"Wyszłam za muzykanta. Ale co ja tam". Musiała się pogodzić.
"Na weselu na skrzypcach grał taki inny, co się ze mną żenić chciał, ja nie chciałam za łaskę iść na te dziczyznę tam na górze. Jak on wygrywał, jak on wyśpiewywał! Harmonia, skrzypce... Pięknie grał, całe wesele prowadził, dwa dni wesele było, poprawiny, cuda, okropne wesele. Jeszcze u nas takie chłopaki, że się ze mną chcieli żenić, jeszcze drogę zagrodzili, u nas ojciec powiązał koni, jeszcze wzięli konie pospuszczali, ale ten pułkownik, jego brat miał pistolet, nie zważał, po podwórzu chodził, strzelał! Potem koło szkoły zrobili zasadzkę, jeszcze stoi ta szkoła, bo to była szkoła nowa i tam zrobili zasadzkę. Ale się nie litował, pamiętam jak strzelał strasznie, ale do góry, a oni uciekali, ale bramę jakę ja śliczne miałam z mężem, też narzeczony taki, że się chciał ze mną żenić zrobił, jakie piękne bramę zrobił! Jaki wieniec ze szczeciny i z tureckiej sosny. Jak oni grali ładnie, te muzykanty..."
"A mój gdzie się podobało, stale grał, nie było go, z domu uciekał. Jak wychodził, to szedł. Wesel było latem dużo i zimą, co druga sobota".
"Teściowie pomagali, bo jeszcze żyli. Tu praca była, krowy, a on… Godzinami mógł siedzieć przy tych skrzypcach. Taki nerwowy człowiek, a ile on mógł przy tych skrzypcach. Stroić, struny wymieniać i musiało tak grać jak on chciał. Podstawki robił. I tak „brzym, brzym, brzym”. Dziecko mi śpi, wieczór jest, ósma godzina, a on swoje te zaczyna, te skrzypce były zawsze tu na kuchni, żeby zawsze były suche".
"We trzech chodzili, jeszcze jeden, co na skrzypcach grał i bęben w dwa talerze".
"We wojnę to mało. Szkoda, że nie mamy już tych drzwi, by pan widział, ile było kul. Wieś się spaliła jak za banderowcami gonili. Tu wszyscy pomieszane byli. My dwie niedziele siedzieli w lesie, dobrze, że potok był. Jednego sąsiada to zabili. Wdowa została z dziećmi, Boże jak ona wypłakiwała! To ja pamiętam jak dzisiaj, weszła i w to wieko tak trzasła i to wieko się odemkło, spadło, za te bluze wzięła rozdarła, wszystko mówię panu było czarne, zbite, nie do poznania człowik był.
A partyzanty rabowali wioski, kury strzelali, bydło, świnie zwozili na leśniczówkę, rznęli wszystko, mieli cały tam pułk i jedli, pili samogony, a noce były na rabunki".
"Później mój poszedł do pracy do Rejonu Dróg, tam drogę robili wtedy. Ale i wtedy grał, jemu to nie przeszkadzało, że on pracuje. Miał taki motorek, to w zimie kawał drogi jeździł na tym motorku. A jak się coś zepsuło, to wciągał do domu, grzebał, to my uciekali wtedy".
"A jak przyszła zima czy te jesienne wieczory długie… Tak my się denerwowali, że nie wiem, cały dom się zeszło tych mężczyznów tutaj, opowiadało dawne czasy jak było, a tu mała kuchnia, ani tu robić".
"Jedno my zrobili z babką my źle. Mąż był fajny babiarz taki, może tu mało się we wsi spotykał, na tym motorku jeździł. I przyszło pismo, że go znowu do pracy chcą wziąć do POM-u za technika, że żuk będzie przyjeżdżał, zabierał chłopaków. I męża zabierał".
"A to się robiło na te dziczyznę, siało się wszystko zboże, przyszło młócić, trza było ludziom pomagać, ludzie nam pomagali, jeść, pić i nic tylko te słomę się przerzuciło i więcej nic nie było. Pisało się do Warszawy, a to wszystko do kosza, do kosza. Państwo jeszcze dziki do lasu wpuszczało, a u nas z dzika mięsa nie zjadł nikt i z niczego, bo zająców ile było, ale nikt nie zjadł, bo strażniki. O nieraz żem chodziła na grzyby, na takie kozaczki, rydze, ja chodziła, z borów ja się zawsze śpieszyła, bo gospodarstwo było, trzeba było harować, obrządzić, paść, a kto miał jakiego pastucha, żeby ogrodził, nikt nie miał, a oni jeden drugi już poustawiane byli z lornetami w lesie, czytali se gazetki, tylko żeby kto był wyszedł z jaką siatką… Harowało się..."
"Mąż pojechał piece kaflowe, tu podmurówka, tu stajnie pobudować, trzeba było opłacić, a przecież nikt renty nie miał, a pszczoły? Mąż poszedł do Rejonu Dróg do pracy, pięćdziesiąt pięć uli na mojej głowie zostawił, ile to roi trzeba było nałapać.
Czy przyszła wigilia, czy Boże Narodzenie, on wszystkie kolędy zagrał. Wszystko umiał zagrać, takich wielkanocnych tych, wszystko umiał, a takich skocznych, hucznych takich z wesela... wszystko umiał. I polki, kołomyjki, i te okrągłe takie, i twista".
"Dziadko strasznie chciał, żeby ten średni chłopak grał i ma skrzypce podłożone. Te skrzypce zawsze dla niego leżały i do dzisiaj leżą te skrzypce, ale niestety".
"Był zasłużonym strażakiem, był sołtysem, był radnym, orderów tych wszystkich by nie zliczył, ile on miał odznaków. Tych złotych, tych krzyży..., przyszedł wnuk po śmierci i gdzieś to pozabierał. Wnuki powyciągali gdzieś, się bawili tymi odznaczeniami".
"Do dzisiaj mamy zeszyty, gdzie on spisywał wszystkie wyjazdy straży pożarnej. Dziennik prowadził, wszystko, o której godzinie, wszyściutko. Myśmy to zostawili na pamiątkę, bo tak dokładnie jest wszystko..., pod tym względem był taki dokładny, że takiego człowika to nie wiem czy dzisiaj można spotkać. Robota w domu mogła się palić, walić, on zostawiał wszystko i szedł".
Ułożył Remek Mazur-Hanaj na podstawie rozmów z wdowami i córkami muzykanów.
***
Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.