Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Spotkanie

Ostatnia aktualizacja: 26.01.2022 16:00
Czy mogę się przysiąść? – zapytał mężczyzna. Szykowny, o ciekawej urodzie i ciepłym głosie. Lat miał około sześćdziesiąt, może trochę więcej. Siedziałam w kawiarni w centrum Lwowa i towarzystwo nawet najbardziej ujmującego mężczyzny było mi akurat nie na rękę. Podniosłam wzrok.
W oczekiwaniu na święto. fot. Oleksiy Nahornyuk
W oczekiwaniu na święto. fot. Oleksiy NahornyukFoto: Oleksiy Nahornyuk

- Nie przedstawiłem się, przepraszam. Nazywam się Bohdan Ihor Antonycz, jestem poetą.

Spędziliśmy razem kilka miłych godzin. Rozmawialiśmy o życiu, miłości, krajobrazach dzieciństwa. Chyba najmniej o wierszach.

Z tego snu obudziłam się w popłochu. Budzik nie zadzwonił, ale na szczęście zdążyłam na pociąg. Z kilkoma przesiadkami pod wieczór dotarłam Kunkowej, na południe od Gorlic. Niewielka wieś, była wysiedlona w czasie Akcji „Wisła”. Nieludzko i okrutnie. Dziwnym trafem pozwolono mieszkańcom wrócić, ale kiedy po trzech tygodniach przyszli na miejsca swoich spalonych domów, perfidnie kazano im ruszać z powrotem. Starsi opowiadali, że zawracano ich tak dwa razy. W końcu jednak zaczęli zasiedlać rodzinną wieś od nowa.


Krajobraz pamięci, od nowa. Fot. Jarosław Mazur Krajobraz pamięci, od nowa. Fot. Jarosław Mazur


Chodziliśmy po kolędzie. Dwójka przyjaciół, którzy byli już serdecznie zaprzyjaźnieni z mieszkańcami, wiedziała, komu zakolędować w pierwszej kolejności, kto jakie kolędy lubi najbardziej. Ostrzegli nas przed słynną „kropką”.
Byli łącznikiem nie tylko między nami i mieszkańcami Kunkowej, ale także pokoleniami i światami. W powietrzu zawisło coś świętego. Międzyludzkie ciepło mieszało się ze strachami z przeszłości, które co rusz pojawiały się w zastolnych opowieściach gospodarzy.

Spotkanie to miało miejsce 20 lat temu, więc od wojny i wysiedleń dzieliło nas wtedy dopiero pięćdziesiąt kilka lat.
Wojna, Strata, śmierć, samotność, wojna. Miłość, pieśni, wesele, stół, spotkanie. Nie dzielą się na dwie osobne grupy, śmierć sąsiaduje ze spotkaniem żywych, a wojna z miłością, pieśniami, obrzędami. W tym wszystkim - wysiedlani, poniżani, zastraszani ludzie, którzy mimo wszystko zachowują w pamięci sceny z chrzcin i wesela, rytm tańców, słowa pieśni. Przekazują je potem dzieciom i wnukom. W rozmowach z kobietami i mężczyznami urodzonymi na przełomie lat 20. i 30. XX wieku te wojenne historie wracają, siedzą z tyłu głowy, bywają tłem dla opowieści o tradycji.


Druhna weselna, 1936. A. Karczmarzewski, Świat Łemków. Etnograficzna podróż po Łemkowszczyźnie, Rzeszów 2014. Druhna weselna, 1936. A. Karczmarzewski, Świat Łemków. Etnograficzna podróż po Łemkowszczyźnie, Rzeszów 2014.

Wróciłam do domu z zapaleniem krtani. O śnie zapomniałam. Kilka tygodni później trafiłam przypadkiem na wiersz Antonycza. Nie czytałam wcześniej jego poezji, o nim samym wiedziałam niewiele.

Urodził się – o dziwo! - w Nowicy, leżącej tylko kilkanaście kilometrów od Kunkowej. Żył dwadzieścia osiem lat, zatem w moim śnie pojawił się po kilkudziesięcioletnim pobycie w zaświatach, oczywiście jeśli ktoś wierzy w takie przenikanie, przelewanie się czasu i przestrzeni. Podoba mi się - metaforycznie i brzmieniowo - że wyrażenie „tamten świat” tłumaczy się na język ukraiński jako „toj swit”. Kusi, by przełożyć to z powrotem na polski jako „ten”, a nie tamten.

Antonycz był tytanem pracy i twórczości, nie tylko poetyckiej. Skończył studia filozoficzne, propagował naukę języka ukraińskiego, tłumaczył literaturę. Grał na skrzypcach, w melodii i tekstach jego wierszy pobrzmiewają nuty wiatru, odgłosy łąk, lasu, łemkowskich siedlisk.


Wschód księżyca. Fot. Jakub Machałek Wschód księżyca. Fot. Jakub Machałek

Niedawno znalazłam się w pobliżu cerkwi grekokatolickiej w lubelskim skansenie. Pomyślałam o cichym, świątecznym czasie, o jego niewidzialnych przestrzeniach.
O niespotykanych zjawiskach, snach i spotkaniach.

Narodził się Bóg na saniach
w Dukli, łemkowskiej mieścinie.
Niosą Łemkowie w krysaniach
okrągły księżyc Dziecinie.

A u strzech śniegiem zawija,
aż strach, noc narodzin Bożych.
Wznosi na dłoni Maryja
księżyc – nocy złoty orzech.

Bohdan Ihor Antonycz, 1909–1937.
Tłumaczenie wiersza: Adam Pomorski, ze zbioru: Elegia o śpiewających drzwiach i inne wiersze, Wojnowice 2017.

Ewa Grochowska

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Bliscy

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2021 09:00
Zapomniałam, że znam kilka takich opowieści. Odżyły mi w głowie podczas przeglądania zdjęć po zmarłej cioci. Niektóre uwiecznione na nich sceny należą do mojej ulubionej kategorii zdjęć rodzinnych. Zatem najpierw o tym.
rozwiń zwiń