Jeszcze przed II wojną światową miejscowość liczyła 6,5 tysiąca mieszkańców i znajdowała się tutaj jedna z największych fabryk na Dolnym Śląsku produkująca sklejki. Po wojnie zaczęto na te tereny przesiedlać ludzi, także z Polski Centralnej i Wielkopolski. Jak wspomina pan Mirosław Koza, urodzony w 1952 roku: „Moi rodzice pobrali się w 1950 roku. Rodzice już mieszkali kilka lat w Ruszowie. Ale jak ja się miałem urodzić, to presja rodzin z obu stron była tak duża, że mówili: «Nie możesz urodzić go na Zachodzie, bo wrócą Niemcy i będzie Niemcem!». To matka pojechała na dwa tygodnie przed rozwiązaniem urodzić mnie do rodziny w poznańskie. To samo było z bratem – też tam się urodził. Bo nie mogliśmy się urodzić przecież na Dzikim Zachodzie. Ale w Ruszowie, z datą narodzin, zostałem zameldowany”.
Spotkały się tu różne kultury: wielkopolska, kresowa, Polski Centralnej… Rozmówcy pytani przez Joszka Brodę o te ziemie odzyskane, odpowiadali: to nie ziemie odzyskane, to ziemie przyłączone.
„Kiedy słuchałem moich rozmówców w Ruszowie, miałem wrażenie, że odbywa się tam nieustająca walka. Walka o tożsamość, o kulturę. Walka różnych kultur. Do dziś walczy tam kultura autochtonów, Polaków z Wilna, z Kresów, Wielkopolan. To wszystko dzieje się teraz. Wszystkie te kultury chcą przetrwać, zaznaczyć się na tym terenie. Ale chcą też mieć świadomość, że są u siebie…” mówił Joszko Broda.
- Kim ja się czuję… tak się zastanawiałem… z pochodzenia czuję się trochę wołyniakiem. Ale nie Ukraińcem, nie Polakiem. Przede wszystkim sobą. Bierze mnie też silnie na Glinkę moją, tę wioskę, z której przyjechali tu rodzice moi. Tam się urodziłem – mówił jeden z mężczyzn.
- Ci, co przyjechali ze wschodu, z Ukrainy, trzymali się razem. Z Kielecczyzny: razem, z rzeszowskiego. Z Wileńszczyzny nie przyjechało wielu ludzi. Większość z nich trafiła do Gdańska. Tak jak inteligencję lwowską przewieziono do Wrocławia, tak wileńską do Gdańska… – mówił kolejny rozmówca Joszka Brody.
Historie niewypłakane opowiadali mieszkańcy Ruszowa: Dorota Subocz, Józef Pitura, Edward Remiszewski i Mirosław Koza.
***