimierskiego festiwalu była zamknięta. Dzięki temu wiele wykluczonych z rywalizacji kapel zostało nagranych przez Polskie Radio oraz zespół dokumentujący działania klubu.
W regionie nie ma osób grających na harmonii trzyrzędowej, dla których byłby to pierwszy instrument. Obecnie harmonie posiada Maciej Ulewiński (od miesiąca) i Adam Kocerba (pierwotnie akordeonista). Nie ma w regionie harmonistów starszej daty, od których można pobierać nauki (poznałem dwóch mających ponad 90 lat, ale są już nieaktywni, o ile nadal żyją). Nagrań archiwalnych tradycyjnej muzyki wiejskiej z obszaru woj. świętokrzyskiego na których można usłyszeć harmonie jest niewiele, o ich dostępności dla przeciętnego mieszkańca świętokrzyskiej wsi nie wspominając…
W regionie nie ma praktycznie aktywnych skrzypków, a Ci którzy istnieją, grają w składach "nieregulaminowych". Większość składów opiera się o akordeon oraz instrumenty dęte (trąbki, kornety, klarnety, puzony) – instrumenty, które przez regulamin OFKiŚL są nieakceptowalne. Postawię zatem śmiałą tezę – czy festiwal w Kazimierzu Dolnym jest nadal ogólnopolski?
Osoby zajmujące się folklorem w woj. świętokrzyskim są zawiedzione tym, że dotąd nie rozwiązano tej sytuacji… mimo obietnic i zapowiedzi.
Z poważaniem,
Piotr Baczewski
Paradoksy Festiwalu w Kazimierzu
- Prof. Piotr Dahlig. Odpowiedź na wiadomość Piotra Baczewskiego:
Szanowny Panie Piotrze,
dziękujemy za mail i zaangażowanie w sprawy folkloru. Jak Pan wie, wysoko oceniamy Pana sukcesy w utrwalaniu fonograficznym i filmowym tradycji muzycznych Polski środkowej. Cieszę się, że jest Pan kuratorem zbiorów Piotra Gana. Jego nagrania z Rozgłośni Kieleckiej PR powinny być z pewnością sukcesywnie wydawane. Po śmierci Red. Gana (1983) kontaktowałem się osobiście w Kielcach z Wdową, zatroskaną o przyszłość kolekcji. Fototeka, jak Pan wie, jest teraz w PME.
Co do nurtujących Pana problemów nowszych kapel m.in. z akordeonem to była i pozostaje to kwestia założycielska OFKiŚL. Śp. Jadwidze i Marianowi Sobieskim oraz następnemu pokoleniu, np. śp. Aleksandrze Boguckiej, śp. Janowi Stęszewskiemu, którzy współpracowali przy układaniu regulaminu chodziło najpierw o wzmocnienie czysto słowiańskiej tradycji śpiewu a capella, dlatego nie dopuszczono akordeonu jako akompaniamentu. Był to wszechobecny instrument w ruchu amatorskim (na lokalnych przeglądach pojawia się zresztą nadal jako pomoc dla starszych wokalistów) i nie jest to bynajmniej wynalazek w PRL czy ZSRR. W Polsce w okresie międzywojennym usilnie uczono tzw. chórów ludowych śpiewu wielogłosowego, który „nie leżał” śpiewakom w małych miejscowościach. W 1933 r. na jednym z przeglądów w Toruniu pojawił się akordeonista, który swymi akordami wsparł chór jednogłosowy. Przyjęto to entuzjastycznie, jako znaczące ułatwienie śpiewu i odtąd każda świetlica przyjęła za punkt ambicji posiadanie modnego, fabrycznego instrumentu (w latach 50/60 XX w. – przeważnie z b. NRD). Akordeony włoskie i francuskie przywozili polscy reemigranci już w latach trzydziestych, dla rodaków w kraju, bowiem były zwykle za drogie, dlatego poprzestawano na własnej produkcji harmonii (w samej Warszawie – 46 wytwórni).
Tradycja muzykologii poznańskiej, stworzonej przez Prof. Łucjana Kamieńskiego została zbudowana na ochronie i promocji lokalnej tradycji wiejskiej (wielkopolskiej). Dlatego też u siebie dbali głównie o ruch dudziarski, ubiegali się np., by na dożynkach (lata 1947-48) występowały nie tylko orkiestry dęte, ale i dudziarze ze skrzypkami. Byli pomysłodawcami Wielkopolskiej Orkiestry Dudziarskiej, a nawet podjęto próby w 1946 r. wprowadzenia dudów do orkiestry milicji obywatelskiej (sic!).
Wracając do akordeonów, istnieje bardziej subtelny powód. Erich M. von Hornbostel już na pocz. XX w. pisał wprost, że strój akordeonów eliminuje dawne systemy tonalne. Polska jak Pan wie jest obszarem występowania wszelkich możliwych skal muzycznych, ze znaczną reprezentacją skal modalnych wyrosłych z czysto wokalnego źródła muzyki. Jeżeli więc poważnie mamy traktować ochronę dziedzictwa niematerialnego, do czego Polska jest zobowiązana konwencją UNESCO (2003) podpisaną dopiero w 2013 r., to kwestia akordeonów nie jest błaha. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zainicjował Pan starania o osobny festiwal kapel „modern” z czasów PRL doby pełnej elektryfikacji z saksofonami, akordeonami itd. Festiwal folkloru w Kazimierzu nie może być „wszystkożerną bestią”, tak jak w Konkursie Chopinowskim nie grają jazzmani, nieraz genialni, inspirujący się naszym kompozytorem.
Zgadzam się z Panem, że formuła ogólnopolska FKiŚP jest b. trudna do realizacji i w praktyce niewykonalna, bo np. zespoły kaszubskie, które trudno premiować w zestawieniu z archaicznym repertuarem np. Lubelszczyzny, podobnie jak chóry mieszane śląskie, b. rzadko pojawiają się w Kazimierzu, ale formułą i życzeniem Kazimierza jest ogólnopolskość. Podobne problemy kapel z akordeonami występują np. na Pomorzu Zachodnim, ale śp. Bogdan Matławski słusznie odkrył tradycje cymbalistów-migrantów z b. Kresów dla Festiwalu w Kazimierzu, podobnie jak Maryna Okęcka-Bromkowa doprowadziła do pierwszego występu cymbalistów z Wileńszczyzny (jako Ziemi Olsztyńskiej) w Kazimierzu w 1980 r.
Generalnie OFKiŚL w założeniach miał i ma te same intencje co Domy Tańca od lat 70 (Węgry) i od 1992/3 w Polsce, tzn. chodziło o odejście od biurokratycznego folkloryzmu i bezpośredniej kontroli ideologicznej. Załączam Panu skan foto z jednej ze świetlic z woj. olsztyńskiego (Bredynek) z 1955 r. przed Światowym Festiwalem w Młodzieży, gdzie pomysłowa kapela stanowiła już sygnał odchodzenia od sztampy zespołów pieśni i tańca.
W Kazimierzu pojawiały się także wiejskie orkiestry dęte, np. w tym, 2021 roku – z Wojciechowa (lubelskie). Występowali w niedalekiej przeszłości także klarneciści-soliści. Natomiast akordeoniści i saksofoniści i większe orkiestry dęte nie są uwzględnieni w regulaminie chroniącym retrospektywną postać muzyki ludowej, względnie pilnującym tradycjonalną ścieżkę w repertuarze, bo przecież kapele ludowe grywają w innych okolicznościach także nowszy repertuar (tanga, foktroty aż po przeboje lat 60/70…)
Kultura wywodząca się z regionalnej, ludowej, wiejskiej itd. jest zbyt złożoną rzeczywistością, by tylko jedna opcja była słuszna, czy to bardziej zachowawcza, czy całkowicie otwarta na współczesność. Dla MKiDN istotne jest jednak dziedzictwo a więc i Muzyki Zakorzenionej, jak Pan wdzięcznie nazwał swą inicjatywę i pomysłowo promuje dokumentacją w internecie. Kultura współczesna, w zdecydowanej większości masowa, ma to do siebie, że nikt nic nie musi. Naprawdę kapele z akordeonami nie muszą się przebijać do Kazimierza, bo mogą same urządzić swoje imprezy, zwłaszcza że i akordeon powolutku również przechodzi do historii. Pamiętajmy, że wykonawcy w Kazimierzu nie tylko prezentują repertuar, oni też sami reprezentują kultury nadal zróżnicowanych ziem polskich, społeczności regionalnych i nawet mikro-regionalnych ograniczonych do jednej gminy czy nawet wsi. Oni muszą się czuć w Kazimierzu swojo i swojsko. To dlatego odstąpiono ostatnio w głosowaniu od formuły czystej rekonstrukcji czy stylu modern w Kazimierzu, który (ten ostatni) od lat 60. bez ceregieli spychał skrzypków i innych instrumentalistów do niszy kulturowej (o ile nie przestawili się np. na saksofon czy właśnie akordeon, od lat. 70. stosowano przecież już syntezatory). W Kazimierzu od schyłku lat 60. XX w. jest wyeksponowana, za przyzwoleniem wykonawców, pewna odświętność, odejście od rutyny kultury masowej. Nurt biesiadny ma zawsze szanse zaistnieć.
Istnieje w kapelach, jak Pan dobrze wie, hierarchia, akordeonista w nich rządzi, skrzypce zwykle wtórują, czasem uciekają do wyższych rejestrów a Klejnas grał tak szybko, by akordeoniści/harmoniści nie mogli za nim nadążyć. W Kazimierzu zawsze zwracano [uwagę – red.] na kunszt skrzypcowy, na przewodnictwo skrzypków, bo poprzez ten instrument jest zachowywana matryca muzyczna Polski. Jednym słowem, światowa tendencja ochrony folkloru powinna funkcjonować także w Polsce. Może, powtarzam, zorganizuje Pan zjazd tych nowszych orkiestr/kapel w Kielcach? Muszę przyznać, że reprezentacja z woj. świętokrzyskiego na Kazimierzu tegorocznym (pamiętam tylko dobrą kapelę z Marzysza, ale to już przeszłość…) raziła manierą estradową, schedą po zespołach PiT. Czy mógłby Pan tutaj twórczo zadziałać zgodnie z duchem Muzyki Zakorzenionej?
Pozdrawiam serdecznie,
Piotr Dahlig
Skan fotografii z jednej ze świetlic z woj. olsztyńskiego (Bredynek) z 1955 r., przed Światowym Festiwalem Młodzieży, gdzie pomysłowa kapela stanowi już sygnał odchodzenia od sztampy ZPiT; fot. Piotr Dahlig
- Piotr Baczewski. Odpowiedź na mail Piotra Dahliga:
Szanowny Panie Piotrze,
bardzo dziękuję za odzew.
Problem Kielecczyzny polega na tym, że na jej terenie nie znajdziemy już skrzypków (jedynym znającym starszy repertuar jest Pan Gola na co dzień grający z trąbką, klarnetem i akordeonem), harmonistów i basistów. Trafiają się pojedynczy klarneciści, puzoniści i trębacze starszego pokolenia (chociaż ci drudzy są często nieaktywni ze względu na wiek). Prym wiodą akordeoniści. Pytanie od kogo mają uczyć się młode pokolenia skrzypków? Nawet wśród nagrań Piotra Gana realizowanych w latach 50-70 XX w. znajdziemy niewielu skrzypcowych mistrzów grających w składzie skrzypce, bębenek i basy. Archiwa Zbiorów Fonograficznych są bardzo trudno dostępne, a świadomość o ich istnieniu wśród młodych instrumentalistów z Kielecczyzny jest niska. Nie tyczy się to jedynie Kielecczyzny. Festiwal nie powinien działać w próżni, a mam wrażenie, ze brakuje dialogu miedzy jego organizatorami a środowiskami zajmującymi się muzyką tradycyjną w poszczególnych regionach.
Po drugie, skoro nie dopuszczamy do konkursu akordeonów, dlaczego dopuszczamy do niego harmonie trzyrzędowe, wszak to też instrumenty o stroju temperowanym. Można na nich zagrać pięknie i brzydko. To samo tyczy się akordeonu. To samo się tyczy składów opartych o instrumenty dęte. Obawiam się, że np. oberki grane przez Zdzisława Marczuka są mniej archaiczne, niż repertuar wielu zapomnianych kapel Kielecczyzny: http://archiwum-gana.pl/project/niech-muzyka-bydlakow-nigdy-nie-przestanie-grac/ http://archiwum-gana.pl/project/kapela-wozniakow-z-wloszczowic/ Sama harmonia nie jest tanim instrumentem. W tym miejscu warto dodać, że ceny harmonii w ostatnich latach wzrosły. Jednym z katalizatorów tego procesu jest handel nimi w ramach projektów unijnych, głównie przez lokalne ośrodki kultury. Za takie instrumenty płaci się handlarzom z unijnych projektów po 15-30 000 zł...
Po trzecie, wykluczenie z udziału w festiwalu większości aktywnych w woj. świętokrzyskim kapel, odbiera im możliwość spotkania z kapelami z innych części Polski, które samo w sobie otwiera przed muzykantami wszystkich pokoleń okno na nieznaną im rzeczywistość. Dzięki takim spotkaniom nagrany przez nas na płycie Muzyka spod Radomia Maciej Ulewiński zamienił akordeon na harmonię trzyrzędową. Dzięki mojemu uporowi oraz ekipie klubu Tyndyryndy na głównej scenie festiwalu w Kazimierzu pojawiły się kapele z woj. świętokrzyskiego (w przerwach między konkursem), a w klubie słyszeliśmy nieregulaminowe kapele i orkiestry z Radomskiego, Kielecczyzny, Lubelskiego i kilku innych regionów. Wobec zaistniałej sytuacji związanej z przejęciem zarządzania klubem, festiwal w Kazimierzu Dolnym będzie ogólnopolski już tylko z nazwy.
W czasie pandemicznej odwilży wróciliśmy na Kielecczyznę. W tym roku spotkaliśmy dziewczynki z Warszawy, grające na skrzypcach z dziećmi i młodzieżą z Rakowa, grającymi na saksofonach, trąbkach i bębnach. Powstaną z tego nagrania audio i video, które mają za zadanie dowartościować miejscową muzykę w oczach młodych i pokazać, że może być atrakcyjną osią spotkania dla młodych pokoleń. Niestety na tego typu działania dużo trudniej pozyskać fundusze, niż na przeglądy i festiwale... po których nie zostaje często prawie nic... materialnego i niematerialnego...
Z poważaniem,
Piotr Baczewski
- Komentarz Piotra Dorosza, 11.09.2021
W rozważaniach poniższych chciałbym skupić się na temacie szczególnie mnie interesującym, a więc zagadnieniu harmonii i akordeonów w kontekście kazimierskiego festiwalu. Pominę zaś pojawiającą się w licznych komentarzach kwestię formy OFKiŚL, która również jest wdzięcznym tematem do dyskusji, teraz jednak niech wątkiem przewodnim stanie się tematyka harmoniowo-akordeonowa.
Dlaczego do konkursu dopuszczone są harmonie, a akordeony nie, skoro i jedne, i drugie instrumenty strojone są w tzw. stroju równomiernie temperowanym? – takie pytanie postawił w jednej ze swych wypowiedzi Piotr Baczewski. Pytanie ze wszech miar zasadne. W moim odczuciu to jednak nie strój jest powodem regulaminowego wykluczenia akordeonu z OFKiŚL (wszak, jak to już wspomniano, wszędzie króluje obecnie równomierna temperacja). Harmonia, w swych najprostszych odmianach, pojawiła się na polskiej wsi u początków XX wieku (przy czym chodzi mi tu oczywiście o „polskość” w rozumieniu kulturalnym, etnologicznym; Polski jako kraju na mapie Europy przecież wówczas nie było). Poziom elektryfikacji ówczesnej wsi bliski był zerowemu. Nie było prądu, nie było zatem także odbiorników radiowych. Na wsi funkcjonował więc wciąż archaiczny, XIX-wieczny (i starszy) repertuar skrzypcowy, „nieskażony” tym późniejszym radiowym, miejskim. Takie właśnie „korzenne” utwory przejęli od dawnych skrzypków pierwsi harmoniści. Choć sam instrument był novum, które spowodowało niemałe zamieszanie (z wiadomych nam wszystkim względów wraz z pojawieniem się harmonii pogorszyła się dola skrzypków i basistów), wykonywany na nim repertuar przez długi czas pozostał zakorzeniony w najdawniejszej wiejskiej tradycji, pozbawionej miejskich wpływów. Prof. Piotr Dahlig napisał, że przez grę skrzypcową „jest zachowywana matryca muzyczna polski”. Grę na tradycyjnej harmonii można by więc nazwać „pierwszą kopią” tejże matrycy. Akordeony powszechnie pojawiły się na wsi później, gdy popularny stawał się już międzywojenny repertuar „radiowy” i utwory quasi-ludowe, komponowane przez wykształconych muzyków (np. do dziś popularne w wielu regionach Polski tzw. oberki „techniczne”). Akordeoniści weszli już więc w realia muzyczne inne niże te, które zastali 30 lat wcześniej pierwsi harmoniści. Należy więc stwierdzić, że harmonia związana jest i kojarzona ze starszą warstwą muzycznego repertuaru, niż akordeon i być może ta właśnie „nowsza” konotacja wpływa na niedopuszczanie akordeonu do kazimierskich zmagań. Oczywiście, w wielu regionach akordeon zadomowił się na tyle dawno, że można by uznać „uprawomocnienie” jego tradycyjności, jednak jakie przyjąć wówczas kryterium czasu? Ile lat instrument musi funkcjonować na danej ziemi, żeby być uznanym za tradycyjny? Nie podejmuję się odpowiedzi na to pytanie.
Posłużę się też przykładem, który wskazuje na to, że kazimierski festiwal i jego obecny regulamin, służą podtrzymaniu tradycyjnego instrumentarium w tradycyjnym muzykowaniu regionalnym. Kilka lat temu jeden z mazowieckich, szanowanych muzykantów-harmonistów – Stanisław Ptasiński (ur. 1936), powiedział mi w rozmowie: „Proszę pana, ja najchętniej grałbym na akordeonie, ale w Kazimierzu i w Mińsku (chodzi o nieorganizowany już od kilku lat Mazowiecki Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Mińsku Mazowieckim) nie pozwalają grać na akordeonie, więc gram na harmonii”. Gdyby kazimierski (i miński) festiwal nie był obwarowany „akordeonowym zakazem”, muzyk ten zapewne porzuciłby harmonię na rzecz akordeonu. Miałoby to daleko idące – dodam, złe – konsekwencje: z regionu „zniknąłby” jeden z ostatnich czynnych harmonistów (wszak byłby już akordeonistą, nie harmonistą), pod znakiem zapytania stałaby również jego działalność pedagogiczna. Uczyłby prawdopodobnie gry na akordeonie. Warto zaznaczyć, że na tegorocznym festiwalu dwaj uczniowie owego Mistrza zdobyli główną nagrodę w kategorii „Mistrz i uczeń”, przy czym młody adept harmonii pedałowej gra naprawdę rewelacyjnie i jest w linii prostej „przedłużeniem” stylu swego mentora oraz żywotności harmonii trzyrzędowej w regionie. Sam, z racji bardzo młodego wieku, nie wie na pewno, że możliwość nauki na harmonii pedałowej u jej wirtuoza zawdzięcza pośrednio tak a nie inaczej skonstruowanemu regulaminowi dwóch polskich festiwali muzyki ludowej. To dla mnie bardzo czytelny przykład „ochronnej” i „podtrzymującej” roli tak sformułowanego regulaminu.
Pofolgowanie akordeonom prędzej czy później „wyrugowałby”, moim zdaniem, jeszcze jeden istotny element – mianowicie specyficzną technikę gry na harmonii trzyrzędowej. Zdecydowana większość harmonistów gra czterema palcami prawej dłoni (wedle numeracji fortepianowej – drugim, trzecim, czwartym i piątym), opierając kciuk na boku instrumentu i nie używając go do naciskania klawiszy. Technikę taką można przyrównać do swoistego, zupełnie „nieklasycznego” trzymania smyczka przez wiejskich skrzypków i basistów. W odróżnieniu do harmonistów, akordeoniści grają wszystkimi pięcioma palcami. Osobiście znam muzyków, którzy zdobywszy klasyczne wykształcenie „akordeonowe”, zajęli się później także grą na harmonii trzyrzędowej i… grają na niej pięcioma palcami. Oczywiście granie bez użycia kciuka nie jest warunkiem koniecznym muzykowania na harmonii, niemniej dawni muzykanci tak właśnie grali (i wciąż grają) i jest to świadectwo starej, typowej tylko dla tego instrumentu techniki gry. Szkoda byłoby, gdyby zanikła. Jestem pewien, że każdy tradycyjny skrzypek, również młodego pokolenia, skrzywiłby się z niesmakiem, widząc osobę grającą „korzennego” oberka smyczkiem trzymanym klasycznie. Dawny repertuar jest bezcenny, ale równie cenna jest wiejska technika gry, której, w moim odczuciu, akordeony poniekąd zagrażają.
Co się zaś tyczy Kielecczyzny, szkoda, że jak pisze Piotr Baczewski, tak niewiele możliwości nauki u starych mistrzów (już nielicznych) mają młodzi adepci. Są jednak do dyspozycji źródła pisane i nagrania, które bogato tradycję muzyczną Kielecczyzny dokumentują, a z których warto korzystać. Skoro dziś, na podstawie strzępków wiedzy, znamy prawdopodobne brzmienie muzyki np. antycznej Grecji, wydaje się że przy bogatych zasobach bibliotecznych, archiwalnych i internetowych, przed osobami chcącymi odtwarzać muzykę tradycyjną danego regionu (nie tylko Kielecczyzny) otwiera się wiele dużo przystępniejszych możliwości, niż przed badaczami muzyki Antyku, którym i tak, przy mizernych źródłach, udało się osiągnąć sukces. Oczywiście nie wszystkie dokumenty (np. nutowe i dźwiękowe) są jednakowo łatwo dostępne w sieci, jednak żadna z posiadających je placówek naukowych i kulturalnych nie zamyka swych podwoi przed zainteresowanymi badaczami i muzykami. Również wspomniane przez Piotra Baczewskiego Zbiory Fonograficzne IS, gdzie znajduje się bardzo bogaty zbiór nagrań z Kielecczyzny – zebranych przede wszystkim podczas Ogólnopolskiej Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego (1950-1954), nie są twierdzą nie do zdobycia. Choć sprawa udostępniania zasobów przez IS PAN w Internecie jest dla wielu osób kontrowersyjna i rodzi, co zrozumiałe, wiele dyskusji, nagrań słuchać można bez żadnych ograniczeń czasowych na miejscu, a placówka gości co najmniej kilkudziesięciu słuchaczy rocznie.
Słusznie zauważa Piotr Baczewski, że w ciągu kilku raptem minionych lat ceny harmonii u tzw. handlarzy bardzo poszybowały w górę, stając się dla wielu „zaporowymi” (nota bene – moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest kupowanie tego typu instrumentów bezpośrednio na wsi). Używany akordeon, nawet nieźle brzmiący, można za ułamek ceny harmonii kupić w wielu komisach lub poprzez popularne serwisy internetowe. Tu należałoby zastanowić się nad następującą kwestią – czy w obliczu nieosiągalnych dla wielu cen instrumentów „docelowych”, dopuszczać do odtwarzania muzyki tradycyjnej instrumenty „zastępcze” (przez co już muzyka ta staje się mniej tradycyjna). Zbliża się Konkurs Chopinowski. Konkursowe Jury nie przyjęłoby wyjaśnień konkursowicza, który podczas zmagań w Filharmonii Narodowej mazurki i etiudy Chopina odegrałby na keyboardzie utrzymując, że na takim instrumencie ćwiczył, ponieważ fortepian był dla niego za drogi. Moim zdaniem przyzwolenie na akordeony ze względów ekonomicznych, byłoby drogą na skróty, skróty dodam – w perspektywie czasu dla tradycji muzycznej raczej szkodliwe (dlaczego – o tym powyżej).
Garść powyższych refleksji przedstawiłem z puntu widzenia czynnego harmonisty i akordeonisty.
Piotr Dorosz
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.