Wielu mylnie uważa, że teatr absurdu to przede wszystkim chaos i anarchia, alogiczność intelektualna. Jest to błędny pogląd – w teatrze absurdu akcenty konstytuujące go rozłożone są w zupełnie innych miejscach, bo absurd to nie jest bezmyślność. Jak żywo udowadnia to Samuel Beckett w sztuce "Czekając na Godota".
Powszechne stało się, że kiedy nie wiemy na co czekamy, to czekamy na Godota... lub kiedy czekamy na coś nieustannie, na coś, co nigdy się nie staje, to czekamy na Godota. Tak to już z nim jest – ma przyjść, a nie przychodzi – my nawet nie wiemy kiedy ma przyjść, nie wiemy jak, nie wiemy skąd – ale jego przyjście będzie naszym zbawieniem w tym czekaniu. Dokładnie jakby całe życie było wędrówką w jednym celu – spotkać Godota.
Samuel Beckett z pochodzenia był Irlandczykiem – urodził się na przedmieściach Dublina (Irlandia) w 1906 roku. Studiował filologię romańską, którą później przez jakiś czas wykładał. Po śmierci ojca w 1933 przeniósł się do Paryża, gdzie osiadł na stałe. W czasie II wojny światowej brał czynny udział we francuskim ruchu oporu (za co został odznaczony Krzyżem Wojennym oraz Medalem Francuskiego Oporu). W 1969 roku otrzymał Literacką Nagrodą Nobla. Zmarł w 1989 w Paryżu.
Beckett dał się poznać przede wszystkim jako twórca wspaniałych dramatów, odzwierciedlających egzystencjalne rozterki epoki. Pisał także powieści, eseje, słuchowiska radiowe czy spektakle telewizyjne. Jako twórca znał bardzo dobrze zarówno język angielski jak i francuski. Wiele utworów tłumaczył samodzielnie na drugi język, w zależności od tego, w którym napisał oryginał. Przekłady różniły się zazwyczaj między sobą niektórymi zdarzeniami i dialogami.
Tak też było w przypadku "Czekając na Godota" - sztuka napisana w języku francuskim na przełomie 1948 i 1949 roku, wydana drukiem w 1952. Angielski przekład Becketta z 1955 różnił się od pierwowzoru. W obu jednak dwaj bohaterowie, bezdomni włóczędzy – Estragon i Vladimir – oczekują nadejścia Godota, który ma wybawić ich z zaklętego kręgu wędrówki i marności życia. Nawet nie wiedzą, czy Godot może to uczynić, ale są pełni wiary, niejako w odpowiedzi na coraz bardziej ogarniający ich pesymizm. Przychodzą więc i czekają pod drzewem, bo gdzieś tutaj ma pojawić się Godot – ich zbawca. Codziennie też spotykają inną parę włóczęgów – Pozza i Lucky'ego – których za każdym razem witają jak nowo poznanych. Odnosi się nieodparte wrażenie, że Estragon i Vladimir znaleźli się w jakiejś pętli czasu, z której nie mogą się wyzwolić i nie do końca sobie to uświadamiają.
Beckett, świadom literatury przełomu wieków, zaznajomiony z dziełami innego Irlandczyka Jamesa Joyce'a, równie mistrzowsko jak on bawił się ukrytymi tropami – choćby w nazywaniu bohaterów. Ich imiona tworzą niejako drugą – domniemaną – warstwę znaczeniową dramatu. Godot, to "mały Bóg" - bożek - francuski przyrostek zdrabniający "-ot”" Znaczenie to osiąga w obu językach. Główni bohaterowi, idąc tropem zdrobnień, to "Gogo" - "idź, idź" (ang. "go") oraz "Didi" - "mów, mów" (franc. "dis"). Imiona dwóch pozostałych bohaterów także mają historia swoje przypuszczalne tropy językowe: Lucky to po angielsku "szczęściarz", choć dla niektórych odwołuje się do łacińskiego "lux" - "światło" i faktycznie jest chyba najszczęśliwszą postacią wśród bohaterów dramatu. Brutalny i wredny Pozzo to w języku włoskim ""szambo" (obok innych znaczeń).
Wielu badaczy i miłośników literatury starało się „rozszyfrować” łamigłówkę Becketta, doszukując się dodatkowych znaczeń, ukrytych tropów, systemów powiązań. Wszystkim tym działaniom sprzyja fakt doskonałej organizacji dzieła, wręcz wzorcowo obrazującego zasady teatru absurdu – godzenie sprzeczności, tragizm staje się komiczny, a komizm tragiczny. U Becketta nawet próba samobójcza staje się farsą. Pomysł dalszych poszukiwań jest niezmiernie kuszący... może warto zagłębić się w treść raz jeszcze i znaleźć odpowiedź – kim właściwie jest ten "Godot" i czy kiedykolwiek doczekamy się jego przyjścia.
PP