- Z początku byłam trochę przerażona, jak wszyscy chyba, gdy nie było wiadomo, o co chodzi - opowiadała Maria Siwiec z Gałek Rusinowskich. - Zwykle mam dużo przyjaciół wokół siebie i trochę mi brakuje spotkań, w tej chwili rozmawiamy tylko telefonicznie.
Obecnie pani Maria ma przy sobie dzieci, które wróciły na czas pandemii z miast do rodzinnego domu. - Wcześniej nie miały za bardzo czasu przyjechać, bo pracowały. Dopóki one do mnie nie przyjechały, czułam się bardzo źle z tym, bo byłam przerażona, żeby się nie zaraziły tą chorobą w miastach. One też były trochę przerażone, żeby mnie nie zarazić. Odczekały w kwarantannie i dobrze nam się teraz żyje ze sobą.
Każdy, kto zna Marię Siwiec wie, że kocha śpiewać. - Zdzwaniałyśmy się także u nas na miejscu ze śpiewami, dużo się młodych ludzi podłączyło, pomogło nam to; pośpiewaliśmy pieśni postne, wielkanocne i teraz w niedzielę maryjne. Mam w ogródku figurkę Pana Jezusa Miłosiernego i przed nią śpiewamy. Dobrze, że możemy chociaż tak sobie, przez telefon, bo w takich czasach jak ja się urodziłam byłoby to niemożliwe. Śpiew mi dodaje zdrowia i cieszę się, że chociaż tak mogę to robić. Często sama sobie podśpiewuję; i kołysanki i piosenki dla dzieci, gdy je usypiam. Dla mnie te pieśni są ważne. Na początku pandemii, kiedy nas odcięto i nie wiadomo było, o co chodzi, to pochorowałam się trochę, ale zaczęłam pić piołun i jakoś to przeszło.
WSZYSTKIE WYWIADY DOSTĘPNE SĄ W BOKSIE #FOLKWODOMU
***
Rozmawiała: Patrycja Zisch
Data emisji: 24.05.2020
Godzina misji: 5.20
Wyemitowano w audycji "Kiermasz pod kogutkiem".