Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Wojna

Ostatnia aktualizacja: 24.02.2022 13:00
„Nie wiem, jak Pani opowiedzieć, jak to jest, jak było. Mówię 'jest' bo po tylu dziesiątkach lat wciąż tam jestem. Czasem było tak strasznie, że aż nie było czasu się bać. Po prostu się działo”.
Kijów, 1998.
Kijów, 1998. Foto: Ewa Grochowska

Kijów, 1998. Fot. Ewa Grochowska Kijów, 1998. Fot. Ewa Grochowska



Obudziłam się i jest wojna. Mózg od razu włącza znieczulające „to nie u nas”. Ale dla mnie Ukraina od dawna jest drugim domem. Podróże tam, przyjaźnie, miłości, odkrycia muzyczne i literackie od ponad ćwierćwiecza wpływają na mnie, kształtują gust i upodobania, są ważną częścią życia. Studiowanie trudnej historii Ukrainy oraz obustronnie bolesnej historii polsko-ukraińskiej i przekładanie ich na język osobisty nauczyły mnie, że w pewnym momencie rozmywają się granice „naszego” i „ich”. „My” i „oni” zaczynamy opatrywać wspólne rany.

W drugiej połowie lat 90. XX wieku pojechałam na stypendium do Kijowa. Byłam zafascynowana ukraińską muzyką, a dzięki Orkiestrze Świętego Mikołaja z Lublina miałam już za sobą wspaniałe wyprawy na Huculszczyznę.
Od pierwszego dnia w Kijowie kolejne osoby otaczały mnie opieką i zainteresowaniem. Pokazywały fragmenty swojego osobistego, rodzinnego, kijowskiego i ukraińskiego świata. Chodziłam na próby wielkich chórów i małych grup, odkrywających autentyczne, dawne wiejskie pieśni. Poznałam budowniczych ludowych instrumentów, osoby z różnych pokoleń. Przyjaźnie wówczas zawarte trwają do dziś. Kijów w 1998 roku to był inny świat niż współcześnie. Wtedy i teraz – mój.


Julita Charytoniuk, Jagna Knittel (zespół „Z Lasu”) oraz śpiewaczki z Polesia: Nadia Petrowec, Dania Czekun i jej siostra Luba. Wieś Stari Koni na Ukrainie, 2021. Fot. Oleksiy Nahornyuk. Julita Charytoniuk, Jagna Knittel (zespół „Z Lasu”) oraz śpiewaczki z Polesia: Nadia Petrowec, Dania Czekun i jej siostra Luba. Wieś Stari Koni na Ukrainie, 2021. Fot. Oleksiy Nahornyuk.

Wujek Alik opowiedział mi historię swojego ojca, który jako żołnierz Armii Czerwonej był przy wyzwoleniu Majdanka. Ojciec przez lata mówił o swoich przeżyciach, ale nie rodzinie, tylko w tworzonych do śmierci rysunkach.
Wojna jest straszna.

„Moja babcia była na bieżeństwie, wtedy jak się miała zacząć pierwsza wojna. Była tam z małymi dziećmi. Mało opowiadała, chyba, że się zebrały z koleżankami, które też tam były. Ale nie pozwalały nam posłuchać tych opowieści” (Polesie lubelskie, 1915).

„Klęczeliśmy przez kilka godzin na środku placu, z rękami do góry. Nie pamiętam ile nas tam było, chyba cała wieś. Pamiętam, że mama już nie dawała rady, bardzo się o nią bałem. Ludzie mdleli, wtedy żołnierz podchodził i strzelał takiej osobie w głowę. Nie pamiętam, kiedy pozwolili nam iść do domu, nic nie pamiętam” (wieś na Kielecczyźnie, 1942).

„Ojciec zginął na froncie, babcia została z trójką małych dzieci. Kiedy ich wysiedlali, nie zabrała nic, nie miała nawet jak tego zrobić. Tam (tutaj) pracowała w sklepie, tutaj (tam) dostała mały kawałek ziemi, musiała nauczyć się ja uprawiać, gołymi rękami. Nie, nigdy nie opowiadała, co się działo jak weszli ci żołnierze. Gdzieś mam zeszyt z jej wspomnieniami, muszę poszukać, poczytać” (nieistniejąca już wieś pod Goleniowem, 1945).

„Pamiętam jak przez mgłę: tata leży na drewnianym wózku, którym przywoziło się trawę z pola. Ma zamknięte oczy, ręka zwisa mu bezwładnie. Na piersi ma czerwoną plamę. Mama mówiła, że zabili go partyzanci, bo nie chciał im oddać krowy” (Lubelszczyzna, 1943).

„Raz na kilka dni otwierali wagon, zabierali trupy, wrzucali trochę chleba. Wie pani – tego się nigdy nie zapomina” (1942).

„Kiedy zobaczyłam w drzwiach tatę, wychudzonego, w brudnym, podartym ubraniu, bosego, z zapadniętymi policzkami, to przysięgłam sobie, że nigdy nie powiem już ani słowa w tym języku. A przecież to był mój ojczysty język” (1946).

„Przedwojenni przyjaciele rodziców ukryli nas w piwnicy. To był fenomen, wie pani – jak zaczęło się getto, to nagle już nie było sąsiadów, znajomych, przyjaciół z poprzedniego życia. Byle doczekać do końca, byle doczekać, byle tylko doczekać. Pamiętam, że jak wyszliśmy, to musieliśmy prawie od nowa nauczyć się chodzić” (Otwock, 1944).

„Pyta Pani, czy pamiętam, jakie mieli na sobie mundury? Jakie to ma znaczenie? Dla nas dziewczyn to i tak wychodziło na jedno” (1945).

„Piosenki? Nie pamiętam żadnych melodii ani piosenek. Coś tam może i było, mama pięknie śpiewała, tato grał na skrzypcach. Ludzie schodzili się u nas w domu na tańce. Może to przez te wszystkie przeżycia. Tak, bo ja miałam bardzo dobrą pamięć i lubiłam z mamą pośpiewać. Miałam 7 lat jak się to zaczęło” (1939).


Kijów, 1998. Fot. Ewa Grochowska Kijów, 1998. Fot. Ewa Grochowska

Felieton o chlebie, który przygotowałam na dzisiaj, poczeka na inny czas. Uświadomiłam sobie, pisząc te słowa, jak bardzo blisko jest od wojny do chleba. Do jego braku, o czym opowiadają wszystkie poprzednie pokolenia.

Cytaty o wojnie pochodzą z tekstu mojego autorstwa, opublikowanego 6 września2021 na portalu muzykatradycyjna.pl

Ewa Grochowska

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Bliscy

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2021 09:00
Zapomniałam, że znam kilka takich opowieści. Odżyły mi w głowie podczas przeglądania zdjęć po zmarłej cioci. Niektóre uwiecznione na nich sceny należą do mojej ulubionej kategorii zdjęć rodzinnych. Zatem najpierw o tym.
rozwiń zwiń