Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Gwiazdka i inni

Ostatnia aktualizacja: 29.09.2022 10:00
Działo się to tuż po II wojnie światowej na Kielecczyźnie. Biednie było tu od zawsze, dziedzictwo zaboru rosyjskiego zostało z ludźmi na lata, ale po wojnie zapanowały bieda i głód trudne do opisania.
Ze zbiorów E. Króla. Archiwum terenowe autorki
Ze zbiorów E. Króla. Archiwum terenowe autorkiFoto: EG

Na dokumentalnych zdjęciach zrobionych wtedy przez przedstawicieli amerykańskiej organizacji pomocowej UNRA widać nędzę, która ściska serce. W Bardzie, położonej na skraju Gór Świętokrzyskich wsi na Kielecczyźnie ze wszystkich zwierząt przetrwała tylko krowa Gwiazdka. Wychudzona, ale wciąż dająca mleko. Choć kulawa – z jej pomocą zaorano wszystkie pola, wykarmiła i uratowała przed głodem całą wieś. Dbano o nią, została w pamięci i opowieściach ludzi do dzisiaj.

Kiedy w innej wsi mały Władzio nadepnął na nierozbrojoną po wojnie minę, małe były szanse na uratowanie mu życia. We wsi nie było felczera ani tak zwanej „babki”, znającej się na porodach, złamaniach i innych dolegliwościach. Zresztą nie wiadomo, czy oboje poradziliby sobie z takim wyzwaniem. Nikt nie miał też konia, a najbliższy szpital był oddalony o prawie czterdzieści kilometrów. Radzice zaprzęgli więc do wozu krowę. Niełatwa to była droga, ani dla niej, ani dla ojca, który szedł koło wozu, żeby jej nie dodawać ciężaru, dla Władzia też nie. Nogę w szpitalu amputowali, ale przeżył.


Fot. Anna Duniewicz-Blachura Fot. Anna Duniewicz-Blachura

Powódź 1997. Zanim przyjdzie woda, ludzie wywożą zwierzęta gospodarskie do oddalonych na bezpieczny dystans wsi. Krowa jednej z rodzin przebywa tam przez prawie dwa tygodnie. „Kiedy właściciel w końcu po nią przyjechał i przywitał się ze mną na podwórku – opowiadał potem mojej mamie gospodarz – z obory rozległ się ryk. Weszliśmy do środka, płakali oboje: i on, i krowa”.

Krowy płaczą także, kiedy zabiera się im cielęta.


Ze zbiorów E. Króla. Archiwum terenowe autorki Ze zbiorów E. Króla. Archiwum terenowe autorki

Mój dziadek miał konia, którego kochał chyba na równi z nami - wnuczkami. Codziennie rano starannie go czyścił, stroił w czerwone pompony uzdę, kiedy jechaliśmy gdzieś w świąteczny dzień. Pewnego dnia tato kupił ciągnik. Dziadek w nieskończoność odwlekał sprzedaż konia, który w końcu przeszedł na zasłużoną emeryturę, aż – hołubiony przez dziadka - zmarł ze starości.


Fot. Anna Duniewicz-Blachura Fot. Anna Duniewicz-Blachura

„Franiu, tylko oszczędzaj konia” – mówiła do męża śpiewaczka Krystyna Ciesielka, kiedy jesienią wyjeżdżał orać na cały dzień. Opowiadała, jak ciężko pracowali na wsi ludzie w czasach, kiedy nie stosowano tak powszechnie jak dziś maszyn i innych udogodnień. Zwierzęta pracowały na równi z ludźmi, trzeba je było szanować, nawet bardziej niż siebie, co wspomina – żaląc się – wiele wychowanych na powojennej wsi osób, w dzieciństwie pasących krowy przed pójściem do szkoły i pomagających w gospodarstwie. Dopiero kiedy nadchodziła zima, zwierzęta i dzieci mogły trochę odpocząć.


Fot. Jarosław Mazur Fot. Jarosław Mazur

Dużo jest opowieści – prawdziwych i literackich – o przemocy wobec zwierząt, dawniej i dziś, na wsi i w mieście. Mówi się, że kto ją stosuje, nie cofnie się też przed sprawianiem cierpienia ludziom. Nic nie usprawiedliwia ani jednego, ani drugiego.

Ewa Grochowska

Dziękuję Dorocie Murzynowskiej za historie z Kielecczyzny.


***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Bliscy

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2021 09:00
Zapomniałam, że znam kilka takich opowieści. Odżyły mi w głowie podczas przeglądania zdjęć po zmarłej cioci. Niektóre uwiecznione na nich sceny należą do mojej ulubionej kategorii zdjęć rodzinnych. Zatem najpierw o tym.
rozwiń zwiń