Wniosek o zadośćuczynienie za tzw. tragedię górnośląską został prawomocnie oddalony. Mianem tragedii górnośląskiej historycy określają prześladowania Ślązaków w latach 1945-1948. Do niewolniczej pracy w ZSRR deportowano od 20 do 90 tysięcy osób.
Sąd Apelacyjny w Katowicach podtrzymał decyzję sądu I instancji i odmówił przyznania zadośćuczynienia za represje komunistyczne, o które starał się Rudolf Woźniczek z Rudy Śląskiej .
Mężczyzna domagał się 50 tysięcy złotych odszkodowania za aresztowanie ojca w lipcu 1945 roku z powodu podpisania przez niego volkslisty. Sędzia Małgorzata Niementowska uznała, że prawo nie przewiduje zadośćuczynienia za wszystkie represje państwa polskiego. Rudolf Woźniczek z wyrokiem się nie zgadza. Nie wyklucza złożenia wniosku o kasację lub do Strasburga.
Rudolf Woźniczek miał trzy lata, kiedy do drzwi mieszkania jego rodziców załomotała milicja. - Ojcu powiedzieli, że jest aresztowany, a matce kazali w 10 minut opuścić mieszkanie – wspomina. Woźniczkowie stali się ofiarami represji komunistycznych, bo jako Ślązacy zostali uznani za wrogów ustroju. - Ojciec na półtora roku trafił do niewolniczej pracy w obozie w Jaworznie, a przy zatrzymaniu milicjanci nie podali żadnego powodu. Mówili tylko, że jest "German" - dodaje
Pozbawieni ojca Woźniczkowie zamieszkali w wybudowanej przez ojca ogrodowej altanie, korzystali z zapasów żywności, a gdy te się skończyły, szukali jedzenia na śmietnikach. Rodzina dopiero później dowiedziała się, że ojciec trafił do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, był też w areszcie w Krakowie, gdzie zetknął się z żołnierzami AK i innymi "wrogami władzy ludowej". Więźniowie byli bici i upokarzani przez wartowników, głodowali. Gdy wrócił po 555 dniach, mimo że miał dopiero 46 lat, wyglądał jak starzec - opowiadał Woźniczek.
Ojciec Rudolfa pod koniec I wojny światowej został wcielony do niemieckiej armii, od 1918 r. pracował na kolei. Podpisał niemiecką listę narodowościową (volkslistę) trzeciej kategorii. Podpisywali ją autochtoni, uważani przez Niemców za częściowo spolonizowanych. Odmowa podpisania volkslisty oznaczała często wywózkę do obozu koncentracyjnego. Nie był zaangażowany w działalność polityczną. Na kolei pracował do 1960 roku.
Piekło
Deportowani Górnoślązacy trafili do łagrów rozlokowanych na obszarze całego ZSRR. Największa grupa została zesłana do obozów pracy na Ukrainie, Syberii oraz w Kazachstanie. Innych wywieziono do Rosji, Turkmenii, Gruzji i na Białoruś. Najdalej położone były łagry na Kamczatce. We wszystkich obozach panowały skrajnie trudne warunki bytowe. Nieludzkim warunkom życia towarzyszyła wyniszczająca praca. Rodzaj wykonywanej pracy i wydajność decydowały o wielkości wydawanych racji żywnościowych. Do chorób i osłabienia przyczyniały się skrajne warunki klimatyczne, w jakich przyszło im żyć i pracować.
Historycy wskazują, że po wkroczeniu Armii Czerwonej można było zostać ofiarą tylko dlatego, że ktoś z rodziny został uznany za Niemca albo działał w ruchu oporu. Aż do 1989 roku publicznie nie mówiono i nie pisano o tych wydarzeniach, a w zbiorowej pamięci kreowano obraz tłumów ludzi, które wyszły na ulicę z biało-czerwonymi sztandarami.
Pierwsze powroty deportowanych miały miejsce latem 1945 roku. Pojedyncze osoby wracały jeszcze do połowy lat 50. Nie zawsze zwolnienie z obozu w ZSRR oznaczało powrót do rodzinnego domu. Część zwolnionych umierała z wycieńczenia i chorób w drodze powrotnej, część kierowano do obozów repatriacyjnych w sowieckiej strefie okupacyjnej w Niemczech (późniejsze NRD) lub do obozów pracy w Polsce.